Wojna hybrydowa nie jest niczym innym niż właśnie stanem wojny, a my jako kraj frontowy z tym zagrożeniem zderzamy się cały czas. I moim zdaniem ten konflikt będzie eskalował. Wachlarz działań w wojnie hybrydowej Kremla będzie się coraz bardziej rozrastał, a agresja Moskwy będzie potęgować. Putin nie musi napadać nas militarnie. Wystarczy, że nas tą wojną hybrydową będzie cały czas atakował, turbował. W związku z tym trzeba być na to przygotowanym i sobie z tym poradzić. Pesymistą jednak nie jestem. Moim zdaniem nie ma zagrożenia bezpośrednim atakiem militarnym – mówi generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych.
24 lutego 2022 roku Rosja po kilku latach wojny hybrydowej przeprowadziła atak na pełną skalę na Ukrainę. Miała podbić kraj w kilka dni, ale Ukraińcy stawili opór. Niedawno przypadła trzecia rocznica tamtych wydarzeń. Jak wygląda obecna sytuacja z punktu widzenia czysto wojskowego?
Generał Waldemar Skrzypczak: Wiem, że są już w mediach ferowane wyroki, jakoby Ukraina przegrała wojnę. Nie. Dla mnie, jako żołnierza porażka Kijowa nastąpi tylko wtedy, gdy armia Ukraińska będzie rozbita lub pobita i w Kijowie powieszą białą flagę. Na razie żadnej białej flagi nie ma. Armia ukraińska skutecznie walczy z przeważającą armią rosyjską. I oby jak najdłużej walczyła, a Zachód powinien okazywać jej wsparcie.
Jak ocenia Pan dotychczasowe działania w zakresie rozbudowy polskiej armii?
Nie zrobiono na razie nic albo zrobiono niewiele. Potencjał armii wzrasta, ale nie jest to wzrost znaczący. Nie mamy parasola rakietowego nad Polską, ponieważ te systemy dopiero powstają. Wszystko jest rozgrzebane. Powstać ma obrona cywilna, ale to też nie wygląda tak, jak powinno. Moim zdaniem naprawdę niebezpieczna jest nasza sytuacja wewnętrzna. I ustawa o obronie cywilnym jest świetnym przykładem.
To znaczy?
Pomijam kwestie merytoryczne, że według ustawy zarządzają strażacy, którzy mają ograniczone pole działania. Problem polega na tym, że na poziomie rządu, państwa, brakuje struktury, która by tym wszystkim zarządzała. Spinałaby wszystkie zadania, spoczywające na poszczególnych resortach na wypadek wojny. A więc zadania MON, MSWiA, ministerstwa zdrowia i rolnictwa w razie wojny koordynować powinna jedna, specjalnie powołana do tego instytucja. I czegoś takiego niestety nie ma. W okresie międzywojennym taką instytucją był Komitet Obrony Rzeczypospolitej, którego przewodniczącym był prezydent RP. Współcześnie taki komitet koordynowałby wszystkie prace związane z przygotowaniem obrony państwa. W tej chwili każdy działa sam. Co innego robi MON, co innego MSWiA, co innego ministerstwo zdrowia. Nie koordynuje tego prezydent, premier, szef MON. Brakuje systemu, który by scalał wszystkie podsystemy stanowiące o sile państwa. Politycy zapewniają nas, że jest dobrze. Mnie jako starego żołnierza propaganda sukcesu jednak nie przekonuje.
A czy widzi pan w ogóle zrozumienie tego problemu po którejkolwiek ze stron politycznego sporu?
Wśród kandydatów w wyborach prezydenckich nie widzę nikogo, kto by ten problem globalnie, kompleksowo dostrzegał i go podnosił. Cały czas mówię o problemie braku systemu koordynującego zdolności państwa do obrony. Nie samej armii, ale całego państwa.
Nie brak komentarzy wieszczących atak na Polskę. Różnice dotyczą jedynie tego, ile zostało czasu. Według pesymistów rok, według „optymistów” kilka lat, w których trakcie trzeba się przygotować. Faktycznie grozi nam, że w przewidywalnej przyszłości znajdziemy się w stanie wojny?
My się w nim nie znajdziemy, bo już w nim jesteśmy, powtarzam to przecież od dwóch lat. Wojna hybrydowa nie jest niczym innym niż właśnie stanem wojny, a my jako kraj frontowy z tym zagrożeniem zderzamy się cały czas. I moim zdaniem ten konflikt będzie eskalował. Wachlarz działań w wojnie hybrydowej Kremla będzie się coraz bardziej rozrastał, a agresja Moskwy będzie potęgować. Putin nie musi napadać nas militarnie. Wystarczy, że nas tą wojną hybrydową będzie cały czas atakował, turbował. W związku z tym trzeba być na to przygotowanym i sobie z tym poradzić.
Wojna hybrydowa, informacyjna to poważny problem, zwykłych obywateli najbardziej przeraża jednak perspektywa ataku na pełną skalę, spadających bomb, okupacji jakichś terytoriów. W przypadku Ukrainy wojna hybrydowa w ciągu niespełna dekady przerodziła się w wojnę na pełną skalę. Czy w Polsce istnieje takie zagrożenie?
Pesymistą nie jestem. Moim zdaniem nie ma zagrożenia bezpośrednim atakiem militarnym. Jestem bowiem przekonany, że w najbliższym czasie NATO w Europie się odbuduje. Ma jednak dwa, trzy lata na to, żeby zmienić swój potencjał militarny, aby stać się naprawdę realnym i groźnym przeciwnikiem dla Rosji. W takiej sytuacji Putin nie będzie w stanie osiągnąć takiej przewagi, która dałaby mu gwarancję zakończenia militarnej agresji wobec nas powodzeniem. Oczywiście wszystko jest w rękach państw europejskich, które w najbliższym czasie muszą zwielokrotnić swój potencjał militarny. Jeśli to zrobią, Putin nie zaatakuje, bo nie będzie miał żadnych szans.