Nowy Telegraf Warszawski

środa, 23 kwietnia, 2025

Do mistrzostwa daleko, triumf w Europie bez wzmocnień jest trudny. Oby karnawał nie stał się postem

Spór o to, czy ważniejsze jest mistrzostwo (jak uważa większość kibiców) czy może sukcesy w pucharach (mniejszość) jest bez sensu. Ważne jest i mistrzostwo i jak najlepszy występ w Europie i Puchar Polski. W tym roku Legia miewa świetne mecze. Brakuje jednak wzmocnień. Po awaryjnym ściągnięciu bramkarza wciąż nie ma napastnika i zmienników na kluczowych pozycjach. A to może jednak sprawić, że całoroczny karnawał zakończy się kacem. I długim postem.

Tylko mistrzostwo, hej Legia, tylko mistrzostwo! – śpiewali kibice po udanych meczach w europejskich pucharach. I dla większości fanów właśnie sukces w krajowych rozgrywkach jest najważniejszy. Racja – Legia to wielki klub, a mistrzostwo co roku powinno być obowiązkiem. O ile w poprzednich sezonach brak tytułu można było jeszcze zrozumieć, teraz taryfy ulgowej być nie powinno. W sezonie 2022/23 klub dźwigał się po największym kryzysie od dekad. I wicemistrzostwo oraz puchar były sukcesem. Rok później brak tytułu bolał, ale na plus zapisać można szaloną grę w pucharach i wywalczony rzutem na taśmę awans do europejskich rozgrywek w kolejnym sezonie. Teraz, po falstarcie z początku rundy zdobycie mistrzostwa będzie cholernie trudne. Wywalczenie pucharu jest możliwe, ale to loteria. A nawet finał Ligi Konferencji nie da awansu do europejskich rozgrywek za rok.

Europa równie ważna

Mistrzostwo Polski jest kluczowe, bo raz, potwierdza dominację w kraju. Dwa, umożliwia grę o Ligę Mistrzów, gdzie nawet przy porażkach w kwalifikacjach zespół „spada” do Ligi Europy bądź Konferencji. Rozgrywki europejskie są jednak naszym zdaniem równie istotne. To dzięki nim przechodzi się do legendy, a klub pozyskuje nowych, wiernych kibiców w najmłodszym pokoleniu. Wielu pokochało Legię z przełomu lat 60. i 70., która docierała do półfinału Pucharu Mistrzów (poprzednik Ligi Mistrzów). Drużyna z Władysławem Grotyńskim, Lucjanem Brychczym, Kazimierzem Deyną, Robertem Gadochą, Januszem Żmijewskim i innymi stała się punktem odniesienia dla pokoleń. Inne pokolenia kibiców wyrosły na Legii z sezonu 1990/91. Ekipa z Maciejem Szczęsnym, Markiem Jóźwiakiem, Leszkiem Piszem, Jackiem Cyzio, na początku z Romanem Koseckim, a potem Wojciechem Kowalczykiem dotarła do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. W ćwierćfinale wyeliminowała wielką Sampdorię (wtedy najlepszy klub najsilniejszej ligi świata, włoskiej Serie A). Bohaterem był strzelec dwóch goli w Genui, Wojciech Kowalczyk.

Po ligowym falstarcie

W półfinale odpadała po pamiętnym dwumeczu z Manchesterem United. Punktem odniesienia dla pokoleń kibiców jest też Legia z połowy lat 90., która w sezonie 1995/96 jako pierwszy polski klub grała w Lidze Mistrzów. I jako jedyna jak dotąd polska drużyna dotarła do ćwierćfinału tych rozgrywek. Wreszcie drużyna z sezonu 2016/17, która w Lidze Mistrzów remisowała 3:3 z Realem Madryt, eliminowała Sporting Lizbona i „spadała” do Ligi Europy. Była ostatnim polskim klubem w Champions League. Europejskie rozgrywki są więc niezwykle ważne. Jednak by się do nich dostać, należy osiągnąć sukces w kraju. Albo triumfować w europejskich rozgrywkach, co jak dotąd nie udało się żadnemu polskiemu klubowi. Tak więc plan Legii na ten rok powinien zakładać: mistrzostwo Polski, Puchar Polski i dojście jak najdalej w europejskich rozgrywkach. Jednak po falstarcie na początku rundy wiosennej widzimy, że o mistrzostwo Polski będzie bardzo ciężko.

Jest szansa na Puchar Polski i ta furtka do europejskich rozgrywek byłaby o tyle dobra, że triumfator PP gra w kwalifikacjach Ligi Europy. A jak mu się powinie noga, to ma jeszcze szanse w Lidze Konferencji. Krajowy puchar rządzi się jednak swoimi prawami. Rok temu legioniści odpadli z tych rozgrywek po porażce z Koroną Kielce. Zostaje więc miejsce w pierwszej trójce Ekstraklasy. Jednak i ono nie jest przesądzone. Jest wreszcie Liga Konferencji. Ewentualny triumf w tych rozgrywkach dałby nie tylko prestiż i narodziny legendy, ale i wymierne korzyści finansowe. A także sportowe. Bezpośredni awans do fazy zasadniczej Ligi Europy. Więc udział w przyszłorocznych rozgrywkach od fazy ligowej, bez konieczności rozgrywania kwalifikacji. To byłby ogromny atut w rozgrywkach krajowych. Gdy inni biliby się w kwalifikacjach, Legia mogłaby w pierwszych dziesięciu kolejkach odskoczyć reszcie stawki i wjechać na autostradę do mistrzostwa.

To nie musiałaby być mrzonka, ale…

Triumf w Lidze Konferencji nie musiałby być mrzonką, bo rywale w tych rozgrywkach są znacznie słabsi niż w Lidze Mistrzów i słabsi niż w Lidze Europy. Klasowych zespołów jest ledwie kilka. Legia ma jednak jeden problem. BRAKI KADROWE. W klasowym zespole musi być bramkarz, który jest w stanie dawać coś ekstra, wygrywać niektóre mecze. Tak, z Kacprem Tobiaszem i Gabrielem Kobylakiem są wiązane spore nadzieje. Jednak żaden z nich nie jest jeszcze golkiperem na poziom czołowej polskiej drużyny. Rozwiązaniem problemu ma być awaryjne ściągnięcie Vladana Kovaćevića. W Legii brakuje też jednak klasowego napastnika. A na innych pozycjach zmienników. Dlatego, choć triumf w LK byłby mega sukcesem, szanse są minimalne. Podobnie marne są widoki na mistrzostwo Polski, puchar to loteria. Oczywiście Legia w tym roku w LK pokazała kawał dobrej piłki, choćby z Betisem. Brak wzmocnień na kluczowych pozycjach może jednak sprawić, że całoroczny karnawał zakończy się kacem. I długim postem.