czwartek, 19 września, 2024

Kwalifikacje przegrał, nim zaczął, odwagę przed Wembley zostawił w szatni. Kadencja „Wójta” kontrowersją pisana

Kiełbasy w górę, golimy frajerów, kataru to można dostać, nie można z Katarem przegrać – to tylko niektóre powiedzenia Janusza Wójcika. Selekcjonera reprezentacji olimpijskiej, która zdobyła srebrny medal na Igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku. Opiekunem pierwszej reprezentacji narodowej Wójcik został kilka lat później. Walczył o awans na Mistrzostwa Europy 2000. Przegrał, choć spisanie jego kadencji na straty byłoby krzywdzące. A wpływ na ostateczną klęskę miał mecz pozornie „o nic”, z Gruzją na zakończenie wcześniejszych eliminacji. Przyjrzyjmy się reprezentacji pod wodzą zmarłego w 2017 roku jednego z najbardziej kontrowersyjnych selekcjonerów w historii.

Kontrowersje, to słowo, które ciężko oddzielić od kariery Janusza Wójcika. Polityczny pragmatyk (mówiąc bardzo eufemistycznie), który za komuny należał do komunistycznych organizacji młodzieżowych, a w III RP był posłem Samoobrony. Za jego drużyną ciągnęła się sprawa niedozwolonych środków w organizmach piłkarzy przed igrzyskami. Według jednej z wersji to sztab naszprycował zawodników bez ich wiedzy. Jak było – nie dowiemy się pewnie nigdy. Jednocześnie prowadzona przez niego reprezentacja olimpijska zdobyła wicemistrzostwo w Barcelonie – dla pokolenia obecnych 40-latków jedyny medal Biało-Czerwonych, który pamiętają. Mial Wójcik problemy z prawem. Selekcjonerem pierwszej reprezentacji narodowej został kilka lat po sukcesie w Barcelonie. Za wyborem naród głosował w audiotele. Osobiście interweniował w tej sprawie prezydent RP Aleksander Kwaśniewski. Oto jedna z bardziej kontrowersyjnych, ale i barwnych kadencji na stanowisku selekcjonera. Przy czym w niniejszym tekście zajmiemy się głównie piłkarską stroną jego kadencji. Temat szeregu kontrowersji to materiał na odrębną opowieść.

Olimpijska wchodzi do gry

Ogromna popularność Janusza Wójcika wśród Polaków miała oczywiście związek z sukcesem na Igrzyskach Olimpijskich 1992 roku. Przypomnijmy, ze w turnieju piłkarskim na Igrzyskach grają drużyny młodzieżowe. Kwalifikacjami turnieju olimpijskiego są Młodzieżowe Mistrzostwa Europy do lat 21, a same igrzyska są czasem określane mistrzostwami świata do lat 23 (choć od jakiegoś czasu w Igrzyskach w każdej drużynie może wystąpić trzech starszych piłkarzy). W Polsce czasu transformacji, przełomu lat 80. i 90. grupa ludzi biznesu uznała, że warto wypromować drużynę, która będzie z sukcesem reprezentować Polskę na Igrzyskach Olimpijskich. Powołana fundacja, w której główną rolę odgrywał biznesmen Zbigniew Niemczycki, zapewniała młodym olimpijczykom odpowiednie warunki przygotowań. Dziś to standard, wtedy jednak pierwsza reprezentacja miała problem nawet ze strojami na zgrupowanie. Kadra olimpijska miała wszystko. I na jej warunki (dziś standardowe, wtedy nadzwyczajne) starsi koledzy patrzyli z zazdrością. Trzeba też jednak oddać, że pokolenie było utalentowane. A drużyna osiągnęła sukces.

