czwartek, 19 września, 2024

W kwalifikacjach porażka, ale potencjał na medal. Radosny team Apostela, najlepsza repra okresu smuty

Polska jak obwarzanek, najlepsze jest to, co na obrzeżach – mawiał o II Rzeczypospolitej Marszałek Józef Piłsudski. W przypadku polskich kwalifikacji do Euro’96 były one obwarzanka odwrotnością. To, co najlepsze wydarzyło się w środku cyklu. A o braku awansu zdecydował fatalny początek i koniec eliminacji. Drużyna Henryka Apostela była jednak chyba najlepiej rokującą spośród tych, które nie wystąpiły na wielkich turniejach. Kto wie, może nawet z potencjałem medalowym.

Nie, słowa o medalowym potencjale nie są na wyrost. Po pierwsze – kilku zawodników tamtej drużyny grało w srebrnej drużynie olimpijskiej Janusza Wójcika. Od zdobycia wicemistrzostwa olimpijskiego minęły ponad 2 lata – zawodnicy okrzepli, ich forma zwyżkowała. Po drugie – ekipa z tamtych eliminacji potrafiła toczyć równorzędne boje z najlepszymi. A piłkarze pierwszego składu grali w mocnych klubach. Andrzej Juskowiak w Sportingu Lizbona, Roman Kosecki w Atletico Madryt. Wojciech Kowalczyk w Betisie Sewilla a Piotr Nowak był gwiazdą TSV 1860 Monachium, zespołu wówczas grającego w Bundeslidze. I był najlepszym pomocnikiem tejże Bundesligi. Co się stało, że w eliminacjach „nie pykło”? Przyczyny podaje się różne. Jedną z nich był dość imprezowy sposób bycia naszych zawodników. Jednak nie on decydował. Drużyna się bawiła, ale grała. Po imprezie rozbijała Słowację 5:0. Przyczyną klęski był zły pierwszy etap selekcji. Ten właściwy zaczął się po pierwszej porażce.

Skład wyklarował się pod koniec

Optymalny podstawowy skład wyklarował się dopiero na mecz z Francją w Paryżu. W sierpniu 1995 roku, niemal rok po rozpoczęciu eliminacji. Drugim problemem, wynikającym z pierwszego był brak głębi składu. Gdy na mecz z Rumunią u siebie zabrakło dwóch kluczowych reprezentantów, dziura okazała się nie do załatania. A to spotkanie z Rumunami, nie Słowacją w Bratysławie, zdecydowało o odpadnięciu. Głębia składu oznacza, że na każdą pozycję mamy kilku może nie tak samo dobrych, ale wartościowych zmienników. Tymczasem drużyna Apostela była placem budowy. Dziś z perspektywy czasu pewne nazwiska wydają się oczywiste. Tymczasem wielu piłkarzy trafiało do pierwszego składu w trakcie eliminacji. Spójrzmy od tyłu. Bramkarzem na początku kwalifikacji został Józef Wandzik z Panathinaikosu Ateny. Golkiper doświadczony, pamiętający jeszcze pierwszą kadencję Antoniego Piechniczka, był w kadrze na mundialu 1986 w Meksyku. Problem w tym, że w eliminacjach Euro’96 Wandzik daleki był – delikatnie mówiąc – od dawnej formy.

Zmiany w bramce i środku obrony

Bramkarz kiepsko spisał się z Izraelem w Tel Awiwie. Fatalny błąd przesądził o wyjazdowej porażce z Rumunią. Czarę goryczy przelało spotkanie domowe z Izraelem. Biało-Czerwoni wygrali 4:3, choć z gry powinno być 4:1. Dwie bramki obciążały konto polskiego golkipera. Po tym spotkaniu Wandzik powołania już nie otrzymał. W czerwcu 1995 roku w spotkaniu ze Słowacją (5:0) wystąpił Maciej Szczęsny z Legii Warszawa (ojciec Wojciecha). A w batalii z Francją w Paryżu między słupkami stanął Andrzej Woźniak z Widzewa Łódź, okrzyknięty po meczu (1:1) bohaterem, nazwany „Księciem Paryża”. Jako środkowego, centralnego obrońcę tamtej drużyny pamiętamy zazwyczaj Jacka Zielińskiego. I słusznie, to ważny zawodnik, ale do reprezentacji Apostela dołączył w czerwcu 1995 roku, w meczu ze Słowacją. W feralnym meczu z Izraelem na pozycji środkowego obrońcy wystąpił jeszcze weteran, Roman Szewczyk. A w kolejnych spotkaniach selekcjoner eksperymentował, głównie z Markiem Świerczewskim z GKS Katowice (starszy brat Piotra).

