Grozi powtórka z tamtego roku. Czasowe wstrzymanie dostaw czy przerwa w finansowaniu Ukrainy oznacza, że na froncie będzie ginęło więcej ludzi. Widać wyraźnie, że w tym roku na pewno pokoju nie będzie. Bo jeżeli cokolwiek uda się osiągnąć, to co najwyżej zamrożenie tej wojny. A zamrożenie może działać wyłącznie na korzyść samej Rosji. Ludzie nie będą wracać do Ukrainy, jeżeli nie będą mieli gwarancji tego, że sytuacja wraca do normalności. Przy zamrożeniu konfliktu takiej gwarancji mieć nie będą – mówi generał Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM.
Zbliża się kolejna, już trzecia rocznica ataku na pełną skalę, jaki Rosja przeprowadziła przeciwko Ukrainie. Krwawa wojna wciąż się toczy, a śledząc media, można się czuć mocno zdezorientowanym. Raz słyszymy, że sytuacja jest tragiczna i Rosja niebawem wygra, po czym ruszy na nas. Innym razem, że to reżim Putina jest na krawędzi upadku, a Ukraińcy lada moment odniosą triumfalne zwycięstwo. Medialne doniesienia są sprzeczne, a jedyne, co jest pewne to to, że wojna trwa i giną ludzie. Jak wygląda rzeczywista sytuacja na froncie?
Gen. Roman Polko: Specjalnie się nie zmienia i właśnie z braku tej zmiany biorą się różne, nierzadko sprzeczne doniesienia. Media muszą o sprawie informować, ale nie bardzo wiedzą, jak to robić. Mieliśmy w czasie tej wojny okres Wyspy Węży, euforii związanej z tym, że Ukraina postawiła się Rosji. Potem zawodu, że jednak do zwycięstwa wciąż nie jest blisko. Nie zmienia się wsparcie militarne Zachodu dla Ukrainy, które owszem jest, ale odbywa się drogą, powiedziałbym kropelkową. Jest zdecydowanie niewystarczające. Z jednej strony Zachód nie chce klęski Kijowa. Z drugiej zachowuje się, jakby obawiał się, że Putin przegra wojnę i przez to upadnie. I chyba w istocie tak jest… Głosy, które do nas dochodzą, mówią o tym, że Amerykanie boją się nieprzewidywalnego. Krótko mówiąc, wolą Putina. Bo chociaż to wróg, to lepszy wróg znany niż taki, który mógłby się, zamiast niego pojawić.
Czyli bliższe prawdzie są głosy tych, którzy wieszczą klęskę Ukrainy i wygraną Putina?
Też bez przesady, bo strategicznie Rosja tę wojnę przegrała. Nie opanowała Ukrainy, co miało nastąpić w ciągu kilku dni. Zaprezentowała światu słabość swojej armii, swoich systemów. Mamy też jednak wojnę na wyczerpanie. Taką mieszankę nowoczesnej technologii, wojny informacyjnej, ideologii i wojny z minionej epoki, gdzie Rosjanie rzucają na front swoje mięso armatnie. Jednocześnie Putin nie ogłosił powszechnego poboru. Nie wierzy w chłopaków z Moskwy, czy Petersburga, tylko walczy siłami najemnymi. Dzieje się tak, ponieważ cały czas patrzy na ten front wewnętrzny. I nie chciałby poprzez mobilizację, dotknięcie Rosji skutkami tej wojny, obniżyć własnego poparcia.
Nastąpiła też zmiana sytuacji międzynarodowej. Mamy prezydenta Trumpa, który z jednej strony deklaruje, że będzie z Chinami mówił o pokoju na Ukrainie, że zagraża Rosji spadkami cen ropy. Jednak z drugiej strony uderza w Ukraińców. Grozi powtórka z tamtego roku. Czasowe wstrzymanie dostaw czy przerwa w finansowaniu Ukrainy oznacza, że na froncie będzie ginęło więcej ludzi. Widać wyraźnie, że w tym roku na pewno pokoju nie będzie. Bo jeżeli cokolwiek uda się osiągnąć, to co najwyżej zamrożenie tej wojny. A zamrożenie może działać wyłącznie na korzyść samej Rosji, ponieważ ludzie nie będą wracać do Ukrainy, jeżeli nie będą mieli gwarancji tego, że sytuacja wraca do normalności. Przy zamrożeniu konfliktu takiej gwarancji mieć nie będą. A przecież Ukraina wyludniła się już okrutnie.
A co ta trwająca wojna zmieniła w postrzeganiu samego sojuszu NATO, stał się mocniejszy, czy niekoniecznie?
Tym pytaniem trafiacie Państwo w punkt. Bo jeżeli się zastanowić głębiej, co jest celem Putina, no to jest nim przede wszystkim podważenie wiarygodności sojuszu NATO. Jeżeli Sojusz po porażce w Afganistanie teraz doprowadziłoby do sytuacji takiej, że Putin mógłby ogłosić swoje zwycięstwo, to takie kraje jak Litwa, Łotwa, Estonia, Polska, też Finlandia, Szwecja, zaczną się głęboko zastanawiać, czy rzeczywiście NATO myśli strategicznie. Przecież Łotwa jest takim naturalnym buforem, który nas chroni przed agresją Putina. Ja się będę sam zastanawiał, po co mnie wysyłano, żebym walczył o bezpieczeństwo Polski? Po co jeździłem do Iraku, do Jugosławii, czy jeszcze w inne regiony, do Afganistanu, skoro my we własnym obszarze nie robimy tego, co jesteśmy w stanie robić. I tutaj jest też kwestia przede wszystkim państw europejskich, należących do Sojuszu NATO.
Czy po trzech latach wojny rzeczywiście ktoś, kto jest za oceanem, musi na nich głośno wołać, szantażować brakiem realizacji artykułu piątego, czy może same powinny zrozumieć, że Europa będzie bogata tylko wtedy, jeżeli zagwarantuje sobie bezpieczeństwo. Bez sensu są też te warunki zablokowania wstąpienia Ukrainy do NATO, do Unii Europejskiej, jeżeli nie rozliczą się historycznie. Oczywiście są to kwestie bardzo ważne, Ukraina popełnia ogromny błąd, nie rozliczając się z tematów historycznych. Tyle że historia i bezpieczeństwo to są dwie, całkowicie odrębne sprawy. I nie można stosować takiej narracji, która przede wszystkim jest marzeniem Putina. Marzeniem Putina jest wyciąganie tych wszystkich nieporozumień, które są między krajami NATO.
***
W drugiej części wywiadu o bezpieczeństwie Polski i pozytywach, negatywach i koniecznych zmianach w naszej armii
„Nowy Telegraf Warszawski” nr 3(103) 3 – 16 lutego 2025
