Ewentualna porażka Rafała Trzaskowskiego podważyłaby pozycję Donalda Tuska jako lidera. Nie oznaczałaby rozpadu koalicji, ale zmiana premiera byłaby możliwa. Z tym że na razie połączone elektoraty Lewicy i Trzeciej Drogi są większe niż Konfederacji. Platforma nieznacznie wyprzedza PiS. Wyścig prezydencki będzie jednak wyrównany, ale to wyrównanie wynika nie z doskonałości, lecz słabości. Obie strony mają swoje kule u nogi – mówi prof. Jarosław Flis, socjolog, Uniwersytet Jagielloński.
Wybory prezydenckie budzą emocje, jednak większość dyskusji dotyczy przebiegu kampanii, kandydatów, czy programów, na których realizację prezydent nie ma wielkiego wpływu. Głowa państwa nie ma politycznego znaczenia, posiada jednak wpływy, a wybory pierwszego obywatela potem nierzadko na lata kształtują nam scenę polityczną. Czy dziś możemy określić, co długofalowo oznaczałaby wygrana któregoś z kandydatów w wyborach prezydenckich?
Prof. Jarosław Flis: Od tego wyniku zależy wiele w sensie układów między najważniejszymi ośrodkami politycznymi w Polsce. Ewentualna wygrana Karola Nawrockiego nie zmieni pozycji samej Platformy Obywatelskiej i jej rządu. Natomiast na pewno da koalicji rządzącej wiele do myślenia, konieczne będą zmiany w samym funkcjonowaniu sojuszu Platformy, Ludowców, Lewicy i Polski 2050. To znaczy, że gdyby coś poszło nie tak, to pozycja wielu najważniejszych polityków, w szczególności pozycja Donalda Tuska jako niekwestionowanego lidera, będzie trudna do obrony.
Czyli politycy i sympatycy obozu rządzącego, mówiący o zmianie rządu w razie przegranej Rafała Trzaskowskiego mają rację. I wygrana Karola Nawrockiego może doprowadzić do upadku koalicji?
Porażka wymusi zmiany, jednak nie będzie musiała od razu oznaczać rozpadu koalicji. Wymianę premiera w ramach koalicji już jednak można sobie wyobrazić. Na pewno byłby to sygnał, że coś trzeba będzie zrobić inaczej, że dotychczasowy plan się nie udał i konieczna jest jakaś zmiana. Warto zauważyć, że jak się dokładnie prześledzi badania z lat 2015 – 2017 notowania Prawa i Sprawiedliwości w pierwszym okresie rządów nie były aż tak spektakularne. Beata Szydło cieszyła się sporym poparciem, ale w notowaniach partyjnych szału nie było. Poparcie PiS gwałtownie poszybowało w górę dopiero po zmianie szefa rządu na Mateusza Morawieckiego. Jeżeli spojrzymy na aktualne sondaże partyjne, to owszem, koalicja rządząca ma przewagę nad opozycją, ale nie miażdżącą. Nie spełniły się te opowieści, że po wyborach do Parlamentu Europejskiego wszystko jest już pozamiatane. I że KO pożre przystawki, a potem zmiażdży PiS.
Minęło pół roku i partie koalicyjne ani nie zniknęły, ani w większości sondaży ich poparcie nie schodzi poniżej progu wyborczego. Od Lewicy odłączyła się partia Razem. Nie wiemy jednak, czy straci na tym Lewica. Czy może grupa Zandberga odchodząc z koalicji, znajdzie się już na totalnym marginesie. A więc wracając do pytania, niespecjalnie widać powody, dla których polska polityka miałaby się znów po wyborach prezydenckich całkowicie przebudować. W razie porażki Trzaskowskiego, czeka nas po prostu kryzys Platformy. Tyle że na dziś niewiele jest sygnałów świadczących o tym, że kandydat KO miałby wybory przegrać. Wg sondaży Platforma prowadzi przed PiS-em o dwa punkty procentowe, od kilku miesięcy to tendencja stała. Świadczy też o tym średnia sondaży. To znaczy od tej mijanki, która nastąpiła już w zeszłym roku, różnica jest niewielka.
Tylko w tym układzie nie będzie się liczyć poparcie danej partii, ale ewentualna koalicja. A w wyborach prezydenckich łączne poparcie różnych elektoratów dla poszczególnych kandydatów.
Łączny wynik Lewicy i Trzeciej Drogi jest stale większy od wyniku Konfederacji. A więc szansa, że PiS powróci do władzy już nawet nie dzięki samodzielnej większości, ale w sojuszu z Konfederacją, jest niewielka. Poza tym koalicja z Konfederacją, która ocenia polityków PiS jako „kościółkowych socjalistów”, też łatwa by wcale nie była. Łączyć ich może jedynie niechęć do Platformy. Z tym że w wyborach prezydenckich decydują wyborcy. A według badań elektorat Konfederacji darzył większą niechęcią PiS niż Platformę.
W poprzedniej rozmowie mówił Pan jednak, że nic nie jest przesądzone. A wygrana zarówno Trzaskowskiego, jak i Karola Nawrockiego, nie byłaby sensacją. Co innego wejście do drugiej tury kandydata spoza czołowej dwójki?
Mówiłem, że spodziewam się wyrównanej walki. I ja tę opinię dalej podtrzymuję. Z tym zastrzeżeniem, że kampania będzie wyrównana. To wyrównanie nie bierze się jednak z doskonałości, tylko ze słabości. Obydwie strony mają solidne kule u nogi. Będzie to więc swego rodzaju wyścig z kulą u nogi. W drugiej turze zwycięży ten, którego elektorat okaże się minimalnie większy.
„Nowy Telegraf Warszawski”, nr 2(102) styczeń 2025
