W naszym kraju utarło się przekonanie, że zwalczają się dwa ruchy polityczne – PiS i PO. Tudzież PiS i ANTYPIS. I owszem, tak przebiega podział stricte polityczny. Jednak prawdziwa wojna toczy się w kraju na zupełnie innej linii. Nie jest to linia miasto-wieś, nie jest to linia bogaci-biedni, solidarność-komuna (no, tu trochę tak, podział się czasem z tym realnym pokrywa). Nie jest to wreszcie podział na ludzi wykształconych i tych bez wykształcenia. W Polsce realny spór przebiega na linii opcji polskiej (europejskiej) i rosyjskiej (sowieckiej).
Tak, zaraz rozlec się może chór rozmaitych wiedzących lepiej, co to uznają, że przecież spór ten pokrywa się z partiami politycznymi.
Prorosyjskość PiS-u, prorosyjskość antypisu
Sympatycy antypisu zakrzykną, że partia rządząca gra z Orbanem, że współpracowała z antyeuropejskimi narodowcami w Europie. Że kłótnie z Unią Europejską, a już na pewno z USA nam szkodzą. A i w Nowym Telegrafe Warszawskim mocno podkreślaliśmy, że państwo PiS zgodziło się na to, by niejaki Oleg Dieripaska budował ambasadę RP w Moskwie.
Sympatycy obecnej władzy zakrzykną z kolei – hola, hola. Jak można w ogóle to porównywać. Był reset rządu Donalda Tuska. Ględzenie, że Putin jest „naszym człowiekiem w Moskwie”. Było osłabianie do spółki z Rosjanami pozycji Lecha Kaczyńskiego i rangi wizyty w Smoleńsku. Po tragedii 10 kwietnia nieudolne, oddane Rosjanom śledztwo. I co tam współpraca z narodowcami, którzy nie rządzą, skoro to europejscy liberałowie, socjaliści i chadecy współfinansowali putinowski reżim, robili z nim interesy.
Te zarzuty są z obu stron prawdziwe, bo swoje przyczółki putinowska Rosja ma wszędzie. I w skrajnej pacyfistycznej lewicy i wśród narodowców. I w KO i Zjednoczonej Prawicy.
Jedno jest pewne – najbardziej nie na rękę Rosjanom jest zgoda Polaków. Ale zgoda prawdziwa, międzyludzka, obywateli, nie głupia cukierkowa jedność i brak jakiegokolwiek sporu. Silne społeczeństwo obywatelskie, niezależne media. W interesie Rosji jest nakręcenie emocji, skakanie sobie do gardeł. W tym układzie przestaje dziwić, że ze strony antypisu najostrzej ruskie onuce w PiS dostrzega facet, który swego czasu robił na kolanach rozmowy z Miedwiediewem (taka pacynka Putina, mianowana jakiś czas temu chwilowym prezydentem Rosji, gdy Putin nie mógł pełnić tej funkcji). A z drugiej strony, tej pisowskiej, w Tuska najmocniej uderza koleś z tego środowiska prawicy, które jeśli nie było przyczółkiem, to w najłagodniejszej wersji pudłem rezonansowym rosyjskich służb.
A prawda jest prosta. Wszystkie strony sporu są ubrudzone, bo wszędzie Rosjanie mieli swoje przyczółki. Ale też po każdej ze stron są ludzie, którzy autentycznie angażowali się w pracę na rzecz czy to praw człowieka, czy wspierania dążeń niepodległościowych postradzieckich republik. Jedno jest pewne. Nie możemy stracić zimnej krwi i dać się ponieść złym emocjom. Należy patrzeć, obserwować, opisywać. Mane, tekel, fares.