Nowy Telegraf Warszawski

piątek, 18 kwietnia, 2025

Krajobraz po Chorwacji. Powodów do radości nie ma, ale to nie czas na rozdzieranie szat

Przed laty, gdy reprezentacja Polski w piłce nożnej prowadzona przez Jerzego Engela, pierwszy raz po 16-letniej przerwie awansowała na mundial świat kibiców i mediów sportowych wpadł wręcz w euforię. ŚP. Paweł Zarzeczny oburzył wszystkich, gdy napisał „nie czas panowie na lizanie się po ch…”. Dziś można je sparafrazować, że nie czas na rozdzieranie szat. W meczu z Chorwacją nie stało się nic nieprzewidzianego.

Przytoczone słowa Zarzecznego padły w „Przeglądzie Sportowym” dzień po historycznym awansie. Wywołały niemałe oburzenie, okazały się jednak prorocze. Kadra Engela, na mistrzostwach poniosła klęskę, dając początek znanemu scenariuszowi gry Polaków. Mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Dziś warto słowa legendarnego publicysty sparafrazować. Powodów do radości po porażce z Chorwacją oczywiście nie ma. Jednak rozdzieranie szat i lamenty naprawdę nie mają sensu. Porażka i gra odzwierciedlają obecny stan polskiej reprezentacji. Nikt, kto polską piłkę śledzi, nie może być zaskoczony.

Nie wystarczy ofensywny skład

Oczywiście można było nabrać się na bardzo ofensywne ustawienie Biało-Czerwonych. Piotr Zieliński grał na „szóstce”, a więc jako defensywny pomocnik, przed nim wystąpili kreatywni Kacper Urbański i Sebastian Szymański. Ze Szkocją obok Roberta Lewandowskiego zagrał mający kapitalną serię w lidze tureckiej w Istanbul Basaksehir Krzysztof Piątek. Z Chorwacją robiący furorę w amerykańskiej MLS, zawodnik Los Angeles FC, Mateusz Bogusz. Jego gry domagały się media. Z tym, że ofensywne ustawienie to jedno, wykorzystanie go w „boju” drugie. Kilka lat temu ofensywnie ustawieni podopieczni śp. Franciszka Smudy przyjęli od Hiszpanów sześć bramek. Nie strzelili żadnej. Do bramki rywali, bo samobójcze trafienia zaliczyli Robert Lewandowski i Dariusz Dudka. Raz ofensywnie zagrał też Czesław Michniewicz. Jego drużyna oberwała 1:6 od Belgów. W tym kontekście 0:1 z Chorwacją to naprawdę minimalny wymiar kary. Szczególnie, że nie byłoby niesprawiedliwe, gdyby Polacy przegrali 1:5. Chorwaci całkowicie zdominowali podopiecznych Probierza.

Bo ofensywny skład na papierze, to nie ofensywna gra w praktyce. Biało – Czerwoni licząc tylko ostatnie mecze, momentami zdominowali Ukraińców. Jednak z Turcją wygrali, mimo przewagi rywala. Na Mistrzostwach Europy Holendrzy spokojnie mogli wbić kilka bramek więcej, choć gra Biało-Czerwonych mogła się podobać. Austriacy pressingiem ich zmiażdżyli, choć drużyna Probierza miała momenty. Z Francją nie wyglądało to najgorzej. W Glasgow ze Szkotami też momentami to gospodarze mieli inicjatywę. Polacy potrafili jednak parę razy błysnąć. Kacper Urbański świetnie odebrał piłkę i zapoczątkował bramkową akcję. Nicola Zalewski wypracował dwa karne. Z Chorwacją tych przebłysków było znacznie mniej, bo po prostu Chorwaci, mając lepszych piłkarzy całkowicie zdominowali gości. Aby drużyna zaczęła prezentować równy i wyższy poziom, musi się zgrywać, ogrywać, w podobnym składzie rozgrywać kolejne mecze. Potrzebny jest albo Moder w formie, albo, jak nie zacznie grać, trzeba znaleźć piłkarza o podobnej charakterystyce. Na razie jakości jest po prostu za mało.

Choć było źle, to było dobrze?

Patrząc całościowo na wrześniowe zgrupowanie Biało-Czerwoni zdobyli w dwóch wyjazdowych spotkaniach trzy punkty. Prawdę powiedziawszy, mało kto liczył na taki rezultat. Ze Szkocją wygrali, prezentując przebłyski dobrej gry. Chorwaci, wciąż jedna z czołowych drużyn na świecie, pokazali im miejsce w szeregu. I nie ma co kryć – w dwumeczu z Portugalią oraz rewanżu z Chorwatami też nie ma co liczyć na zdominowanie rywala. Można oczekiwać poprawy gry, większej liczby udanych elementów, momentów. Remis, nie mówiąc już o zwycięstwie, byłby mega sukcesem. Jednak na dziś realnym wynikiem, jaki Biało-Czerwoni mogą uzyskać są trzy kolejne porażki i wywalczona w bólach wygrana ze Szkotami. Gra w barażu o utrzymanie w Dywizji A, z zespołami pokroju Ukrainy, Walii, Norwegii. Potem mega ciężkie eliminacje mundialu, awans przez baraż. W turnieju, za dwa lata, drużyna powinna wyglądać już lepiej. Oby. Wtedy będzie czas rozliczeń. Dziś nie ma powodu do radości, do wielkiej rozpaczy też jednak nie.