Niestety kuriozum jest głosowanie nad rezolucją zarówno Zgromadzenia Ogólnego ONZ, jak i Rady Bezpieczeństwa w trzecią rocznicę wojny. Stany Zjednoczone głosujące razem z Rosją to fatalny prognostyk dla Przyszłości Europy. Tylko że to my, jako obywatele możemy narzekać, a politycy mogą coś robić. To, co się dzieje, pokazuje absolutną konieczność zmian polityki europejskiej – mówi Przemysław Miśkiewicz, działacz antykomunistycznej opozycji w PRL. Lider stowarzyszenia Pokolenie, które od 2014 roku wspiera Ukraińców na froncie i tych przyjeżdżających do Polski.
Jak ocenia Pan wypowiedzi Donalda Trumpa szczególnie te, że Ukraina jest winna wybuchowi wojny?
Przemysław Miśkiewicz: To, co Donald Trump mówił kilka dni temu na szczycie w Monachium i po nim, że Żełeński na tylko 4 proc. poparcia, że to Ukraina zaczęła wojnę, że trzeba było nie zaczynać, jest haniebne i niedopuszczalne. Zanim jednak padły te słowa, nie wszystko, co mówił Trump, było skandaliczne, a często niektóre wypowiedzi były fałszowane. Natomiast tych późniejszych słów Trumpa obronić się nie da. Oczekiwałbym jednak od europejskich przywódców, żeby zamiast obrażać się na tę sytuację, starali się jakoś doprowadzić do tego, żeby Donald Trump dostał prawdziwe informacje.
Jakoś na Amerykanów wpłynąć. Wizyta Prezydenta Dudy, wbrew całemu hejtowi jest na to dobrym przykładem. Również Prezydent Emmanuel Macron podczas wizyty w Białym Domu zachował się bardzo przytomnie. Fatalnie, jeżeli ze strony Ameryki to jest świadoma gra, mająca na celu osłabienie Unii, by tworzyć nowy podział świata i handlować z Rosją. W takiej sytuacji nie mamy jednak zbyt wiele do powiedzenia. Oczywiście mówię o nas – obywatelach, a nie politykach, bo nacisk tych ostatnich jest bardzo ważny po latach marazmu.
W razie wycofania się USA z Europy i podjęcia gry z Rosją, jedynym rozwiązaniem jest chyba budowa europejskiego systemu odstraszania?
Tylko trzeba pamiętać, że czasu mamy niewiele. Dziś nie ma szans, żeby Ukraina i Europa wygrały z Rosją. I to nie jest kwestia tylko potencjału wojennego, ale przede wszystkim „ostrzelania” żołnierzy. Trzeba jednak postarać się to zmienić. W obecnym układzie na to szans nie ma. Więc oczywiście pod względem moralnym Donald Trump na sto proc. nie powinien się tak zachowywać. W takiej sytuacji koniecznością jest realpolitik, jednak w tej chwili wszyscy wydają się bezradni. Nie wiedzą, co zrobić. Uważam, że zwoływanie kolejnych szczytów jak w ubiegły poniedziałek w Paryżu jest drogą donikąd. Natomiast zwołanie takiego szczytu z udziałem Trumpa, nawet po to, żeby poznać jego zamiary, miałoby sens. Na razie wychodzi na to, że przywódcy europejscy zjeżdżają się i mówią, że trzeba się zbroić. Nic z tego jednak nie wynika.
Akurat Polska na zbrojenia wydaje wystarczające środki?
Polska bez względu na to, czy to był PiS, czy Platforma, zachowuje się w tej sprawie bardzo dobrze-chodzi mi o przeznaczana na zbrojenia 5 proc. PKB. Natomiast to, co przez lata wyprawiała cała reszta, to jest po prostu rzecz skandaliczna. I bardzo się boję, że w końcu państwa bałtyckie zostaną zaatakowane, Ameryka wycofa się, a w Europie nikt nie będzie chciał umierać ani za Rygę, ani za Tallin, ani za Wilno. A potem nikt nie będzie chciał umierać ani za Gdańsk, ani za Warszawę. Dlatego mimo ostrej krytyki, a nawet hejtu wobec prezydenta, ja bardzo dobrze oceniam wizytę Andrzeja Dudy w USA i jego politykę wobec Stanów Zjednoczonych.
