Nowy Telegraf Warszawski

piątek, 18 kwietnia, 2025

Księdza Isakowicza-Zaleskiego hierarchowie nie słuchali. W efekcie upadł autorytet Kościoła. Wspomnienie o legendarnym kapłanie

Gdyby przed laty księdza Tadeusza słuchali polscy hierarchowie, dziś Kościół wyglądałby zupełnie inaczej. Niewątpliwie miał rację zarówno w sprawie lustracji, jak i nadużyć seksualnych oraz pedofilii. Niestety księdza hierarchowie nie słuchali, spraw tych nie wyjaśniono, w efekcie autorytet Kościoła w Polsce całkowicie upadł – mówi Przemysław Miśkiewicz, opozycjonista w okresie PRL, w latach 2006-2013 kierownik projektu badawczego Encyklopedia Solidarności.

W czwartek, 9 stycznia minął rok od śmierci Księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Legendarnego kapłana antykomunistycznej opozycji w PRL, duszpasterza polskich Ormian, człowieka, który walczył o prawdę o zaangażowaniu części duchownych w komunistyczną agenturę oraz oczyszczenie i wyjaśnienie afer obyczajowych, pedofilskich. Jak, jako osoba, która doskonale znała zmarłego kapłana, ocenia Pan tę postać?

Przemysław Miśkiewicz: Na wstępie małe sprostowanie. Nie znałem jakoś bardzo dobrze księdza Tadeusza. To istotne, bo dziś bardzo wiele osób chętnie przyznaje się do znajomości, czy nawet przyjaźni z księdzem, a za jego życia o tej przyjaźni jakoś słychać nie było. Oczywiście znałem księdza, ale mówienie, że dobrze, czy doskonale, byłoby przegięciem. Znałem, bardzo szanowałem, choć zdarzało się, że się nie zgadzaliśmy. Poróżniliśmy się w sprawie Majdanu w 2013 i 2014 roku. Ja byłem przekonany, że Ukrainę i protesty trzeba bezwzględnie wspierać. Ksiądz uważał, że nie należy tego robić, ostro upominał się o pamięć o zbrodni wołyńskiej.

Natomiast nie zmienia to jednej rzeczy, że przez te lata się szanowaliśmy. Oczywiście jesteśmy ludźmi z innej bajki, ksiądz Tadeusz to wielka postać. Ilekroć jednak się spotkaliśmy, mogliśmy się różnić, dyskutować, ale odnosiliśmy się do siebie z szacunkiem. Gdyby tak wyglądały dyskusje w Polsce, byłbym zachwycony. Pomijając natomiast kwestie Ukrainy, gdyby przed laty księdza Tadeusza słuchali polscy hierarchowie, dziś Kościół wyglądałby zupełnie inaczej. Niewątpliwie miał rację zarówno w sprawie lustracji, jak i nadużyć seksualnych oraz pedofilii. Niestety księdza hierarchowie nie słuchali, spraw tych nie wyjaśniono, w efekcie autorytet Kościoła w Polsce całkowicie upadł.

Ocena Księdza Isakowicza-Zaleskiego jako ukrainożercy jest mocno krzywdząca. Faktycznie domagał się prawdy o Wołyniu, władze w Kijowie krytykował, jednak po inwazji z 2022 roku pomagał uchodźcom, potępiał rosyjskie bestialstwo, Moskwę oceniał za największe zagrożenie. Mało tego publicznie, jako kapłan krytykował papieża Franciszka za skandaliczne i prorosyjskie wypowiedzi. A także moskiewską Cerkiew za próby wynoszenia na ołtarze zbrodniarza Suworowa, który warszawską Pragę utopił we krwi. Czy nie jest tak, że po prostu miał świadomość, że pomagać trzeba, ale też bez rozwiązania sprawy Wołynia te relacje polsko-ukraińskie będą zawsze ropiejącym wrzodem, a na konflikcie zyskiwać będzie jedynie Kreml?

Absolutnie się zgadzam. Mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że podziwiam księdza Tadeusza za to, że umiał się wznieść ponad pewne rzeczy, że on widział to, czego ja nie widziałem w początkowym okresie mojego zaangażowania w pomoc Ukrainie. Ksiądz uważał, że należy się domagać od Kijowa przeprosin, starać o ekshumacje pomordowanych. Jednocześnie, kiedy przyszedł moment, w którym należało powiedzieć „sprawdzam”, ksiądz sam zaangażował się w pomoc ofiarom wojny, uchodźcom, ich bliskim.

Ksiądz Isakowicz twierdził poza tym, że niezałatwienie trudnych tematów z Ukrainą najbardziej posłuży Putinowi. W naszym magazynie nie raz pisaliśmy też o tym, że jeśli Rosja wygra na Ukrainie, to wtedy tak naprawdę zagrożenie banderyzmem wzrośnie. Putin nie zostawi bowiem Ukrainy, tylko stworzy tam jakąś fasadę państwa. Jak Białoruś Łukaszenki, czy Czeczenia Kadyrowa. I państwo to będzie wrogie Polsce. Więc i w tej kwestii Ksiądz Isakowicz miał chyba rację?

Oczywiście, choć niestety już teraz wygląda na to, że Ukraina z Rosją przegra. I mówię to niestety z pełną odpowiedzialnością. Przegra może nie w takim sensie, że Putin zajmie cały kraj, ale nie odzyska już terytoriów, które straciła, będzie musiała zgodzić się na bardzo zgniły kompromis. Trzeba się zastanowić, czy jest szansa na coś innego. Czy ta wojna ma trwać w sposób, jaki trwa, czy Zachód, Europa chcą Ukrainy w Unii Europejskiej? Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam.

Zgniły kompromis też może być różny. Inaczej będzie, jeśli stanie się to na wzór koreański. Czyli będzie zawieszenie broni, ale formalnie stan wojny i w kraju stacjonować będą amerykańskie wojska. Wtedy przynajmniej będą jakieś gwarancje. Gorzej, jeśli będzie to porozumienie na wzór jałtański. Czyli Ukraińcy będą pozornie mogli decydować o sobie, ale gwarantem kompromisu będzie pułkownik KGB Putin. A o wejściu Ukrainy do NATO czy UE można będzie na zawsze zapomnieć?

Obserwując to, co się dzieje, obawiam się, że Europa nie chce Ukrainy w swoich strukturach. Teraz trzeba w tym wszystkim się odnaleźć. I ksiądz Tadeusz był człowiekiem, który patrzył troszeczkę dalej niż my wszyscy. I ja pamiętam, że przed laty irytowało mnie jego podejście do Ukrainy. Niestety z dzisiejszej perspektywy oceniam to tak, że on miał rację, nie ja.