Uważam, że Sławomir Mentzen faktycznie byłby dla Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze groźniejszy. Po pierwsze pójdą za nim głosować ci wszyscy, którzy chcą rozbicia duopolu, przeciwnicy PO i PiS, a także PiS-owcy, żeby za wszelką cenę zapobiec zwycięstwu Trzaskowskiego. Natomiast jeśli wejdzie Nawrocki, to bardzo wielu wyborców Mentzena zostanie w domu. Uznają, że duopol znowu zwyciężył. Z tego punktu widzenia Trzaskowski dostałby bonus. A więc polityk Konfederacji jest tym, który może zmobilizować więcej i być trudniejszym przeciwnikiem dla prezydenta stolicy – mówi profesor Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.
Śledzi Pan kampanię wyborczą, w ramach podcastu „Super Expressu” „Dudek o Polityce” rozmawia z kandydatami. Czy nie odnosi Pan wrażenia, że wszyscy pretendenci do najwyższego urzędu w państwie, sprawiają wrażenie, jakby uczestniczyli w wyścigu ślimaków? Robią takie błędy, jakby wręcz nie chcieli wygrać?
Prof. Antoni Dudek: Absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem, że kandydatom nie zależy. Bez wątpienia zależy głównym graczom, oni są jednak zmotywowani. Najbardziej chyba Sławomir Mentzen.
Dlaczego?
Bo według sondaży to on jest tym czarnym koniem, który się nam objawił. A zawsze czarny koń jest najbardziej zmotywowany. Co oczywiście nie znaczy, że wygra wybory. Natomiast reszta kandydatów, poza czołową trójką, usiłuje odegrać jakąś rolę, ale nie walczy o prezydenturę, ale o to, żeby coś ugrać, zdobyć jakieś punkty. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia próbuje pewnie ratować swoją formację polityczną. Adrian Zandberg po rozłamie w partii Razem chce określić jej zasięg. Pan Artur Bartoszewicz zbudować jakiś nowy ruch polityczny. Natomiast czołowa trójka jest zmotywowana, ale najbardziej Mentzen, mniej Karol Nawrocki. A najmniej Rafał Trzaskowski, który z reguły ma powiedziałbym lekko zdystansowany stosunek wobec polityki. I jeśli on nie wygra, to właśnie dlatego, że u niego tej determinacji będzie najmniej z tej trójki.
Tylko siłą prezydenta Warszawy wydaje się dziś słabość konkurenta. Karol Nawrocki może jest zdeterminowany, ale jego kampania wygląda słabo.
Podzielam opinię, że dla Rafała Trzaskowskiego poważniejszym rywalem byłby w drugiej turze Sławomir Mentzen. Stąd w środowiskach wspierających prezydenta stolicy widać pewną zmianę narracji, mniej się mówi o Nawrockim, a bardziej o słabościach Mentzena, o jego różnych złych wypowiedziach, kwestii aborcji, płatnych studiów i tak dalej. Uznano, że Nawrocki już jest mocno osłabiony, a lider Konfederacji jest niebezpieczny. Natomiast problem sztabu Trzaskowskiego polega na tym, że niezależnie od tego, którą stronę tu będą mocniej atakować, to nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak zachowają się połączone elektoraty Mentzena i Nawrockiego oraz całej galerii mniejszych prawicowych kandydatów po 18 maja. Bo to będzie ten moment, w którym nastąpi właściwa rozgrywka. Rafał Trzaskowski praktycznie jest skazany na wejście do drugiej tury. I wtedy dopiero się okaże, czy on jest w stanie zmobilizować nieznacznie większy elektorat antypisu.
Zresztą sam w rozmowie ze mną na stronie SE.pl użył takiego sformułowania, z którym ja się zgadzam, że drugiej turze będzie „na żyletki”. I to jest fajne określenie, bo to z jednej strony pokazuje pewną brutalność, która nas czeka, a z drugiej strony minimalną różnicę, która w dniu wyborów będzie przypominać grubością żyletkę. Jak zresztą spojrzymy jaką różnicą rozstrzygają się wybory prezydenckie w Polsce, poczynając od 2005 roku, to widać, że z każdymi kolejnymi wyborami ta różnica jest coraz mniejsza. W ostatnich wyborach Trzaskowski przegrał mniej więcej czterystoma tysiącami głosów. A na każdego z kandydatów zagłosowało ponad 10 milionów wyborców. Prawdopodobieństwo, że ta różnica jeszcze się zmniejszy, jest wysokie.
Rafał Trzaskowski zdecydowanie jednak w sondażach wygrywa, więc te notowania są dosyć dla niego optymistyczne?
Biorąc pod uwagę, że druga tura będzie decydująca, a różnica niewielka, notowania dla Rafała Trzaskowskiego wcale nie są optymistyczne. Owszem, pozytywne są notowania samego kandydata. Patrząc jednak na poparcie dla kandydatów na lewo od KO, od Magdaleny Biejat po Adriana Zandberga, a nawet wliczając tu centrowego Szymona Hołownię, już tak dobrze nie jest. Bo łącznie chce na nich w tej chwili głosować mniej wyborców niż na przedstawicieli prawej strony. Mówię tu o Krzysztofie Stanowskim, Arturze Bartoszewiczu, Marku Jakubiaku i oczywiście Grzegorzu Braunie. I jak to zsumujemy, to się okazuje, że ten kandydat z prawej strony, który na pewno wyjdzie do drugiej tury z mniejszym poparciem niż Trzaskowski, nagle uzyskuje olbrzymie, hipotetyczne wsparcie tych wszystkich kandydatów prawicowych, którzy przepadną w pierwszej turze.
Z tego punktu widzenia przed Rafałem Trzaskowskim potężne wyzwanie. Natomiast dziś nie sposób przesądzić, co ostatecznie będzie tym decydującym czynnikiem. Czy będzie to przebieg debat, czy może narzucenie narracji, że wybory staną się referendum na temat rządów Tuska. Bo PiS i Karol Nawrocki już to ogłosili, a Mentzen w tym samym kierunku. Promują narrację, że bierzemy udział w wyborach prezydenckich, ale też w referendum w sprawie rządów Tuska. W takiej sytuacji część ludzi, która się waha, może poprzeć tego kandydata, który będzie przeciwnikiem Trzaskowskiego w drugiej turze.
To byłby jednak plebiscyt nie na zasadzie oceny rządu Tuska, ale nad tym, czy chcemy zamiast rządu Tuska powrotu poprzedniego. Więc raczej będzie mobilizacja obu stron?
Dlatego uważam, że Mentzen faktycznie byłby dla Trzaskowskiego w drugiej turze groźniejszy. Po pierwsze pójdą za nim głosować ci wszyscy, którzy chcą rozbicia duopolu, przeciwnicy PO i PiS, a także PiS-owcy, żeby za wszelką cenę zapobiec zwycięstwu Trzaskowskiego. Natomiast jeśli wejdzie Nawrocki, to bardzo wielu wyborców Mentzena zostanie w domu. Uznają, że duopol znowu zwyciężył. Z tego punktu widzenia Trzaskowski dostałby bonus. A więc polityk Konfederacji jest tym, który może zmobilizować więcej i być trudniejszym przeciwnikiem dla prezydenta stolicy.