Nowy Telegraf Warszawski

wtorek, 13 maja, 2025

Kto wielbi Putina, kto może być szansą dla Europy. Partie na niemieckiej scenie, przedwyborczy przegląd

Wybory w Niemczech już w najbliższą niedzielę, 23 lutego. Media informują, kto wygra, kto przegra, kto będzie czarnym koniem. Jednocześnie mniej interesujący się niemiecką polityką czytelnicy, nie muszą orientować się w poglądach, programach, ani dorobku rywalizujących o władzę ugrupowań. Tymczasem wybory te z uwagi na bliskość, relacje gospodarcze i w jednych sprawach zbieżne, a w innych rozbieżne z polskimi interesy, są dla nas niezwykle istotne. Dlatego warto przyjrzeć się poszczególnym ugrupowaniom. Oto skrótowy przewodnik po najważniejszych niemieckich formacjach.

Według sondaży faworytem do wygranej są chadecy (chrześcijańscy demokraci), czyli koalicja mocniejszej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – CDU i słabszej, choć wyrazistej Unii Chrześcijańsko-Społecznej CSU. Koalicja i ścisła współpraca tych ugrupowań liczy wiele lat. I – co z polskiego punktu widzenia może wydać się nietypowe – CDU/CSU to sojusz partii odrębnych nie tylko ideowo, ale i geograficznie. To znaczy Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna działa w prawie wszystkich niemieckich landach, z wyjątkiem Bawarii, w której z kolei działa CSU.

O co chodzi z sojuszem CDU/CSU

To troszkę tak, jakby na przykład Platforma Obywatelska zbudowała koalicję wyborczą z Polskim Stronnictwem Ludowym. I w sojuszu PO/PSL pierwsza, większa partia działałaby w całej Polsce, z wyjątkiem na przykład województwa świętokrzyskiego. Tam wszystkie miejsca oddane byłyby ludowcom. W przypadku CDU/CSU pierwsza jest typową chadecką dużą partią, z wieloma nurtami ideowymi, od liberalno-konserwatywnego po mocno prawicowy. Z tym że w ostatnich dekadach CDU jak większość europejskiej chadecji poszła bardziej w kierunku centrowym lub nawet lewicującym w kwestiach obyczajowych, a znów CSU trzyma bardziej prawicowy kurs. Jednocześnie bawarska formacja była nie tylko bardziej konserwatywna, ale i bardziej „neutralna” a momentami „życzliwa” wobec Rosji. Rządy CDU w czasach Angeli Merkel to także częściowe odejście od polityki atlantyckiej. Z kolei obecny lider partii, najpoważniejszy kandydat na kanclerza, Friedrich Merz deklaruje zwrot ku wartościom konserwatywnym i atlantyckim. Jednoznacznie krytycznie wypowiada się o polityce Rosji.

Powrót do źródeł?

Zrealizowanie zwrotu w kierunku USA byłby powrotem do źródeł. Niemiecka chadecja ukształtowała politykę Republiki Federalnej Niemiec w pierwszych powojennych latach. Rządy Konrada Adenauera i początkowo ministra gospodarki, a po Adenauerze kanclerza RFN Ludwika Ercharda to polityka konserwatyzmu i ordoliberalizmu, który stworzył tzw. niemieckie państwo dobrobytu. I były to rządy jednoznacznie proatlantyckie. Podobnie jak polityka podczas kolejnych rządów chadecji, w latach 80. i 90. Czas przywództwa Helmuta Kohla to historyczny moment upadku komunizmu w Niemieckiej Republice Demokratycznej i Europie Środkowo-Wschodniej. Rozpad ZSRR, Czechosłowacji, przede wszystkim zjednoczenie Niemiec i układ graniczny z Polską. Po wielkich poprzednikach nastała Angela Merkel, która przez lata jawiła się jako polityk spokoju, jednak po latach rządów obciąża ją naiwna polityka migracyjna, mocne nastawienie prorosyjskie w polityce, a konserwatyści krytykują odejście od tradycyjnych wartości, skręt w lewo. Przywództwo Merza ma przywrócić partię na właściwe tory. A CDU/CSU prowadzi w sondażach, ma około 30 proc. poparcia.

Prorosyjska, populistyczna i antypolska

Partią jawnie prorosyjską, populistyczną i niestety antypolską jest Alternatywa dla Niemiec, czyli AFD. To klasyczne ugrupowanie alt-prawicowe, a więc łączące elementy skrajnej prawicy z elementami bynajmniej nie prawicowymi, prorosyjskość z populizmem i eurosceptycyzmem. Szkoda o tyle, że gdy dekadę temu partia ta powstawała, prezentowała zupełnie inne założenia ideowe. Miała być centroprawicowym, wolnorynkowym i prozachodnim ugrupowaniem, krytycznym wobec strefy Euro i europejskiej biurokracji. Atlantycki kurs ugrupowania gwarantować miał lider, Olaf Henkel, były szef IBM w Europie. Stosunkowo szybko ugrupowanie przejęli jednak populiści i AFD podryfowała w kierunku groźnej także z naszego punktu widzenia alt-prawicy. A w związku z ogromnym napływem migrantów, wzrostem przestępczości wśród nich, pogorszeniem warunków życia w Niemczech i fatalną sytuacją ogólną (określenie „Niemcy się sypią” nie jest jedynie ponurym żartem), poparcie AFD poszybowały w górę. Dziś partia zajmuje drugie miejsce w sondażach, głosowanie na nią deklaruje około 20 proc. respondentów.