Marsz po medal

W fazie grupowej Biało-Czerwoni pokonali Kuwejt 2:0 (2 gole Andrzeja Juskowiaka, rzutu karnego nie wykorzystał Mirosław Waligóra). Potem ograli faworyzowanych Włochów 3:0 (bramki: Juskowiak, Ryszard Staniek i Grzegorz Mielcarski). Zremisowali z USA 2:2 (bramki Marek Koźmiński i Juskowiak). W ćwierćfinale mierzyli się z Katarem. To właśnie wtedy padły słynne słowa motywacyjne Wójcika, że katar można złapać, ale nie można z nim przegrać. Biało-Czerwoni wygrali 2:0(bramki: Wojciech Kowalczyk i Marcin Jałocha). Rywalem w półfinale była Australia, która sensacyjnie wyszła z grupy z Meksykiem i Danią, a w ćwierćfinale ze Szwecją. Biało-Czerwoni rozbili Australijczyków 6:1. (Bramki dla Polski: 3 Juskowiak, 2 Kowalczyk, jedna samobójcza). W finale na Camp Nou rywalem Biało-Czerwonych był gospodarz imprezy, reprezentacja Hiszpanii. Prowadzenie dla Polaków tuż przed przerwą zdobył Kowalczyk. Hiszpanie po zmianie stron wyrównali i objęli prowadzenie, wyrównał jednak Staniek. W ostatnich sekundach gry Hiszpanie zdobyli bramkę na 3:2 i ostatecznie to oni wywalczyli złoty medal.

Chcieli zmienić szyld i zagrać dalej

Srebrny medal był ogromnym sukcesem. Dla pokolenia dzisiejszych czterdziestokilkulatków jedynym sukcesem reprezentacji, jaki pamiętają. Andrzej Juskowiak z siedmioma bramkami został królem strzelców, Wojciech Kowalczyk z czterema znalazł się w najlepszej czwórce strzelających. Marek Koźmiński trafił do Serie A, wówczas najlepszej ligi na świecie. Niestety, doszło też do zgrzytów. Bo Janusz Wójcik miał ambicję zostania głównym selekcjonerem. A jego podopieczni rzucili hasło „zmieniamy szyld i gramy dalej”. Hasło padło na podatny grunt wśród kibiców, ale było trochę nie fair wobec selekcjonera Andrzeja Strejlaua, którego zespół otarł się o Euro (wówczas ośmiozespołowe, czyli jakby o ćwierćfinał). Było w tym zespole paru ciekawych zawodników, a wyzwaniem stojącym przed selekcjonerem winno być umiejętne połączenie starszyzny z młodością. Początek eliminacji MŚ się udał. Jednak latem doszło do wielkiej afery, w której tle był Janusz Wójcik. Chodziło o mistrzostwo Polski, odebrane drużynie Legii Warszawa, ale po kolei.

Tytuł pochopnie odebrany

Po Igrzyskach szybko stało się jasne, że Wójcik nie dołączy do reprezentacji Polski. Został jednak trenerem Legii Warszawa. Drużyny, która w 1991 roku grała w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów, ale w kolejnym sezonie walczyła o utrzymanie w Ekstraklasie. Legia pod wodzą Wójcika i po wzmocnieniach dołączyła do ligowej czołówki. I zdobyła pierwsze od 1970 roku mistrzostwo Polski. Problem w tym, że ostatnia kolejka była kuriozalna. Legia i Łódzki Klub Sportowy rywalizowały korespondencyjnie o tytuł, ale liczyła się różnica bramek. I obie drużyny rozbiły rywali – Legia Wisłę Kraków 6:0, ŁKS Olimpię Poznań 7:1. Polski Związek Piłki Nożnej, choć dowodów nie było, na podstawie poszlak odebrał punkty obu zespołom, Mistrzostwo Polski przyznał Lechowi Poznań. UEFA wykluczyła Legię z pucharów. Owszem, sprawa śmierdziała, ale w tamtych czasach handel meczami odchodził na potęgę, a jednym z głównych handlujących był Lech, który na odebraniu Legii i ŁKS-owi punktów zdobył mistrzostwo. Należało podjąć inne decyzje.

To należało zrobić

Dobrym rozwiązaniem byłoby uznanie domniemania niewinności, ale zmiana na przyszłość regulaminu. Ewentualnie – można było drużyny ukarać, ale wszystkie, nie przyznając tytułu nikomu. Tak ewidentnie uderzono w Legię, a powodem był konflikt PZPN z Wójcikiem. Jednak selekcjoner olimpijskiej święty nie był. Gdy piłkarze Legii ogłosili bojkot reprezentacji, „Wójt” powinien swoich podopiecznych od tego pomysłu odwieść. Także dlatego, że marzył o byciu selekcjonerem, a takie bojkoty szkodziły przyszłościowo i jemu. Nie zrobił tego. A pod koniec 1993 roku wyjechał do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Legię zostawił w czołówce, zastąpił go jego asystent z kadry olimpijskiej i Legii, Paweł Janas. Pół roku później wywalczył już „prawidłowe” mistrzostwo Polski. W kolejnym sezonie sukces powtórzył, następnie awansował do Ligi Mistrzów, a w niej aż do ćwierćfinału. Potem prowadził reprezentację olimpijską (projekty Sydney 2000 – bez awansu) oraz pierwszą reprezentację. A Wójcik? Był na Bliskim Wschodzie i czekał na swoją szansę.

