Od tragedii był tylko krok. Malutki chłopczyk jeździł bez żadnej opieki na Pradze-Północ. Poruszał się rowerkiem biegowym między autobusami. A mama nie wiedziała, co się dzieje. Robiła zakupy.
Do zdarzenia doszło kilka dni temu na placu Hallera. Jak informuje straż miejska, funkcjonariusze z VI Oddziału Terenowego, patrolowali w środę Pragę-Północ. Około godziny 18.20 zauważyli na placu Hallera chłopczyka na rowerku biegowym. Maluch nie zdając sobie sprawy z zagrożenia, jeździł pomiędzy autobusami a ruchliwą ulicą. W każdej chwili chłopczyk mógł wyjechać pod samochód. W pobliżu nie było jego opiekunów ani nikogo, kto zwróciłby mu uwagę – relacjonuje straż miejska.
Dziecko było zagubione, wystraszone i niewyraźnie mówiło. Maluch nie umiał powiedzieć, jak się nazywa ani gdzie jest jego mama. Chłopczyk powiedział tylko, że „mieszka bardzo daleko”. Funkcjonariusze zorientowali się, że może być dzieckiem obcokrajowców, którzy przebywają w Polsce. Przed sklepem strażnicy zauważyli nerwowo rozglądającą się kobietę z siatkami pełnymi zakupów. Na jej widok chłopczyk bardzo się ucieszył. To była jego mama – relacjonuje straż miejska. Okazało się, że kobieta i jej synek są uchodźcami, którzy przybyli do Polski po wybuchu wojny. Kobieta tłumaczyła, że weszła na chwilę po zakupy i poleciła synkowi, by czekał na nią przed sklepem. Wcześniej zawsze się jej słuchał, tym razem oddalił się bez jej wiedzy. Dziecko było zadbane i wyraźnie ucieszone, że odnalazło mamę. Kobieta miała przy sobie dokument chłopca z jego zdjęciem i zobowiązała się lepiej pilnować swojego syna – podsumowuje straż miejska. Tym razem udało się uniknąć tragedii.