Amerykanie wygrali, a ich wybór ma znaczenie globalne. Wszystko wskazuje na to, że po czteroletniej przerwie do Białego Domu wraca Donald Trump. Co ten wybór (jeśli się potwierdzi) oznacza dla Polski?
Przed laty w sytuacji zagrożenia wojennego prawie zawsze odpowiedź byłaby prosta. Dla Polski lepszym wyborem jest kandydat Republikanów, bo przecież Ronald Reagan rozbił imperium zła, Bush opowiadał się za zwiększeniem zbrojeń. A niedoszły prezydent John McCain miał bardzo realistyczne (czytaj: negatywne) nastawienie do Rosji. I to w czasie, gdy większość Zachodu Putina wręcz hołubiła. Dziś kandydat Republikanów budzi pewien niepokój.
Polityka sprzeczności
Wspomniany senator John McCain, republikański rywal Baracka Obamy z 2008 roku, za życia ostro krytykował Donalda Trumpa. A cały niemal republikański establishment był wobec byłego/przyszłego prezydenta sceptyczny. Biznesmen-polityk przedstawiany jest jako ktoś, kto rozbije NATO, odda Ukrainę Putinowi, a Polska znajdzie się na linii strzału. Z drugiej strony faktem jest, że to Donald Trump blokował gazociąg NordStream2, a za jego prezydentury amerykańscy żołnierze nie tylko z Polski nie wyszli, ale ich liczba się zwiększyła. Na pewno najbardziej niepokoją wypowiedzi otoczenia Trumpa dotyczące „planu pokojowego dla Ukrainy”. Zakładają one bowiem de facto oddanie Ukrainy Putinowi. No, chyba że gwarantem separatystycznego pokoju będzie armia USA, na Ukrainie jak w Korei powstaną linie demarkacyjne, na których pokoju strzec będzie US Army. Tego jednak nie wiemy. Niepokój budzi też krytyka NATO. Z tym że tu w jednym prezydent ma rację. Chodzi o podejście większości krajów europejskich do obrony i działań Sojuszu.
Warianty dobre…
Kraje Sojuszu chcą mocnego wsparcia, obrony, a niektóre z nich nie są w stanie przeznaczyć 2 proc. PKB na własne siły zbrojne. W tym kontekście Polska wypada dobrze, bo przeznacza na obronność znacznie więcej. Eksperci przekonują też, że Donald Trump, nawet jeśli zechce prowadzić politykę skrajnie prorosyjską, nie będzie działał w próżni. Otoczenie w USA na pewne rzeczy mu nie pozwoli. A część skandalicznych wypowiedzi może być związana z kampanią wyborczą. Inna sprawa, że Jurij Felsztyński opisał związki Trumpa z rosyjskimi oligarchami, co oczywiście także musi niepokoić. Czego zatem możemy się spodziewać? Wariantów jest kilka. Pierwszy, najbardziej optymistyczny. Wszystkie populistyczne wypowiedzi były chwytami pod publiczkę. A słowa o zakończeniu wojny w 48 godzin były tak naprawdę zapowiedzią ostrego ultimatum wobec Rosji, a USA po prostu będą w stanie wymusić na niej ustępstwa. Jednocześnie w NATO faktycznie nowa administracja promować będzie kraje wydające najwięcej na obronność, a więc m.in. Polskę.
… i warianty złe
Wariant drugi, pesymistyczny. Faktycznie dawne biznesowe kontakty Trumpa wciąż są dla niego obciążeniem, a prorosyjskie wypowiedzi jego współpracowników były szczere, nie wynikały z kampanii. Dojdzie do korzystnego dla Rosji zawieszenia broni, wzmocnienia jej interesów w Europie. Próby rozbicia NATO i kryzysu politycznego w USA. Najpewniej scenariusz najczarniejszy się nie sprawdzi z uwagi na opór także we własnym otoczeniu wobec tego typu działań. Wariant trzeci – będziemy mieli po prostu kontynuację dotychczasowej polityki. Za wariantem pierwszym świadczy fakt, ze Trump podczas swojej pierwszej kadencji rzeczywiście zwiększył liczbę amerykańskich żołnierzy w Polsce i sprzeciwił się budowie NordStream2. Wypowiedzi i działania jego współpracowników, informacje ujawnione przez Felsztyńskiego, przemawiają jednak niestety za wariantem drugim. Za trzecim przemawia praktyka polityki, fakt, że często słowa z kampanii nie znajdują potem odbicia w rzeczywistości. Jak będzie, zobaczymy. Pod warunkiem rzecz jasna, że wyniki wyborów się potwierdzą. Wszystko jednak wskazuje na wygraną Donalda Trumpa.