Selekcjoner z woli ludu (i Kwaśniewskiego)

W końcu, po nieudanym drugim podejściu Antoniego Piechniczka i utracie szans na awans do MŚ 1998 PZPN powierzył „Wójtowi” stanowisko selekcjonera. Stało się to pod bardzo mocnym naciskiem opinii publicznej oraz – jak głosiły plotki – po osobistej interwencji ówczesnego prezydenta RP, Aleksandra Kwaśniewskiego. Wójcik traktowany był wręcz jako zbawca. Mecze towarzyskie w mediach analizowano tak, jakby było to spotkania o medale wielkich imprez. Strategia PR była prosta – piłkarzy trzeba nauczyć wygrywania. Stąd rywale, którzy nie byli potentatami, chodziło jednak o przyzwoity wynik, poprawę atmosfery. W debiucie, 7 września 1997 roku zespół Wójcika pokonał w Warszawie Węgrów 1:0. Gola zdobył Krzysztof Ratajczyk z rzutu wolnego, po wystawieniu piłki przez Wojciecha Kowalczyka. 24 września 1997 roku Biało-Czerwoni pokonali 2:0 Litwę (bramki Kowalczyk i Cezary Kucharski). Następnie mieli rozegrać dwa spotkania kończące przegrane eliminacje Mistrzostw Świata we Francji. Z Mołdawią w Kiszyniowie i Gruzją w Tbilisi.

„Nieważny” mecz, brzemienny w skutkach

W Kiszyniowie, 7 października 1997 roku Biało-Czerwoni pewnie pokonali Mołdawię 3:0, a hattrickiem popisał się Andrzej Juskowiak. Wspaniałą passę przerwali 4 dni później, 11 października Gruzini, rozbijając ekipę Wójcika aż 3:0. To spotkanie wielu bagatelizowało. Przecież szans na awans nie było, selekcjoner drużynę dopiero budował. To nie był jednak mecz towarzyski. Kto wie, czy ta porażka w meczu „o nic” nie położyła całego projektu. Z prostej przyczyny. W razie zdobycia punktów reprezentacja Polski trafiłaby do trzeciego koszyka w losowaniu eliminacji Mistrzostw Europy. Przegrywając, trafiła do koszyka czwartego. Po losowaniu miny przedstawicieli środowiska piłkarskiego zrzedły. A optymizm, zasiany po nominacji Wójcika i pierwszych zwycięstwach, prysł. Biało-Czerwoni trafili bowiem z pierwszego koszyka na Anglię, z drugiego na mocną w tamtym czasie Bułgarię, a z trzeciego na zawsze niewygodną Szwecję. Stawkę uzupełniał Luksemburg. Gdyby drużyna Wójcika nie przegrała z Gruzją, zamiast Szwedów miałaby w grupie rywala pokroju Macedonii, Łotwy, czy Cypru.

Było na kim budować

Nowy, 1998 rok nie zaczął się dla kadry Wójcika zbyt udanie. Najpierw reprezentacja w składzie krajowym przegrała z Paragwajem, finalistą Mistrzostw Świata 0:4. Potem w składzie zdominowanym przez zawodników zagranicznych lig, przegrała z Izraelem 0:2. Po mizernym spotkaniu pokonała Słowenię 2:0. Wreszcie wysoko przegrała 1:4 z reprezentacją Chorwacji. Po tym spotkaniu Wójcik znalazł się w ogniu krytyki. Sam twierdził, że właśnie mecz z Chorwatami był przełomowy, gdyż jego drużyna zaskoczyła. Po klęsce 1:4 brzmiało to dziwnie, ale… selekcjoner miał rację. Faktycznie jego podopieczni mieli przebłyski niezłej gry. A reprezentacja z Bałkanów na Mistrzostwach Świata była czarnym koniem. Zajęła trzecie miejsce, Davor Suker został królem strzelców. Przede wszystkim jednak Biało-Czerwoni w kolejnych spotkaniach zaczęli grać i wygrywać. Musieli zmierzyć się też z potężną niechęcią kibiców. Zaufanie do reprezentacji spadło do zera. Mecz z Rosją podopieczni Wójcika toczyli niemal przy pustych trybunach.

