Nowy Telegraf Warszawski

poniedziałek, 9 grudnia, 2024

Oficjalne wyniki wyborów w USA przybliżą nas do odpowiedzi, kogo wystawi Koalicja Obywatelska w Polsce (WYWIAD)

Przy zwycięstwie Kamali Harris, mielibyśmy pewną kontynuację. Wygrana Trumpa to na pewno wzmocnienie prawicy, ale też trudno sobie wyobrazić sytuację, że wystartuje wtedy Radosław Sikorski, którego żona pisze, że Trump mówi językiem Hitlera i Stalina. W związku z tym moim zdaniem oficjalne wyniki wyborów w Stanach Zjednoczonych przybliżą nas także do odpowiedzi na pytanie, kto będzie kandydatem KO w wyborach prezydenckich – mówi „Nowemu Telegrafowi Warszawskiemu” dr Andrzej Anusz, politolog i opozycjonista w okresie PRL, Instytut Piłsudskiego.

Partia Razem odchodzi z koalicji, grupa polityków odchodzi z Razem. Lider Polskiego Stronnictwa Ludowego, Władysław Kosiniak-Kamysz mówi o wspólnym kandydacie całej koalicji na prezydenta, a w samej Koalicji Obywatelskiej trwają przymiarki do wyborów prezydenckich. Toczy się medialna debata: Rafał Trzaskowski, Donald Tusk, czy może Radosław Sikorski. Co uwarzy się w tym kotle?

Dr Andrzej Anusz: Mamy niejednorodną koalicję, składającą się z wielu, bardzo zróżnicowanych elementów. Wypowiedz Władysława Kosiniaka-Kamysza o wspólnym kandydacie traktowałbym jako wotum nieufności wobec Szymona Hołowni. Do tej pory PSL deklarował, że poprze marszałka Sejmu. Hołownia ma oczywiście interes w tym, żeby wystartować w wyborach prezydenckich, bo jego ugrupowanie de facto jest zbudowane w dużym stopniu na pozycji lidera. Jeśli Hołownia nie wystartuje, to tak naprawdę jego środowisko może się kompletnie rozpaść. Zostanie rozparcelowane przez inne środowiska, głównie przez Koalicję Obywatelską.

Z tym że Polska 2050 i bez tego ma spore problemy. I być może Kosiniak-Kamysz uznał, że nie chce postawić na przegranego kandydata. Woli wesprzeć kandydata wspólnego, ale jednocześnie podkreślić, że ludowcy chcieliby, żeby to był kandydat z koalicji, ale bardziej centroprawicowy. W tej chwili mamy sytuację zupełnego rozchwiania, dlatego, że partia Razem też oczywiście będzie musiała próbować znaleźć swojego kandydata,wokół niego spróbuje budować swoją siłę polityczną. Nowa Lewica też deklaruje, że wystawi swojego kandydata.

Partię Razem można zrozumieć, bo chce zaistnieć po wyjściu z koalicji, a lewica udowodnić, że się liczy, ale w ramach sojuszu z KO. Działanie lidera ludowców trudno jednak wytłumaczyć. PSL jest ze wszystkich stron atakowane. Logiczne byłoby wykorzystanie tego, wystawienie własnego kandydata. W wariancie maksimum zawalczenie o odebranie wyborców PiS, w opcji minimum o pozostanie prawym skrzydłem koalicji. Domaganie się wspólnego kandydata z lewicą i KO to kapitulacja?

Moim zdaniem jest kilka elementów, jeśli chodzi o zachowanie PSL. Z jednej strony w ramach tego rządu widać coraz większe napięcie między ludowcami a lewicą. Kwestie obyczajowe, ale także ekonomiczne sprawiają, że te różnice są widoczne coraz bardziej. I PSL oczywiście jest tą kotwicą konserwatywną. I mówiąc wprost, moim zdaniem liczy na to, żeby doczekać do wyborów prezydenckich. W momencie, kiedy kandydat PiS je przegra, może dojść do istotnego osłabienia największej siły opozycyjnej, nawet do jakiegoś rozłamu.

I to wtedy ludowcy będą mieli czas na łowienie prawicowych wyborców i poszerzenie swojej bazy politycznej. To jest perspektywa po wyborach prezydenckich. Natomiast propozycja jednego kandydata wynika z faktu, że w koalicji wciąż niektórzy liczą na to, że to Donald Tusk będzie musiał być tym kandydatem w wyborach prezydenckich. No i wtedy oczywiście PSL bardzo ochoczo premiera wesprze, licząc, że być może Władysław Kosiniak-Kamysz zostałby potem premierem po Tusku. Także ludowcy mają kilka scenariuszy równoległych. Możemy odnieść pozorne wrażenie, że trochę się miotają.

Pozorne wrażenie?

Pozorne, bo ludowcy po prostu muszą tak działać. Żeby z jednej strony utrzymywać się w tej koalicji, a z drugiej strony budować tak zwaną konserwatywną nogę, żeby ją w jakiś sposób móc w przyszłości poszerzyć.

Z tym liczeniem na Tuska jako kandydata to chyba jednak się przeliczą. Bo śledząc doniesienia medialne, odnieść można wrażenie, że kandydatem KO raczej będzie Rafał Trzaskowski bądź Radosław Sikorski?

To wszystko się właśnie decyduje, chodzi mi o wyniki wyborów prezydenckich w USA. Przy zwycięstwie Donalda Trumpa mamy zdecydowanie inny scenariusz niż w przypadku wygranej jego konkurentki. W przypadku wygranej Kamali Harris, mielibyśmy pewną kontynuację. Wygrana Trumpa to na pewno wzmocnienie prawicy, ale też trudno sobie wyobrazić sytuację, w której przy prezydencie Trumpie wystartuje Radosław Sikorski, którego żona pisze, że Trump mówi językiem Hitlera i Stalina. W związku z tym moim zdaniem oficjalne wyniki wyborów w Stanach Zjednoczonych  przybliżą nas także do odpowiedzi na pytanie, kto będzie kandydatem KO w wyborach prezydenckich.