Nowy Telegraf Warszawski

piątek, 17 stycznia, 2025

Profesor Antoni Dudek: Najbardziej nieprzewidywalne wybory ze wszystkich, jakie są w Polsce. Problemy Nawrockiego i Trzaskowskiego

Paweł Kukiz 10 lat temu i Szymon Hołownia 5 lat temu osiągnęli dobre wyniki. Potem założyli własne formacje, wpłynęli na rodzimą scenę polityczną. Teraz kandydata do roli czarnego konia nie widzę, ale więcej będziemy wiedzieć w połowie stycznia – mówi nam profesor Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.

Prawo i Sprawiedliwość dzień po konwencji ogłaszającej start Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich ogłosiło start prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, Karola Nawrockiego. Zawalczyć ma o to, żeby ładnie przegrać, partia go wycofa w trakcie kampanii, czy może powalczy o coś więcej?

Prof. Antoni Dudek: Trudno powiedzieć. Dlatego, ja mogę sobie dziś wyobrazić różne scenariusze. Taki, że w ciągu najbliższych dwóch miesięcy kandydat PiS zacznie zyskiwać poparcie. Jak również, że zacznie je gwałtownie tracić. Dlatego, że wobec niego pojawiają się w mediach dość poważne zarzuty i albo on je zdoła całkowicie zdezawuować swoją kampanią, albo nie. Na razie widać, że prezes IPN zaczął bardzo intensywną kampanię. Odwiedza miasteczko po miasteczku, próbuje budować poparcie. Tyle że jest to dziś kompletnie nieprzewidywalne. Żyjemy bowiem w świecie, w którym każdy o każdym zarzucie można powiedzieć, że jest fałszywy i sfabrykowany.

Jeśli tych zarzutów jest jednak dużo, a tu jest ich coraz więcej, ludzie mogą zacząć w nie wierzyć. Wtedy notowania się załamią. Oczywiście samo wskazanie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego dało Karolowi Nawrockiemu 20 procent poparcia na starcie. I to może zapewnić drugą turę, ale tylko przy założeniu, że nie pojawi się mocny trzeci kandydat. Poparcie dla Nawrockiego poniżej 20 procent nie spadnie, ale ktoś spoza PO-PiSu wchodzący do drugiej tury to byłaby dla PiS tragedia. Jeśli taki scenariusz zacząłby się realizować, to możemy się spodziewać podmianki kandydata. Z tym że to się będzie rozstrzygać gdzieś koło lutego i marca. Na razie mogę sobie wyobrazić zarówno mocny wzrost notowań Karola Nawrockiego, jak i jego upadek.

Zmiana kandydata nie jest niczym nowym, bo 5 lat temu Platforma miała problem. Dołującą w sondażach Małgorzatę Kidawę-Błońską zastąpił Rafał Trzaskowski. Pytanie jest inne. Czy dla Karola Nawrockiego groźniejsza od zarzutów medialnych nie okaże się niechęć partyjnych dołów i prawicowych środowisk spoza PiS?

Środowiska te są dość hałaśliwe, ale one nie są specjalnie liczne. Dla kandydata PiS decydujące będzie to, czy w ciągu najbliższych trzech miesięcy on zacznie rosnąć w sondażach. Ma grudzień, styczeń, kawałek lutego na to, żeby przekroczyć granicę 30 proc. Jeżeli to zrobi, to te wszystkie wątpliwości prawicowego elektoratu nie będą miały znaczenia. Bo kluczowy stanie się trend wzrostowy. Dekadę temu pomógł on Andrzejowi Dudzie, którego przez pierwsze dwa miesiące większość komentatorów i polityków lekceważyła.

Wtedy ja sam uważałem, że on nie ma żadnych szans. Po tych dziesięciu latach zdaję sobie sprawę, że wybory prezydenckie są najbardziej nieprzewidywalne spośród wszystkich elekcji. Tu się naprawdę może wszystko wydarzyć, nawet na przestrzeni powiedzmy 6-8 tygodni przed pierwszą turą. Już pomijam sytuacje takie jak na przykład wycofanie się Włodzimierza Cimoszewicza na 3 tygodnie przed pierwszą turą wyborów w 2005 roku. Otworzyło to Donaldowi Tuskowi drogę do drugiej tury. Także dzisiaj prognozowanie czegokolwiek jest naprawdę kompletnie nieskuteczne i ja się go nie podejmuję.

Pięć lat temu jeszcze w lutym wydawało się, że wszystko będzie normalnie. A w marcu zaczęła się w Polsce pandemia i całkowicie wszystko się wywaliło. Na dziś wydaje się jednak, że prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski jest faworytem. Cieszy się sporym poparciem. I jedynym problemem zdaje się opinia radykalnego lewicowca, która może zrażać wyborców centroprawicowych, także tych spoza PiS-u?

