Budowa metra na Gocław budzi kontrowersje i spory. Nawet jednak odrzucając krytykę, uznając inwestycję za niezbędną, przyznać trzeba, że budowa potrwa latami. Tramwaj powstałby znacznie szybciej.
Nie chodzi tu o wchodzenie w polemikę na temat samej sensowności metra. Kolej podziemna sama w sobie jest niezbędna. Można dyskutować, czy wszędzie ma iść nad ziemią, czy przeciwnie, w celach oszczędnościowych kolejka powinna wyjeżdżać na powierzchnię, szczególnie tam, gdzie ma pokonać rzekę. Poprowadzenie torów nad Wisłą jest o wiele tańsze niż pod dnem. Można dyskutować nad tym, czy kolej podziemna powinna jechać akurat tam, gdzie projektują to pomysłodawcy. Może trasa powinna być inna. Jednak mimo to sama budowa nie musi być złym pomysłem. Ciężko jednak zrozumieć, dlaczego miasto zrezygnowało z zaplanowanego wcześniej tramwaju.
Tak, oczywiście – chodzi o oszczędności, realizacja dwóch inwestycji naraz to ogromne koszty. Jednak problem polega na tym, że miasto zrezygnowało (odłożyło w czasie) chyba nie tę inwestycję, którą powinno. Bo można dyskutować, czy tramwaj jest od kolei podziemnej gorszy, czy lepszy. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest znacznie tańszy. A przede wszystkim budowa linii trwa znacznie krócej. Gdyby faktycznie wystartowała – jak planowano – w roku 2020, dziś byśmy już jeździli na Gocław tramwajem. Metro jest na etapie przetargu. Budowa ruszy w roku 2028. Czyli pasażerowie pojadą w przyszłej dekadzie, jej połowie. Oczywiście bądźmy uczciwi – niedawno przedstawiciele ratusza zapowiedzieli, że być może jednak tramwaj powstanie. Jednak odkładanie tej inwestycji w czasie wydaje się błędem. Gocław zasługuje i na połączenie tramwajowe i kolej podziemną. Metro jest budowane, ale to potrwa, a tramwaj powstanie, ale to melodia przyszłości. A wyjazd z Gocławia w godzinach szczytu do łatwych bynajmniej nie należy. Szkoda.
(Materiał archiwalny. Publikujemy w związku z niedawnym oddaniem tramwaju do Wilanowa. Linia na Gocław odłożona jest w czasie).