Nowy Telegraf Warszawski

niedziela, 13 kwietnia, 2025

Pokój (nie)sprawiedliwy i zwiastun krwawej apokalipsy. Czy banderowcy Putina zaatakują Polskę (OPINIA)

Ci, którzy boją się ukraińskiego nacjonalizmu, powinni modlić się o to, by Ukraina nie przegrała wojny. Bo właśnie jej porażka, upokorzenie, oddanie pod moskiewski but da paliwo dla szowinistycznego nacjonalizmu. Obudzi w sfrustrowanym społeczeństwie dawne demony, umiejętnie podsycane przez rosyjskiego „wielkiego brata”. A scenariusz, w którym na Kremlu mają już plan osadzenia w Kijowie „ukraińskiego Kadyrowa”, jest, patrząc na historię i praktykę Putina, całkiem realny. Amerykańskie propozycje pokojowe budzą obawy, że pokój będzie fikcją. Jedynie zamrożeniem konfliktu pozwalającym Rosji na przygotowanie dalszej agresji. Być może także na zaatakowanie Polski ukraińskimi rękami.

Gdy pisaliśmy o tym, że banderyzm naprawdę groźny dla Polski stanie się w momencie klęski Ukrainy, był to scenariusz dotyczący dość mglistej przyszłości, jeden z wielu wariantów. Niestety, ostatnie wydarzenia zdają się go mocno przybliżać, jednak po kolei. Zbrodnie ukraińskich nacjonalistów na Polakach nie tylko nie zostały nigdy osądzone, ale też strona ukraińska przez długi czas uniemożliwiała stronie polskiej ekshumacje i godne pochówki ofiar. Był to ogromny błąd Kijowa. Po stronie polskiej dominowały za to dwie równie naiwne postawy. Pierwsza, że skoro Ukraina stanowi państwo buforowe między Rzeczpospolitą i Rosją, a Ukraińcy, broniąc się przed atakiem, walczą także za nas, temat zbrodni na Wołyniu należy zostawić.

Wiele głosów naiwnych, nieliczne rozsądku

„Przyjdzie czas, gdy się zajmiemy historią, dziś wschód płonie, trzeba ratować” – mówili zwolennicy milczenia na temat kresowego ludobójstwa. Fakt, że od powstania niepodległego państwa ukraińskiego do aneksji Krymu, czyli faktycznego początku wojny z Rosją minęło niemal ćwierćwiecze, do zwolenników pojednania za wszelką cenę zdawał się nie docierać. W dodatku każdy, kto, choć wspomniał o ludobójstwie, był atakowany jako ruska onuca. Z drugiej strony byli zwolennicy uczczenia ofiar i pamięci o zbrodni, którzy twardo domagali się prawdy i ekshumacji, jednak jakiekolwiek wsparcie dla Ukrainy uważali za sympatyzowanie z banderyzmem. Rzadziej przebijał się głos, że Ukrainę walczącą z Rosją trzeba wspierać za wszelką cenę, ludziom potrzebującym pomagać, a jednocześnie nie zapominać o Wołyniu. I zdecydowanie domagać się prawdy o zbrodni sprzed lat, godnego pochówku ofiar. Nieliczni, jak śp. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski mówili, że właśnie zamiatanie sprawy Wołynia najbardziej posłuży Putinowi. Teraz prognoza ta zaczyna się niestety potwierdzać.

Fatalne pomysły zamrożenia

Wiele wskazuje na to, że dojdzie do jakiejś formy zamrożenia konfliktu. Pisaliśmy wielokrotnie, że zgniły kompromis zgniłemu kompromisowi nierówny. Że może polegać na tym, że na przykład Amerykanie wyślą na linię graniczną z Rosją swoich żołnierzy, którzy będą gwarantem pokoju. I jak w Korei, gdzie wojna formalnie trwa do dziś, nastaną dekady względnego spokoju. Możliwe jest też jednak zawieszenie broni polegające na tym, że Zachód gwarantuje spokój jedynie na papierze. Naiwnie uwierzy w dobrą wolę obu stron. W takiej sytuacji czas po zawieszeniu broni Rosja wykorzysta na dozbrojenie, większą dezinformację dezintegrację Zachodu, a po kilku latach zaatakuje ze zdwojoną siłą. Niestety patrząc na ostatnie wydarzenia, wydaje się, że zwycięży druga opcja. Choć niektórzy komentatorzy wciąż sugerują, że ciepłe wobec Putina słowa Donalda Trumpa są jedynie grą, a faktycznie Amerykanie wymuszą faktyczne zawieszenie broni, więcej wskazuje na kolejny reset. A poprzednie resety z Rosją kończyły się tragicznie.

Zaatakuje ukraińskimi rękami

Jeśli czarny scenariusz się sprawdzi, nie można wykluczać, że Putin zaatakuje nas niebezpośrednio, ale poprzez Ukrainę. Po pierwsze – przehandlowanie Kijowa Moskwie, klęska naszych sąsiadów doprowadzi do ogromnej frustracji społeczeństwa. Ukraińcy będą się czuli oszukani i zdradzeni przez Zachód, który nie pomógł wystarczająco. A na koniec zgodził się na oddanie Ukrainy Rosji. Kto będzie głównym obiektem niechęci sfrustrowanego narodu? Będący daleko Amerykanie, czy Francuzi? Być może, przede wszystkim złość skupi się jednak na sąsiedzie najbliższym. Po drugie, do Polski przybędzie kolejna fala uchodźców, diaspora Ukraińców w Polsce będzie dużo większa niż teraz. Do sporów będzie dochodzić szczególnie w sytuacji, gdy ktoś z Kremla umiejętnie je podsyci. Pamiętajmy, że media informowały o udaremnionych na szczęście przez służby planach zamachów w Polsce. Inspirowała je Rosja, przeprowadzać mieli je jednak młodzi, wykorzystani przez Kreml Ukraińcy. Rosyjskie służby bez wątpienia skutecznie zadbają o podsycanie antypolskiego nacjonalizmu na Ukrainie i antyukraińskiego w Polsce.

Putin stworzy „ukraińskiego Kadyrowa”?

Zresztą składane przez Putina „luźne” propozycje rozbioru Ukrainy nie wynikały z miłości do naszego kraju, a chęci siania zamętu i skłócenia na dobre obu narodów. Wreszcie casus Czeczenii. Jak przypominaliśmy już kilka miesięcy temu, kaukaska republika stawiała się Rosji. W latach 90. jeszcze w czasach prezydentury Borysa Jelcyna w pierwszej wojnie czeczeńskiej Czeczeni dzielnie bronili się przed Rosją. Wielu dowódców zostało wręcz bohaterami. Zbrodnia założycielska rządów Władimira Putina, wysadzenie w powietrze bloków z własnymi obywatelami posłużyła za pretekst. Po zwaleniu winy na Czeczenów Rosja znów zaatakowała Czeczenię, podczas II wojny Rosjanie dopuścili się szeregu zbrodni. Premier Putin zyskał popularność, został prezydentem. A podbita Czeczenia dziś ma prezydenta – Ramzana Kadyrowa. Jednego z najokrutniejszych ludzi Kremla. Byłoby dziwne, gdyby Putin, planując podbój Ukrainy, nie miał w zanadrzu „ukraińskiego Kadyrowa”. Kogoś, kto okrucieństwem dorównałby czeczeńskiemu, a wzburzenie przegranego narodu skierował przeciwko Polsce. Pozostaje się modlić, by ten scenariusz pozostał jedynie niespełnioną prognozą.