Bez świadomego swojej wartości i siły społeczeństwa obywatelskiego nie będzie ani niepodległej, ani demokratycznej Polski. Warto mieć tego świadomość.
(Zaktualizowana wersja artykułu, który ukazał się po wyborach parlamentarnych w ub. roku. U progu kampanii prezydenckiej wręcz zyskał na aktualności).
Zaraz po zmianie władzy jedni wieszczyli wręcz koniec Polski, inni byli zachwyceni. Jeszcze inni się cieszą, ale wciąż, nawet dzisiaj, nie dowierzają. Są i tacy, którzy zaklinali rzeczywistość wierząc, że partia rządząca utrzyma się jednak u władzy. Gdy tak się nie stało, przeżyli to bardziej, niż same wybory. Tymczasem… wybory są cholernie ważne, kto będzie rządził też. Wszyscy jednak robimy pewien błąd. Za bardzo dowartościowujemy polityków, zbyt wielkie znaczenie przykładamy do partii politycznych. Tymczasem partie powinny być jedynie narzędziami do realizacji celów. Politycy usługodawcami, niczym kurierzy, sprzedawcy, sprzątacze. To MY, SPOŁECZEŃSTWO jesteśmy ich klientami, pracodawcami. Z jedną różnicą, powierzamy im nasze bezpieczeństwo – zarówno zewnętrzne, militarne, jak i codzienne – prawne, osobiste, wreszcie bezpieczeństwo naszych kieszeni. Tym bardziej musi istnieć społeczeństwo obywatelskie. Media, patrzące władzy (każdej) na ręce. Stowarzyszenia i think tanki – promujące rozwiązania. Rządzący muszą czuć oddech wyborców na plecach. Wtedy nawet najgorsi z nich, będę się z nami liczyć. Jeśli silnego społeczeństwa nie będzie, nawet najlepsi spośród polityków, prędzej czy później się zdeprawują i stracą kontakt z rzeczywistością. Zasada ta dotyczy zarówno polityki wielkiej – na szczeblu europejskim, krajowym, jak i tej małej – na poziomie miasta, dzielnicy, czy nawet osiedla. Demokracja nie może polegać jedynie na głosowaniu raz na jakiś czas (choć oczywiście jest ono istotne). Czas jednak zacząć budowę społeczeństwa obywatelskiego.