Było na kim budować

Biało-Czerwoni pokonali Rosję 3:1, a bohaterem meczu był Tomasz Hajto. Najpierw po jego rzucie z autu gola strzelił Mirosław Trzeciak, potem dwa gole zdobył sam defensor. Wygrane 2:1 na wyjeździe z Ukrainą i 2:0 z Izraelem wlały w serca kibiców trochę dość ostrożnego optymizmu. A start eliminacji Euro 2000 był naprawdę piorunujący. 6 września w Bugras po dwóch bramkach Sylwestra Czereszewskiego i jednej Tomasz Iwana podopieczni Wójcika pokonali faworyzowaną Bułgarię 3:0. 10 października w Warszawie również 3:0 ograli Luksemburg, po trafieniach Jerzego Brzęczka, Andrzeja Juskowiaka i Mirosława Trzeciaka. Wtedy optymizm przestał być już ostrożny. Biało-Czerwoni byli liderem grupy. Mieli sytuację naprawdę komfortową. W dodatku kilku piłkarzy notowało udane występy w zagranicznych ligach. Andrzej Juskowiak strzelał w Wolfsburgu, Mirosław Trzeciak zanotował udany start w hiszpańskiej Osasunie Pampelunie. Wojciech Kowalczyk odbudował się w Las Palmas, a do kadry pukali młodzi – Artur Wichniarek, Paweł Kryszałowicz, Maciej Żurawski, Tomasz Frankowski.

Odwaga w szatni zostawiona

Tomasz Łapiński i Jacek Zieliński tworzyli jedną z najlepszych par stoperów w Europie. Uzupełniali ich Tomasz Wałdoch i Jacek Bąk. Obrońcami/wahadłowymi byli Tomasz Hajto, Tomasz Kłos, Krzysztof Ratajczyk, Rafał Siadaczka, Wójcik odkurzył też Dariusza Adamczuka i Marka Koźmińskiego. W pomocy obok Piotra Świerczewskiego, Sylwestra Czereszewskiego, Tomasza Iwana i Jerzego Brzęczka coraz większą rolę zaczął odgrywać Krzysztof Nowak. Było na kim budować, a selekcjoner został trenerem roku w plebiscycie „Piłki Nożnej”, brylował w mediach. Można było obawiać się, że selekcjonera zgubi zbytnia pewność siebie, brawura, może imprezowy tryb życia. Tymczasem zdarzyło się coś, czego nikt nie podejrzewał. Janusz Wójcik się… przestraszył. W meczu z Anglią na Wembley, do którego Biało-Czerwoni przystępowali jako lider grupy, spokojnie można było zaryzykować. Tymczasem selekcjoner wystawił ośmiu obrońców. Scholes strzelił bramki mocno wątpliwe. A po ładnej akcji Trzeciaka bramkę zdobył Jerzy Brzęczek, dołączając do Jana Domarskiego i Marka Citki, innych strzelców goli na legendarnym stadionie.

Kapitan gonił, lecz nie dogonił

Defensywne ustawienie jednak się zemściło. Znamienna była sytuacja, w której Wojciech Kowalczyk poszedł w swoim stylu do przodu, rozejrzał się i nie było nikogo, komu mógłby zagrać piłkę. Bojaźliwa taktyka przeciwko Synom Albionu zemściła się też i po spotkaniu – siadło morale drużyny. W następnym meczu, ze Szwedami Jerzy Brzęczek stracił piłkę, którą przejął Ljundberg. Szwedzki zawodnik przebiegł całe boisko, a kapitan reprezentacji Polski za nim. Nie atakował, nie faulował, po prostu gonił i nie dogonił. Ljundberg pokonał Kazimierza Sidorczuka. Jerzemu Brzęczkowi zamiast przypominać historyczne trafienie na Wembley, wypominano fatalny błąd ze Szwedami. Biało-Czerwoni przegrali 0:1 i w zasadzie przekreślili szanse na awans z pierwszego miejsca. Realny był jednak udział w barażu. Czerwcowa wygrana z Bułgarią w Warszawie 2:0 (gole Tomasza Hajty oraz Tomasza Iwana), na wyjeździe z Luksemburgiem 3:2 (trafienia Rafała Siadaczki, Artura Wichniarka oraz Tomasz Iwana) nadzieje te podtrzymały. Wszystko miało rozstrzygnąć się jesienią.