Juskowiak, Iwan, Nowak – oni późno dołączyli

Prawy pomocnik, Tomasz Iwan w reprezentacji zadebiutował z Francją w Paryżu, w sierpniu 1995 roku. Ważny mecz, głośny debiut, więc to jeszcze ludzie pamiętają. Jednak jako filar tamtej drużyny wszyscy kojarzą Piotra Nowaka. Tyle, że do drużyny gwiazdor TSV 1860 Monachium dołączył wczesną wiosną 1995 roku. W spotkaniach roku 1994 nie wystąpił. Ba, nawet najlepszy polski strzelec eliminacji, Andrzej Juskowiak w pierwszym spotkaniu kwalifikacji się nie pojawił. Zagrał dopiero w drugim meczu, z Azerbejdżanem (1:0), strzelił zwycięską bramkę. Podstawowy skład wyklarował się w trakcie eliminacji, ale brak głębi – czyli rezerw sprawił, że po kontuzjach Wojciecha Kowalczyka i Piotra Nowaka mocno osłabiony zespół zawiódł. Głębia składu mogła się w przyszłości wyklarować. Przypomnijmy, że w sezonie 1995/96 Legia Warszawa grała w Lidze Mistrzów (awansowała do ćwierćfinału) a Widzew Łódź wygrał z Legią batalię o mistrzostwo Polski. Rok później też zagrał w Lidze Mistrzów. W obu najsilniejszych polskich klubach grali wówczas Polacy.

Od Tel Awiwu do Parc des Princes

W grupie eliminacyjnej Biało-Czerwoni trafili na Rumunię – ćwierćfinalistę MŚ 1994. Francję, Izrael, Słowację i Azerbejdżan. Selekcja trwała kilka miesięcy, a prawdziwym egzaminem miał być inaugurujący eliminacje mecz z Izraelem. Egzamin Biało-Czerwoni oblali na całej linii. Porażka 1:2 w fatalnym stylu od początku utrudniła sytuację podopiecznym Henryka Apostela. Sprawiła też, że selekcjoner zaczął szukać nowych rozwiązań. I faktycznie zaczęło to wyglądać coraz lepiej. Wygrana 1:0 z Azerbejdżanem, 0:0 z Francją w Zabrzu. 1:2 po niezłym meczu (i błędzie bramkarza) w Bukareszcie z Rumunią. 4:3 po dobrym meczu z Izraelem. 5:0 po kapitalnym występie przeciwko Słowakom. Na cztery kolejki przed końcem w grupie prowadzili Rumuni. Polacy i Francuzi mieli po 10 punktów i 16 sierpnia mierzyli się w Paryżu. Zwycięzca bardzo zwiększał swoje szanse na awans. W 36 minucie Tomasz Iwan przejął piłkę, zagrał do Wojciecha Kowalczyka, który odegrał do Andrzeja Juskowiaka. Ten dał prowadzenie Biało-Czerwonym.

Francuzi mieli przewagę, ale Polacy też stwarzali sobie sytuacje do czasu, gdy czerwoną kartkę ujrzał Tomasz Łapiński. Trójkolorowi uzyskali wtedy już przewagę miażdżącą. Fenomenalnie w bramce spisywał się jednak Andrzej Woźniak. Obronił nawet rzut karny Lizarazu z dobitką, czy niesamowite strzały Zidane’a. W końcówce na 1:1 wyrównał Youri Djorkaeff z rzutu wolnego. Po remisie Polacy i Francuzi wciąż mieli tyle samo punktów. Wystarczyło „tylko” wygrać ostatnie trzy mecze. Z Rumunią nie mogli zagrać kontuzjowani Piotr Nowak i Wojciech Kowalczyk. Mecz zakończył się remisem 0:0 i szanse na awans stały się teoretyczne. Ze Słowacją w Bratysławie Biało-Czerwoni prowadzili 1:0 po golu Juskowiaka. Na 1:1 gospodarze wyrównali z rzutu karnego. Podczas spotkania do piłkarzy dotarła informacja, że Rumunia przegrywa z Francją, co eliminuje Biało-Czerwonych z turnieju. Schodzący z boiska kapitan, Roman Kosecki zdjął koszulkę, za co otrzymał drugą żółtą i czerwoną kartkę. Za chwilę Słowacy strzelili bramkę na 2:1.

Smutny koniec ciekawej drużyny

Po chwili czerwoną kartkę za niesportowe zachowanie dostał również Piotr Świerczewski. Biało-Czerwoni grając w „dziewiątkę” stracili kolejne dwa gole i ostatecznie przegrali 1:4. Był to smutny koniec kariery reprezentacyjnej Romana Koseckiego. Ostatni mecz kadencji Apostela to bezbramkowy remis w rezerwowym składzie z Azerbejdżanem. Fatalny początek, żałosny koniec, kapitalny środek? No, to byłoby pewne uproszczenie. Wydaje się, że po prostu selekcjoner źle wyselekcjonował skład na początek eliminacji. Jednak potem ten skład się wyklarował, a w przyszłości być może – patrząc na kapitalną grę Legii i Widzewa – kadra dorobiłaby się wartościowych zmienników. Być może szkoda, że Henryk Apostel nie dostał szansy prowadzenia reprezentacji w kolejnych kwalifikacjach. Na pewno jego drużyna była jedną z ciekawszych w historii polskiej piłki nożnaj. Skład optymalny, wykrystalizowany w ramach eliminacji: Andrzej Woźniak (Maciej Szczęsny) – Tomasz Łapiński (Waldemar Jaskulski), Jacek Zieliński, Tomasz Wałdoch – Tomasz Iwan, Piotr Świerczewski, Marek Koźmiński – Piotr Nowak, Roman Kosecki – Wojciech Kowalczyk, Andrzej Juskowiak.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img