Potworny wrzask obudził mieszkańców bloku na Bielanach. Początkowo nie wiedzieli, czy krzyczy dziecko, czy jakieś zwierzę. W końcu okazało się, że w uchylonym oknie zaklinował się kot. To najczęstsza przyczyna śmierci domowych mruczków w mieszkaniach, do której dochodzi przez ludzką nieodpowiedzialność. W tym wypadku właścicielka kota miała gdzieś dobro zwierzęcia. Kompletnie pijana zlekceważyła prośby zabranie pupila do weterynarza.
Uchylone okno w mieszkaniu to potencjalna śmierć naszego zwierzęcia. Kot próbuje (na przykład w pogoni za owadem) wydostać się na zewnątrz, zaklinowuje się. Czasem „tylko” uszkadza łapkę. Częściej kręgosłup. Bywają przypadki śmiertelne.
Najczęściej przez brak uwagi
Najczęściej przyczyną takich wypadków jest ludzki brak wiedzy (wiele osób nie wie, że uchylone okno jest dla kota niebezpieczne, dopiero od niedawna pojawiają się w tej sprawie ostrzeżenia i komunikaty), niesforność, czasem głupi przypadek (ktoś z rodziny przyszedł, otworzył okno). W takich sytuacjach można jeszcze właścicieli jakoś tłumaczyć. Nic nie tłumaczy mieszkanki Bielan, która nad dobrem własnego zwierzęcia postawiła upodobanie doi napojów alkoholowych.
Kot umierał, pani spała
Jak poinformowała Straż Miejska w uchylonym oknie bloku przy ulicy Przy Agorze na Bielanach zaklinował się kot. Było po północy. A przeraźliwy wrzask nie dawał spać mieszkańcom całego budynku. Sąsiedzi ustalili, że zwierzak utkną w uchylonym oknie na trzecim piętrze. Zgłosili to strażnikom miejskim z Ekopatrolu. Po dłuższej chwili dobijania się funkcjonariuszy do lokalu, drzwi otworzyła zaspana właścicielka. Jak relacjonuje Straż Miejska, od kobiety wyraźnie czuć było alkohol. Lokatorka nie umiała powiedzieć, gdzie znajduje się jej kot i wpuściła strażników, by sami to sprawdzili. Funkcjonariusze ostrożnie uwolnili mruczka z opresji.
W pułapce przebywał długo
Zwierzak musiał dość długo przebywać w pułapce, ponieważ – jak zauważyli strażnicy – miał niedowład tylnych łapek, ciężko oddychał i był bardzo osłabiony. I tu zaczyna się najsmutniejszy chyba moment całej historii. Funkcjonariusze polecili kobiecie, by natychmiast udała się z kotem do weterynarza. Właścicielka… odmówiła. Strażnicy powiedzieli więc, że nieudzielenie pomocy zwierzęciu jest przestępstwem. Kobieta mimo to odmówiła i powiedziała, że jeśli strażnicy chcą, to mogą zabrać kota. EkoPatrol zawiózł mruczka do schroniska Na Paluchu. Tam zwierzak dostał pomoc weterynaryjną. Zachowanie kobiety zostało zgłoszone na policję.
(źródło: Straż Miejska mat. pras.)