Biało-Czerwoni pierwszy raz w Mistrzostwach Europy zagrali w 2008 roku, a historyczny awans wywalczyła ekipa Leo Beenhakkera. Wcześniej sztuka ta nie udała się nawet drużynie Kazimierza Górskiego. To właśnie kwalifikacje do Euro’72 były dla legendarnego selekcjonera chrztem bojowym. I bardzo trudnym doświadczeniem.
Dziś reprezentacja Polski regularnie gra w Mistrzostwach Europy, inna sprawa, że na pięć startów z rzędu tylko raz udało się wyjść z grupy. W 2016 roku drużyna Adama Nawałki dotarła do ćwierćfinału. Inne starty Polacy kończyli na fazie grupowej. Jednak udział i tak jest sukcesem – bo przed 2008 rokiem ani razu nie udało się zagrać na Euro. W kwalifikacjach przegrywali nawet Kazimierz Górski i Antoni Piechniczek. Oczywiście brać trzeba poprawkę na jedno – dziś w kontynentalnych mistrzostwach grają 24 drużyny. Gdy Biało-Czerwoni awansowali pierwszy raz i cztery lata później, gdy byli współgospodarzem, zespołów grało 16. Tymczasem w latach 1980 – 1992 w europejskim czempionacie występowało 8 drużyn. A w latach 70. jedynie cztery! A więc awans na turniej był faktycznie wejściem do półfinału. W grupie grało się zaś o awans do drugiej fazy eliminacji, czyli o ćwierćfinał Mistrzostw Europy.
Grupa z RFN, Albanią i Turcją
I właśnie takie zadanie stanęło u progu lat 70. przed nowym selekcjonerem reprezentacji Polski, Kazimierzem Górskim. Stery kadry objął pod koniec 1970 roku. I pierwszym zadaniem było dokończenie eliminacji Mistrzostw Europy, a konkretnie wyjście z grupy eliminacyjnej i gra w kolejnej rundzie, ćwierćfinałowej. Rywalem była przede wszystkim ekipa Republiki Federalnej Niemiec – wówczas trzeci zespół mundialu 1970, który jednak ani razu nie wystąpił na kontynentalnym czempionacie. W grupie grały też drużyny Albanii i Turcji. Polska reprezentacja oparta była na krajowej ekstraklasie, jednak był to czas największej siły polskich klubów. W sezonie 1969/70 Górnik Zabrze zagrał w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, a Legia Warszawa w półfinale Pucharu Mistrzów (ówczesna Liga Mistrzów). 14 października 1970 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie Biało-Czerwoni, prowadzeni jeszcze przez Ryszarda Koncewicza, wygrali 3:0 z Albanią, po bramkach Roberta Gadochy, Włodzimierza Lubańskiego oraz Zygfryda Szołtysika. A w grudniu selekcjonerem został Kazimierz Górski.
Wyboistej drogi miłe początki
Sytuacja w grupie układała się z początku idealnie – Niemcy stracili bowiem punkty remisując na własnym stadionie z Turcją 1:1. W dodatku wyrównujący gol Gerda Müllera padł z rzutu karnego. Oznaczało to, że drużyna Górskiego musi „tylko” wygrać mecze ze słabszymi rywalami i nie przegrać z RFN. Plany wzięły w łeb 12 maja 1971 roku, gdy Biało-Czerwoni zaledwie zremisowali z Albanią. Prowadzenie na stadionie w Tiranie dał Polakom już w szóstej minucie Jan Banaś, wyrównał jednak Medin Zhega. Wszystko miało rozstrzygnąć się jesienią. Drużynę Kazimierza Górskiego czekały dwa mecze z Turcją i dwumecz z RFN. Zaczęło się obiecująco – 22 września Polacy dali popis przeciwko Turkom, zwyciężając aż 5:1. Do przerwy po strzale Bronisława Buli było skromne 1:0. Druga odsłona to jednak popis przede wszystkim Włodzimierza Lubańskiego, który strzelił trzy gole. Jedną bramkę zdobył Robert Gadocha. Goście tylko raz trafili do siatki, w 83 minucie, była to bramka na 4:1.
Bolesna poraża na warszawskim stadionie
Kluczowy był mecz z RFN, 10 października 1971 roku na stadionie Dziesięciolecia. Spotkanie miało wyjątkowy charakter – od zakończenia II wojny światowej minęło ledwie 26 lat. A więc dla ówczesnych Polaków niemieckie zbrodnie były prawie tak nieodległe, jak dla nas wybory prezydenckie 1995 roku, czy mundial we Francji 1998. Mecz rozgrywano w samo południe, a zaczął się idealnie. Robert Gadocha w 27 minucie dał Biało-Czerwonym prowadzenie. Jednak dwie minuty później wyrównał Gerd Müller. W drugiej połowie ten sam zawodnik dał gościom prowadzenie 2:1, a wynik ustalił Juergen Grabowski. Porażka 1:3 sprawiła, że na drużynę i selekcjonera posypały się gromy. Najbardziej (trochę niezasłużenie) oberwał młody bramkarz, Jan Tomaszewski. Wtedy nikt nie przypuszczał, że zawodnik ten będzie legendą reprezentacji. Zasłynie choćby meczem na Wembley, który da pierwszy po wojnie awans na Mistrzostwa Świata. I obroną dwóch karnych na samym mundialu. A kadencja selekcjonera Kazimierza Górskiego najlepszą w historii.
Dla obu drużyn początki pasma sukcesów
Na Euro jednak pan Kazimierz nie awansował. W kolejnych spotkaniach jego drużyna zremisowała z RFN w Monachium 0:0 i przegrała wyjazdowy mecz z Turcją 0:1. Dalsza historia jest znana. Pan Kazimierz awansował na Igrzyska Olimpijskie 1972, gdzie zdobył złoty medal. W roku 1974 zajął trzecie miejsce na świecie i wicemistrzostwo olimpijskie w roku 1976. Do kolejnego Euro jednak też nie udało się awansować, z piekielnie trudnej grupy z Włochami i Holandią. Z kolei drużyna RFN właśnie rozpoczęło największe pasmo sukcesów. Po wygraniu grupy z Polską, Turcją i Albanią podopieczni Helmuta Schoena wygrali dwumecz ćwierćfinałowy z Anglią. A na turnieju w Belgii Niemcy zostali – pierwszy, ale nie ostatni raz – mistrzami Europy. Kolejne ich wygrane czempionaty to ten we Włoszech w roku 1980 oraz w Anglii w 1996. A Biało-Czerwoni na pierwszy występ na europejskim czempionacie musieli zaczekać aż 36 lat, do 2008 roku.