Przyznam szczerze, że miałem nie oglądać spotkania Polski z Hiszpanią. Bo po co robić sobie samemu przykrość? Podejrzewam, że Biało-Czerwoni zagrają niczym Brazylia, lub FC Barcelona. Ale Canarinhos nie ze zwycięskich mundiali, a z półfinału MŚ 2014 z Niemcami (7:1 dla naszych zachodnich sąsiadów) i Barcę nie ze swych najlepszych spotkań, ale półfinału Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium (2:8). Tak, taki właśnie wynik jest niestety najbardziej prawdopodobny. Polakom nigdy Hiszpanie nie leżeli, ostatnie mecze „Orły” przegrywają bardzo wyraźnie (ostatnio 0:6, tylko Tomaszowi Kuszczakowi w bramce zawdzięczamy, ze nie było gorzej). Oczywiście cuda mogą się zdarzyć, ale powiem szczerze – śmiem wątpić w jakikolwiek przyzwoity wynik. Ale jest coś co sprawia, iż zastanawiam się, czy jednak spotkania nie obejrzeć.Bez emocji, ale jednak. Otóż Jan Bednarek, obrońca reprezentacji Polski pytany o to, jak drużyna przeciwstawi się „hiszpańskiej armadzie” wypalił, ze świat zobaczy, jak wygląda polska, „defensywna husaria”. No, powiem szczerze, że ta wypowiedź nieco mnie zdziwiła, a potem zaintrygowała. Bo tak się składa, że husaria była tyleż piękną, co niezwyciężoną formacją wojskową. Przez ponad sto lat nie przegrała w bitwie. Była najlepszą swego czasu jazdą na świecie. Formacją wybitnie OFENSYWNĄ. Jak ma wyglądać husaria defensywna, jest bardzo ciekawym zagadnieniem. Oby tylko nie było tak, że gole „orły” zdobędą, ale nie do tej bramki. Wszak w ostatnim spotkaniu z Hiszpanami na listę strzelców wpisało się dwóch Polaków. Były to gole samobójcze. A jednym z pechowców był sam… Robert Lewandowski. Tak, czy inaczej „defensywna husaria” brzmi bardzo ciekawie. I jest chyba jedynym racjonalnym powodem, dla którego można zerknąć, co też tam na boisku w Sewilli się dzieje…