Grudzień 1970 roku doprowadził do zmiany na stanowisku I Sekretarza, zaczęła się inna epoka. Najpierw władze zafundowały kilka lat tłustych, a jak przyszły lata chude, to trwały do końca PRL. Stan wojenny zniszczył pierwszą Solidarność. Już nigdy nie odrodziła się jako wielki, wielomilionowy ruch społeczny. Dyktatorzy PRL, nawet Gomułka, który od Moskwy najbardziej się dystansował, rządzili w interesie Kremla. I niezależnie od różnic między sekretarzami, Polska Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego pozostała ważną częścią sowieckiego imperium. O tym absolutnie nie możemy zapomnieć – mówi prof. Antoni Dudek, historyk i politolog, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
W okresie przedświątecznym obchodzimy rocznice wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku oraz masakry na Wybrzeżu w roku 1970. Czy można powiedzieć, że były to daty graniczne – grudzień 1970 doprowadził do zmian w PRL, który jednak w latach 70. był inny niż 60. czy tym bardziej okresie stalinowskim, ale wykopał też rów między Polakami a władzą, z kolei stan wojenny złamał kręgosłup społeczeństwu?
Prof. Antoni Dudek: To prawda, PRL lat 70. był inny i to jest najważniejsze znaczenie rewolty 70. roku, że ono doprowadza do zmiany pierwszego sekretarza. I rzeczywiście polska Gierka różni się od Polski Gomułki. Nie zmienia to faktu, że jest to nadal Polska komunistyczna, rządzona przez monopolistyczną partię o nazwie PZPR. Tyle tylko, że ta partia uruchamia inną politykę gospodarczą, społeczną. Najpierw funduje Polakom kilka lat tłustych, no a później, jak się zaczynają lata chude, to trwają już do końca PRL-u.
Natomiast stan wojenny oczywiście zniszczył tę pierwszą Solidarność. Ona się już nigdy nie odrodziła jako taki wielki, wielomilionowy ruch społeczny i z tego punktu widzenia oczywiście stan wojenny jest ważniejszy od rewolty grudniowej, robotniczej. Choć nie doprowadza bezpośrednio do zmiany na stanowisku przywódcy PRL-u. Jaruzelski dochodzi do władzy przed stanem wojennym, ale zarazem utrwala tę władzę. A Jaruzelskiego czyni rzeczywiście takim absolutnym dyktatorem na całą dekadę lat 80. A zarazem te działania, które podejmuje Jaruzelski, są na tyle nieudolne, że podważają fundamenty systemu. Kraj pogrąża się w coraz większym kryzysie politycznym i gospodarczym. Co owocuje jego implozją w roku 1989.
Jaruzelski do końca życia tłumaczył, że wprowadzając stan wojenny, ratował Polskę przed inwazją państw Układu Warszawskiego. Między innymi z Pana prac wynika, że to tłumaczenie nie wytrzymuje zderzenia z faktami?
W moim przekonaniu nie wytrzymuje. Z książek, które pisałem w oparciu o rosyjskie dokumenty, wynika, że Jaruzelskiemu odmówiono pomocy wojskowej, o którą sam poprosił na wypadek protestów społecznych przed 13 grudnia. Natomiast Jaruzelski trafnie ocenił, że nastroje społeczne były już tak wtedy inne niż rok wcześniej. Ludzi byli tak zmęczeni, że on uznał, że istnieje szansa, że nie będzie musiał w ogóle korzystać żadnej zewnętrznej pomocy. I to się sprawdziło. Okazało się, że ma na tyle duże siły w systemie, zwłaszcza w armii, że jest w stanie po prostu te protesty społeczne stłumić i to się po 13 grudnia w pełni potwierdziło. O stanie wojennym opowiada zresztą odcinek na moim kanale „Dudek o Historii”.
Przy okazji rocznic toczą się dyskusje o dyktatorach okresu PRL, który był gorszy, a który mniej zły. Oczywiście dla większości komentatorów zdecydowanie najgorszy był Bierut, Jaruzelski ma już swoich obrońców, najwięcej dyskusji toczy się wokół Gomułka i Gierki. Pierwszy był najmniej zależny od Sowietów, podczas gdy Gierek wpisał do konstytucji PRL wieczną przyjaźń ze Związkiem Radzieckim. Z kolei Gomułkę obciąża zaangażowanie w okresie stalinowskim (zanim sam trafił za kratki) oraz strzelanie do robotników. Czas Gierka był jednak najmniej krwawy. Jaka jest Pana ocena?
O każdym można coś innego powiedzieć. Gomułka rzeczywiście był najbardziej niezależny od Kremla, ale oczywiście w pewnych granicach. Wynikało to z tego, że było 60 tys. sowieckich żołnierzy na terytorium Polski i Gomułka był przekonany, że gdyby kiedykolwiek doszło do tych zmian, które się zaczęły w roku 1989, to Polska straci ziemie zachodnie i północne, a Związek Sowiecki jest właściwie głównym gwarantem polskości ziem zachodnich i północnych. Jak dziś wiemy, jednak się pomylił. Okazało się bowiem, że Polska może być niezależna od Kremla i mieć ziemie zachodnie i północne, ale Gomułka Moskwy mocno się trzymał.
Nie tak jednak, jak jego następca?
Gierek, będąc człowiekiem, który był z Kremlem bardzo blisko związany, podjął próbę. Pożyczył sporo pieniędzy i do pewnego momentu mu się nawet trochę tych pieniędzy udało z sensem wydać. Powstała droga szybkiego ruchu Warszawa-Katowice, Port Północny, Rafineria Gdańska. Więc część tych pieniędzy wydano z sensem. Niestety większość zmarnowano. Okazało się, że nie ma z czego spłacać tych kredytów. Że te wszystkie proeksportowe inwestycje w znacznej części nie dawały efektu i to wszystko się wysypało.
W sumie najmniej dobrego można powiedzieć o Jaruzelskim. Poza jednym. Jaruzelski, kompletnie nie potrafił sobie poradzić z bałaganem gospodarczym odziedziczonym po Gierku, nie umiał też przeciwstawić się Moskwie. Kiedy jednak pojawiła się liberalizacja na wschodzie za sprawą Pieriestrojki Gorbaczowa, wykorzystał to. Nie bronił się przy władzy do końca tak jak Nicolae Ceaușescu. Zdecydował się na ostrożną liberalizację. Na pewnym etapie, a mam tu na myśli czerwiec 1989, wyrwała mu spod kontroli. W ten sposób w Polsce komunizm się załamał bez rozlewu krwi. Bez wątpienia natomiast żadna z tych postaci – Gomułka, Gierek, Jaruzelski, nie zasługują na honorowanie w postaci pomników, czy ulic. Po prostu są to postacie, które rządziły Polską, PRL-em, jednak w interesie Moskwy. I o tym nie możemy zapominać. W żadnym jednak przypadku nawet Gomułki, który był wobec Moskwy najbardziej zdystansowany, Polska była częścią i to istotną Imperium Sowieckiego.