Prezydent Warszawy faktycznie ma przyklejoną łatkę lewicowca. Jest to jednak w istocie rzeczy sytuacja podobna do Nawrockiego, tylko ze znacznie wyższego pułapu. Tak naprawdę Rafał Trzaskowski, jeśli chce wygrać, to ma jedną rzecz do zrobienia. Musi utrzymać swoją wyraźną dominację sondażową do pierwszej tury głosowania. I tak naprawdę tej łatki lewicowca to się będzie próbował pozbywać między pierwszą a drugą turą. Wtedy powie tym niezdecydowanym, centrowym wyborcom, „jestem bardziej wiarygodny dla was niż Nawrocki, czy ktokolwiek inny. Bo ja nie dopuszczę do powrotu PiS-u do władzy”. A nie oszukujmy się, jeśli w drugiej turze znajdą się Rafał Trzaskowski i kandydat PiS-u, to wybory będą plebiscytem, czy Polacy chcą powrotu PiS-u, czy nie. I to będą główne tematy kampanii, nie takie, czy inne zalety, bądź wady kandydatów. Tylko najpierw Trzaskowski musi tę pierwszą turę wyraźnie wygrać.

Dlaczego?

Jak zacznie słabnąć w sondażach po tych kilku latach, kiedy był absolutnym królem sondaży, to będzie miało katastrofalny skutek. Przed drugą turą zostanie uruchomiony trend spadkowy. I to jest największe wyzwanie Trzaskowskiego – utrzymanie żółtej koszulki lidera do głosowania w pierwszej turze. I utrzymanie wyraźnej przewagi przed dogrywką. To przypominanie lewicowości, zdejmowania krzyży itd. już trwa. Jeśli jednak przed drugą turą będzie miał przewagę, przekaz będzie prosty: chcecie powrotu PiS, głosujcie na Nawrockiego.

I moim zdaniem to będzie decydujące dla wielu ludzi, którzy nie są fanami Trzaskowskiego i jego różnych lewicowych poglądów. Oni uznają, że oni nie chcą dopuścić ponownie do władzy PiS. A taki powrót nie będzie możliwy bez zwycięstwa ich kandydata w wyborach prezydenckich. Dlatego moim zdaniem wszystkie kwestie dotyczące lewicowości Trzaskowskiego zejdą na drugi plan. Z tym że mówię o sytuacji między pierwszą i drugą turą. Teraz rywale będą mu to wyciągać. I jeżeli on zacznie jakoś reagować źle, to może tracić. Trzaskowski nie może też sobie pozwolić na bagatelizowanie jeżdżenia po polskiej prowincji.

Ma jednak doświadczenie w kampanii sprzed pięciu lat?

Tak, ale poprzednia kampania była dla niego wyjątkowo krótka. On wszedł pod koniec, po pandemii, kilka dni przed pierwszą turą. Teraz czeka go jeżdżenie od miasteczka do miasteczka i zobaczymy czy Trzaskowski jest w stanie coś takiego zrobić, bo wyborcy tego właśnie oczekują. Że ten wielkomiejski Trzaskowski z tych wyżyn zejdzie do ludzi i się z nimi przywita. Jeśli tego nie zrobi, zostanie okrzyknięty przez sztabowców PiS arogantem, który lekceważy zwykłych Polaków, który interesuje się tylko salonami. To będzie pół roku naprawdę morderczej kampanii. I zlekceważenie tego może sprawić, że sondaże się załamią. Tak jak w przypadku Bronisława Komorowskiego, który miał przecież jeszcze większe poparcie niż ma dziś Trzaskowski. Zaczął tracić około marca, kwietnia. A jak sondaże zaczynają lecieć w dół, to może się okazać, że nikt tego nie zatrzyma.

Wspomniał Pan też o trzecim kandydacie, rzeczywiście co wybory, ktoś taki się pojawia. Paweł Kukiz w roku 2015, Szymon Hołownia w 2020. Pana zdaniem i tym razem może być ktoś, kto namiesza w kampanii?

W formie żartu od zawsze mówię o Robercie Lewandowskim, ale oczywiście nie sądzę, by piłkarz Barcelony miał w ogóle zamiar kiedykolwiek startować w wyborach prezydenckich. Na pewno pojawią się dziwni kandydaci, którzy jednak nie wiadomo, czy będą mieli wystarczające zaplecze, by zebrać 100 tysięcy podpisów. Jeśli takiego kandydata nie będzie do połowy stycznia, to pewnie nikt taki już się nie pojawi. Wtedy wystartuje ten zestaw kandydatów, których znamy, w połowie grudnia start ogłosi zapewne pani Dziemianowicz-Bąk z lewicy. Przed laty faktycznie Paweł Kukiz i Szymon Hołownia osiągali świetne rezultaty. Na razie nie widać kogoś, kto mógłby odegrać rolę czarnego konia. Choć więcej będziemy mogli powiedzieć w połowie stycznia.

Wróć do tygodnika:

„Nowy Telegraf Warszawski” nr 2 8 – 14 grudnia 2024

fot. ODH