Z tym że ten hejt nie dotyczył samego spotkania, ale faktu, że Andrzeja Dudę Trump potraktował bardziej jako petenta, zabrakło konkretów?
No właśnie są konkrety – na ten moment mamy zapewnienia, że obecność amerykańska w Polsce się nie zmniejszy i powstanie fort Trump. A polityka to przede wszystkim dbanie o interes swojego kraju i jeżeli okaże się, że Ameryka nie będzie zainteresowana obroną Ukrainy, to wtedy musi być przynajmniej zainteresowana obroną Polski. Wiem, że to brzmi fatalnie, jednak polityk musi patrzyć do przodu i brać pod uwagę różne scenariusze. Jeżeli politycy są mądrzy, mogą jak przed laty Roman Dmowski i Józef Piłsudski mimo szczerej niechęci w sytuacjach szczególnych ze sobą współpracować. T
eraz trzeba robić wszystko, by współpracować na rzecz bezpieczeństwa. Niestety kuriozum jest głosowanie nad rezolucją zarówno Zgromadzenia Ogólnego ONZ, jak i Rady Bezpieczeństwa w trzecią rocznicę wojny. Stany Zjednoczone głosujące razem z Rosją to fatalny prognostyk dla Przyszłości Europy. Tylko że to my, jako obywatele możemy narzekać, a politycy mogą coś robić. To, co się dzieje, pokazuje absolutną konieczność zmian polityki europejskiej.
Prawda jest taka, że Unia Europejska to śpiący olbrzym. Że niespełna pół miliarda Europejczyków liczy wsparcie mniejszych ludnościowo Stanów Zjednoczonych w obawie przed przeszło 140-milionową Rosją.
Rzeczywiście tak jest, ale niestety Rosja na zbrojenia jest w stanie wydać wszystkie pieniądze.
Amerykanie wciąż mają najpotężniejszą armię na świecie i są najlepszym gwarantem bezpieczeństwa europejskiego. Ostatnie zdarzenia pokazują jednak, że może się zdarzyć chwilowa, lub trwała, zmiana nastawienia USA. Dyskusja o federacji europejskiej jest miałka i bez sensu, bo najpierw trzeba by określić, czym taka federacja miałaby być. Ona może przypominać Związek Sowiecki albo być państwem pod dyktando najmocniejszego. Może być czymś bardziej przypominającym Rzeczpospolitą Obojga Narodów albo – chyba najlepsza forma – związkiem niepodległych państw, ale z pewnym elementem wspólnym, na przykład wspólnymi siłami nuklearnymi. Tymczasem dziś w Unii dominują jednak tematy ideologiczne?
Nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka. Nie można jednocześnie ponosić koszty zielonego ładu, troszczyć się o nakrętki do butelek, a jednocześnie się zbroić. Przynajmniej na czas wojny i zagrożenia trzeba z tych pierwszych spraw całkowicie zrezygnować, skupić na bezpieczeństwie. Potem można się zastanawiać, dyskutować, spierać. Jednak ta wojna do nas w sposób nieunikniony idzie. I będzie w tej lub w innej formie. Może ona nie będzie zbrojna, może się uda uniknąć walki i rozlewu krwi, ale że będą coraz większe napięcia, wojna cybernetyczna, hybrydowa, wzrost zagrożenia terrorystycznego, nie ulega żadnej wątpliwości. Zamiast zajmować się innymi sprawami, zacznijmy się zbroić.
Warto zastanowić się, co będzie, jak zacznie się wojna. Czy na przykład przyjmowani przez Europejczyków imigranci pójdą do armii? Czy nie będzie tak, że na przykład muzułmanie z armii europejskiej nie dogadają się z tymi z rosyjskiej? To są ważne pytania, trzeba patrzeć do przodu, na rok, na dwa, na trzy. I to są rzeczy, które nie wymagają wielkiej filozofii, tylko zastanowienia. Jeżeli jednak przez ostatnie lata rozliczne gremia zastanawiają się nad czymś zupełnie innym, no to mamy efekty, jakie mamy.