piątek, 20 września, 2024

Finał sprawy CIełuszeckiego.  Piłat nie wymyśliłby tego lepiej (KOMENTARZ)

W Wielki Czwartek zakończył się proces Mirosława Ciełuszeckiego. Dwadzieścia lat po tym, gdy po raz pierwszy przedsiębiorca trafił do aresztu. Po dwóch dekadach procesu, z absurdalnymi zarzutami, gubieniem dowodów, kompromitowaniem się biegłych, prokuratorów i sędziów, w którym fatalnie zapisały się i sądy III RP i prokuratorzy dobrej zmiany, zapadł wyrok. Sąd uniewinnił przedsiębiorcę z kuriozalnych, poważnych zarzutów. Ale po dwóch dekadach dopatrzył się drobnych nieprawidłowości w działaniu firmy.

Przedsiębiorca nie pójdzie siedzieć, nawet nie zapłaci grzywny. Sąd Apelacyjny w Białymstoku łaskawie uwzględnił czas spędzony w areszcie i zaliczyl go na poczet grzywny. Przedsiębiorca ma wyrok w zawieszeniu. Za sprawę zupełnie inną, niż dwadzieścia lat temu oskarżał go prokurator. Najważniejsze jest jednak to, że drobne sprawy nie mogą być poddane postępowaniu kasacyjnemu w Sądzie Najwyższym. Poprzednio, gdy Ciełuszecki został skazany kasację wygrał. Teraz  odwołać się nie może. Nie ma też szansy na odszkodowanie. A biorąc pod uwagę straty, jakie poniósł byłoby ono liczon w setkach milionów. Nawet Piłat, nie powstydziłby się takiego wyroku.

 

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img