Nowy Telegraf Warszawski

poniedziałek, 2 grudnia, 2024

To będzie największy problem Trzaskowskiego w kampanii. Wiadomo jednak, kto go ewentualnie zastąpi w stolicy (WYWIAD)

Największe szanse na to, żeby wystartować na prezydenta Warszawy po Rafale Trzaskowskim, jeśli ten zostanie głową państwa, ma moim zdaniem Marcin Kierwiński. Jednak wygrana kandydata KO nie jest na sto proc. pewna. Największym zagrożeniem dla Trzaskowskiego będzie próba wepchnięcia go w niszę mocno lewicowego kandydata. I prezydent stolicy naprawdę będzie musiał wykonać dużą pracę, żeby tę łatkę lewicowca z siebie zdjąć – mówi dr Andrzej Anusz, politolog, Instytut Piłsudskiego.

Wszystko jasne. Rafał Trzaskowski został kandydatem na prezydenta ze strony Koalicji Obywatelskiej. Zaskoczenie?

Dr Andrzej Anusz: Absolutnie nie. Zaskoczeniem jest to, że prezydent Warszawy uzyskał tak dużą przewagę nad Ministrem Spraw Zagranicznych Radosławem Sikorskim. To oznacza, że jeśli Donald Tusk miał w głowie scenariusz, o którym rozpisywały się media, jakiejś podmiany kandydata, to raczej nie będzie go realizować, a na pewno bardzo trudno byłoby takie coś przeprowadzić. Rafał Trzaskowski w prawyborach uzyskał bardzo mocny mandat. W efekcie nie tylko pokonał Sikorskiego, ale też doprowadził do sytuacji, w której nierealny stał się scenariusz startu Donalda Tuska. Tu musiałoby się wydarzyć coś naprawdę spektakularnego i nadzwyczajnego, co wymusiłoby wystawienie przez całą koalicję jednego kandydata. Bardzo mało prawdopodobne.

Od razu pojawiły się dyskusje, czy Trzaskowski powinien, czy nie powinien zawiesić prezydenturę stolicy na czas kampanii. Jest też inne pytanie – kto zostanie prezydentem stolicy, jeśli Trzaskowski wygra?

Wydaje się, że naturalnym kandydatem z ramienia Koalicji Obywatelskiej jest Marcin Kierwiński. Zrezygnował z mandatu eurodeputowanego po to, by wrócić do krajowej polityki. I jeśli nie zaliczy jakichś bardzo poważnych wpadek w związku z zadaniem pomocy dla powodzian, jego szanse na zostanie kandydatem KO są największe. A kandydat Koalicji Obywatelskiej jest w tym momencie w stolicy faworytem. Myślę, że jego prezydentura w Warszawie różniłaby się o tyle od Trzaskowskiego, że Kierwiński w polityce krajowej osiągnął chyba maksymalny pułap. I prezydentura stolicy byłaby dla niego wielką szansą na zbudowanie pozycji właśnie jako samorządowiec. Tymczasem Rafał Trzaskowski traktował chyba prezydenturę stolicy jako poczekalnię, miejsce, z którego wystartuje na prezydenta RP.

Żeby rozważania o wcześniejszych wyborach miały sens, Rafał Trzaskowski musi jeszcze wygrać wybory prezydenckie. Kandydatem Prawa i Sprawiedliwości jest prezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki. I na razie można zaobserwować ambiwalentny stosunek do kandydata także po prawej stronie. Kandydat PiS walczy o to, żeby „ładnie przegrać”, czy jednak o coś więcej?

W przypadku tej kandydatury warto skupić się na kilku elementach. Po pierwsze, myślę, że z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego jest to kandydatura najbardziej wygodna dla prezesa PiS. Prezes IPN nie ma zaplecza w samej partii, nie jest nawet jej członkiem. Gdyby PiS wystawił kogoś innego, na przykład Przemysława Czarnka, czy jakiegoś innego partyjnego polityka, wiązałoby się to z pewnym ryzykiem. Nawet gdyby taki kandydat przegrał w drugiej turze, ale uzyskał dobry wynik, mógłby przyjść do Kaczyńskiego. Powiedzieć: zdobyłem 10 milionów głosów. Chcę zostać prezesem PiS. Kaczyński miałby problem. W sytuacji, w której Nawrocki jest osobą spoza, prezes ma spokój. Drugim elementem jest fakt, że Karol Nawrocki miał najmniejszą rozpoznawalność wśród potencjalnych kandydatów. W partii przyjęto założenie, że łatwiej kogoś wykreować, niż zmieniać wizerunek kogoś, kto miał duży elektorat negatywny w różnych grupach. Stwierdzono więc, że pół roku w obecnej dobie mediów społecznościowych na to wystarczy. Oczywiście jest to ruch ryzykowny, z uwagi na małą rozpoznawalność kandydata. Jednak jak widać Jarosław Kaczyński uznał, że pozytywy przeważają.

Tyle że niekwestionowanym faworytem na dziś wydaje się Rafał Trzaskowski

Doświadczenia pokazują, że w kampaniach wyborczych w Polsce mieliśmy rozmaite zwroty akcji, pamiętamy, jak wielka była przewaga Bronisława Komorowskiego nad Andrzejem Dudą. Największym zagrożeniem dla Trzaskowskiego będzie próba wepchnięcia go w niszę mocno lewicowego kandydata. I prezydent stolicy naprawdę będzie musiał wykonać dużą pracę, żeby tę łatkę lewicowca z siebie zdjąć. Szczególnie że wybory wygrywa się w drugiej turze, trzeba mieć ponad 50 proc. poparcia. Natomiast dla Nawrockiego wybory to ogromna szansa. Niezależnie jak się zakończą, stanie się on punktem odniesienia dla centroprawicowego elektoratu.

W wyborach przed dziesięciu laty ogromny sukces osiągnął Paweł Kukiz. Pięć lat temu Szymon Hołownia. Czy dopuszcza Pan scenariusz, w którym do drugiej tury wchodzi ktoś spoza dwójki Trzaskowski – Nawrocki?

To bardzo mało prawdopodobne. Będzie kandydować Szymon Hołownia z Trzeciej Drogi, Sławomir Mentzen z Konfederacji, ktoś z lewicy. Na pewno będą próby tak zwanych niezależnych kandydatów. Wydaje mi się jednak, że w tej chwili scena polityczna jest ukształtowana i tak spolaryzowana, że te dwie główne siły mają zdecydowaną przewagę, a elektoraty też przyzwyczaiły się już do pewnego czytelnego podziału PiS i antypis. I kandydaci dwóch głównych obozów dostaną około 30 procent poparcia. Bardzo trudno będzie komuś trzeciemu wejść do drugiej tury. Co nie znaczy, że kandydat taki nie odegra poważnej roli. Przecież Paweł Kukiz i Szymon Hołownia też nie weszli do drugiej tury, a jednak na politykę wpływ potem mieli. Więc trzeci kandydat, jeśli uzyska dobry wynik, może mieć decydujący wpływ na ostateczny rezultat wyborów. Tak, jak sukces Pawła Kukiza z 2015 roku w dużym stopniu przyczynił się do tego, że Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim.

MAGAZYN NOWY TELEGRAF WARSZAWSKI 1 GRUDNIA 2024

fot. ODH
fot. ODH