Słusznie czepiają się AFD, ale powinni spojrzeć w lustro

Zarzuty o prorosyjskość AFD są w pełni uzasadnione, nieuczciwe byłoby jednak uznawanie Alternatywy za jedyne promoskiewskie ugrupowanie w Republice Federalnej. Więcej zła (gdyż AFD jeszcze nie sprawowała władzy) wyrządziła w tej kwestii rządząca obecnie Niemcami Socjaldemokratyczna Partia Niemiec, czyli SPD. Tam tradycje prokremlowskiej polityki są bardzo długie. Kanclerz Willy Brandt w Polsce kojarzony jest pozytywnie z uwagi na ekspiacyjne gesty związane z upamiętnieniem ofiar niemieckich zbrodni. Był jednak autorem polityki wschodniej zakładającej współpracę z ZSRR. Jego następca, Helmut Schmidt, w przeciwieństwie do innych zachodnich przywódców, popierał stan wojenny w Polsce. Gerhard Schroeder po byciu kanclerzem dostał zatrudnienie w rosyjskim koncernie paliwowym Gazprom. Obecny kanclerz Olaf Scholz urządzał sobie telefoniczne pogawędki z Putinem. Pomoc dla Kijowa blokował nawet wtedy, gdy nastawienie niemieckiej opinii stało się jednoznacznie krytyczne wobec agresji Rosji. SPD, w kwestiach wewnętrznych typowa socjaldemokracja, w sondażach dołuje, może liczyć na około 16 proc. poparcia, co jest fatalnym wynikiem.

Antyrosyjski zwrot Zielonych

Na przeciwnym biegunie, jeśli chodzi o stosunek do Rosji, jest koalicjant SPD w rządzie, czyli Zieloni. Formacja ta przeszła podobną drogę do AFD, ale w przeciwnym kierunku. Alternatywa zaczynała jako formacja prozachodnia. Prorosyjska, w krótkim czasie się stała. Zieloni ćwierć wieku temu mieli twarz bliskiego współpracownika Schroedera, wywodzącego się z pokolenia 1968 roku Joschki Fischera. Teraz Zieloni są wciąż radykalni (jak nazwa wskazuje) w sprawach klimatu, promowania Zielonego Ładu itd. W kwestii polityki Rosji są zdecydowanie bardziej asertywni. W badaniach opinii zajmują czwarte miejsce, z poparciem rzędu 12 proc. Znacznie gorzej wypada trzeci niedawny koalicjant, liberałowie z FDP. Prezentowali oni stanowisko prorosyjskie, jednak bardziej wynikało ono z chęci reprezentowania środowisk biznesowych, chcących handlować z rosyjskimi firmami, działać na rosyjskim rynku. Po pełnej agresji Rosji na Ukrainę nastawienie FDP mocno się zmieniło. Jednak popularność liberałów jest dziś bardzo niska. Po raz drugi w historii mogą się znaleźć poniżej progu wyborczego.

Skrajna lewica prorosyjska najbardziej

Poglądy być może nawet bardziej promoskiewskie niż SPD i AFD prezentuje skrajna lewica. Niedawno czarnym (a może czerwonym) koniem wydawał się BSW, czyli skrajnie lewicowo-populistyczny Sojusz Sahry Wagenknecht. W ostatnich badaniach lepsze rezultaty osiągali postkomuniści z Die Linke. To partia postkomunistyczna, wywodząca się jeszcze z komunistycznej formacji Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Od lat pod różnymi nazwami (PDS, potem Die Linke) prezentowała się jako ugrupowanie sentymentu do NRD. Była prorosyjska, jednak w momencie inwazji Rosji na Ukrainę politycy tej partii w większości agresję mocno krytykowali. Odmienne stanowisko prezentowała grupa działaczy skupiona wokół Wagenknecht. To jednak nie była jedyna różnica – populiści byli też krytyczni wobec polityki Niemiec w sprawie Covid-19 i Zielonego Ładu. W styczniu 2024 roku niedługo po klęsce Die Linke w wyborach lokalnych, Wagenknecht powołała własny ruch. Początkowo prześcignął on Die Linke, potem na jej rzecz stracił. Obie formacje notują dziś jednak poparcie na granicy progu wyborczego.

W niedzielę Niemcy decydują

Tak w przybliżeniu wygląda niemiecka scena partyjna. W niedzielę Niemcy wybiorą w przedterminowych wyborach Bundestag, czyli niemiecki parlament. Wyłoniona w ramach głosowania koalicja wybierze kanclerza, który stanie na czele rządu federalnego. Według obecnych sondaży raczej żadna formacja nie przejmie samodzielnie władzy. W przeszłości w RFN powstawały sojusze kilku partii (jak ostatnio SPD, Zielonych i liberałów z FDP, którzy koalicję opuścili). Bywały też – rzecz u nas nie do pomyślenia – kadencje z rządami tzw. wielkiej koalicji, czyli CDU-SPD. W takiej konfiguracji urząd kanclerza przypadał silniejszemu ugrupowaniu. Pytanie, czy CDU-CSU, a więc prawdopodobny zwycięzca pójdzie mocno w prawo, dogadując się z AFD (mało prawdopodobne), postara się zbudować sojusz z małymi ugrupowaniami. Czy może nastąpi powrót do istniejącej kilka lat temu koalicji. O rozkładzie głosów w niemieckim parlamencie dowiemy się już w niedzielny wieczór. A w przyszłym tygodniu w „Nowym Telegrafie Warszawskim” bieżące korespondencje powyborcze z Niemiec.