Tylko trzy procent Polaków znalazłoby dziś schronienie w schronach przeciwlotniczych. O tym, ile jest schronów przeciwatomowych nie wiadomo. Nie wiedzą tego nawet rządzący i samorządy. Te przerażające w związku z obecną sytuacją za naszą wschodnią granicą informacje podał zaprzyjaźniony z nami portal Salon24. W rzeczywistości tych miejsc, w których można byłoby się ukryć jest w kraju więcej. Są jeszcze schrony przedwojenne, czy budowane w polskich miastach schronienia za komuny. Rzecz w tym, że ani MON, ani Ochrona Cywilna nie mają pojęcia gdzie te schrony się znajdują! W Warszawie i tak nie jest najgorzej – wiemy, że w razie alarmu należy chować się w metrze i innych przejściach podziemnych, podziemnych parkingach itd. Zostają jeszcze piwnice. I liczenie na to, że się trafi akurat na taką, będącą w założeniu ochroną. Albo, że nie trafi. Bomba z samolotu bądź rakieta.
Było pewne, żehitlerostalin pojawi się, najpewniej w Rosji
Sytuacja, w której się znaleźliśmy wynika z naiwnego przeświadczenia, że historia się skończyła. Że nie będzie już na naszym terenie wojen. Że jak ktoś napadnie (a po co miałby to robić) to nie musimy się bronić, bo chłopcy z NATO przyjdą i spuszczą agresorom łupnia. I oczywiście dobrze, że w NATO jesteśmy. Ale problem powszechnego rozbrojenia dotknął także – w mniejszym lub większym stopniu – kraje Sojuszu. Tymczasem niestety, jest tak, że mamy do czynienia ze zbrodniarzem i bandziorem. Było oczywiste, że nowy Hitlerostalin gdzieś się na świecie kiedyś pojawi.
I więcej niż prawdopodobne było to, że stanie się to w Rosji. I zbrojenie było OBOWIĄZKIEM. To tak, jak ktoś się do nas dobija. Chce się włamać do domu, zrobić krzywdę nam i naszej rodzinie, okraść. Mamy PRAWO a nawet OBOWIĄZEK się bronić. Jak w najlepszych szkołach samoobrony – unikaj sytuacji niebezpiecznej jeśli możesz. Jak musisz walczyć, unikaj ciosów. Ale jeśli już musisz w obronie własnej cios zadać, musi być on skuteczny. Zachód się przebudził. Europa też. Polska się budzi.
Bardzo bolesne to przebudzenie
Nie mamy Ochrony Cywilnej, która jest podstawą. Obrona Terytorialna to kropelka w morzu potrzeb. Mamy doskonałe niewielkie systemy przeciwrakietowe, które się sprawdzają na Ukrainie. Ale one są skuteczne przeciwko śmigłowcom, czy niewielkim rakietom. A tu potrzeba ciężkiego sprzętu do niszczenia rakiet dalszego zasięgu i samolotów. Potrzeba wreszcie świadomości obronnej. Nie, nie idiotycznego poboru z falą i maszerowaniem w rytm bębenka, musztrą dla wyżycia się jakiegoś starszego poborowego. Potrzeba kompletnego szkolenia, już od szkoły podstawowej. Powiedzmy – dzieci w młodszych klasach uczą się robienia opatrunków, pierwszej pomocy. Starsze – pomocy w ewakuacji, zabezpieczenia budynków, w liceum już mielibyśmy pełne szkolenie wojskowe.
Dodatkowe godziny – dajmy na to po dwie dziennie – pierwsza – wychowanie fizyczne. Druga – szkolenie wojskowe. Plus jakieś dwutygodniowe zielone szkoły z ćwiczeniami praktycznymi z walki zbrojnej. Dziś jesteśmy tak rozbrojeni, że nawet nie ma sensownego systemu pozwoleń na broń. I nie mówię tu o tym, żeby broń była w każdym sklepie. Ale żeby były jasne zasady, na jakich pozwolenie można dostać. By każdy umiał się nią posługiwać i w razie zagrożenia na odpowiednich zasadach (niekaralność, testy psychologiczne i psychiatryczne) mógł ją dostać.
***
W Warszawie wciąż znajdują się budynki eksterytorialne należące do Federacji Rosyjskiej. Ich odebranie jest trudne. Bo wymaga zabiegów dyplomatycznych, prawnych. Tymczasem Rosjanie wystąpili z haniebnym żądaniem. Zażądali oddania im budynku przy al. Szucha 7. Budynku, w którym mieści się Ambasada Ukrainy. Rafał Trzaskowski zdecydowanie odmówił. I dobrze. Ważne, by odebrać kolejne budowle, które mieszczą się w strategicznych punktach stolicy.