Remis z Anglią. Chyba najlepszy mecz kadencji

8 września podopieczni Janusza Wójcika podjęli na stadionie Legii w Warszawie reprezentację Anglii. Odwiecznego rywala, którego jak dotąd pokonał tylko zespół Kazimierza Górskiego w 1973 roku. Na własnym terenie z Anglikami trzy razy zremisował zespoły Andrzeja Strejlaua, w roku 1989 (0:1), 1991 (1:1) oraz 1993 (1:1). Przegrała drużyna Antoniego Piechniczka w roku 1997 (0:2). W roku 1999 Biało-Czerwoni rozegrali być może najlepszy mecz za kadencji Janusza Wójcika. W drużynie doszło do kilku zmian. W bramce po marcowych porażkach Kazimierza Sidorczuka zastąpił Adam Matysek. Jesienią z uwagi na kontuzję wypadł Tomasz Łapiński. Z Anglikami Biało-Czerwoni zagrali w składzie: Adam Matysek – Tomasz Kłos (88’ Jacek Bąk), Jacek Zieliński, Tomasz Wałdoch – Tomasz Hajto, Krzysztof Nowak, Radosław Michalski, Tomasz Iwan – Mirosław Trzeciak (58’ Piotr Świerczewski), Radosław Gilewicz (63’ Andrzej Juskowiak) Bezbramkowy remis zwiększał szanse reprezentacji Polski na grę w barażu i mocno utrudniał sytuację Synów Albionu.

Wystarczył zaledwie jeden punkt

Aby zagrać w barażu podopieczni Janusza Wójcika musieli zdobyć punkt. Czyli nie przegrać w ostatnim spotkaniu kwalifikacji – wyjazdowym ze Szwecją. 11 października, na stadionie Råsunda w Solnej pod Sztokholmem Biało-Czerwoni zagrali w składzie: Adam Matysek – Tomasz Kłos, Jacek Zieliński, Tomasz Wałdoch – Tomasz Hajto, Piotr Świerczewski (89’ Artur Wichniarek) , Radosław Michalski, Sylwester Czereszewski (73’ Krzysztof Nowak), Rafał Siadaczka – Mirosław Trzeciak, Andrzej Juskowiak (81’ Paweł Kryszałowicz). Do przerwy plan udawało się realizować. Wynik 0:0 dawał Biało-Czerwonym awans do barażu. W 51 minucie Kenneth Andersson strzelił bramkę dla Szwedów. W 90 minucie wynik na 2:0 ustalił Henrik Larsson. Szwedzi wygrali grupę, a Anglicy przeszli do barażu, w którym wyeliminowali Szkocję. Janusza Wójcika zastąpił na stanowisku Jerzy Engel, który dwa lata później, po 16-letniej przerwie wprowadził Biało-Czerwonych na wielki turniej – Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii. Janusz Wójcik był niewątpliwie postacią kontrowersyjną. Jak jednak ocenić całą kadencję selekcjonera pod kątem czysto piłkarskim?

Podsumowanie kadencji

Celu podstawowego, awansu, Wójcik nie zrealizował. Udało mu się za to awansować w rankingu, poprawić atmosferę wokół drużyny narodowej. Także częściowo ustabilizować kadrę, choć do pełnej stabilizacji było daleko. Minusem był defensywny, mało widowiskowy styl gry, znacznie mniej atrakcyjny niż kadr Apostela, czy Engela. Powodem braku awansu – potem bardzo często podnoszonym przez samego selekcjonera – była trudna grupa. Tyle, że to porażka z Gruzją już za kadencji Wójcika sprawiła, że Biało-Czerwoni spadli do czwartego koszyka. Kluczowych momentów było parę. Biało-Czerwoni graliby w barażu, gdyby lepiej rozegrali wyjazdowe spotkanie ze Szwedami. Na pewno Wójcik mógł zagrać odważniej na Wembley i ze Szwecją w Chorzowie, w którymś z tych spotkań wywalczyć punkt. Najbardziej brzemienna w skutkach była chyba jednak porażka z Gruzją, na samym początku kadencji selekcjonera. Z kadrą olimpijską Janusz Wójcik wywalczył jedyny medal czasu posuchy. Kadencja Wójcika jako selekcjonera pierwszej reprezentacji była ostatnią w ponurej epoce braku awansów- na wielkie turnieje.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img