poniedziałek, 16 września, 2024

KONSERWATYWNE DROGI DONIKĄD. Czyli wartości można bronić mądrze, lub głupio (KOMENTARZ)

Chrześcijańskie wartości i klerykalizm. Wartości można pielęgnować mądrze, bądź głupio, czyli KONSERWATYWNE DROGI DONIKĄD. Czas na tradycję bez emocjonalnego zacietrzewieniaKryzys Kościoła katolickiego, mocna laicyzacja głównie na Zachodzie ale i w Polsce, są faktem. Zjawiska te przebiegają równolegle z prześladowaniem chrześcijan w innych rejonach świata. W komunistycznej Korei, muzułmańskich Iraku i Syrii. Chrześcijańskie wartości i dziedzictwo stanowią trzeci filar cywilizacji łacińskiej. Konserwatyści muszą jednak mieć pomysł na to, jaką formułę obrony tych wartości wypracują.

(Przypomonamy nasz archiwalny materiał)

Przeżywające dziś kryzys środowiska konserwatywne w związku z naporem rewolucyjnej i ateistycznej ideologii idą zazwyczaj w trzech kierunkach. Wszystkich błędnych.

Drogi, które prowadzą donikąd

Pierwszym jest fanatyzm i radykalizacja, czyli robienie wszystkiego na przekór narzucającej polityczną poprawność lewicy. Ta droga prowadzi do marginalizacji i ośmieszenia wartości, które głoszą. Drugą drogą jest przystosowanie się, czyli adaptacja. „Konserwatyści” przestają być nimi, bo sami zaczynają głosić lewicowo-liberalne hasła i wartości. Trzecia droga – najbardziej zrozumiała i najmniej zła (ale nie dobra) – polega na zachowaniu wartości, ale daniu sobie spokój ze zmienianiem świata. pójściu na emigrację wewnętrzną. Gdybyśmy na przykład faktycznie znaleźli się w państwie w pełni totalitarnym, to można to przemyśleć. Wyjazd na wieś, zajęcie się rolnictwem i budowanie w małym zakresie swoistej „arki” ma pewien sens. Jednak na to przyjdzie czas, gdy się nie uda cywilizacji obronić. Na razie warto się postarać o to, by ona przetrwała. A jeśli tak, to i trzecia droga nie jest dobra.

Czas, aby wrócić do korzeni

Generalnie środowiska konserwatywne muszą wyraźnie nawiązywać do korzeni chrześcijańskich. Wskazywać na wielki wkład polskiego Kościoła czy to w historii sprzed stuleci, czy w czasach zaborów, w czasie wojny i okupacji, czy wreszcie w okresie PRL. Oczywiście nie może to się odbywać na zasadzie ślepego klerykalizmu. Jesteśmy państwem, dla którego Chrzest (nawet, jeśli uznajemy i mamy sentyment do wciąż słabo zbadanej Polski przedchrześcijańskiej) był wydarzeniem epokowym. Umożliwił krok na przód. Jesteśmy narodem, dla którego religia i Kościół miały ogromne znaczenie w okresach zarówno sukcesów, jak i klęsk i nieszczęść. I musimy o tym pamiętać. Oczywiście promowanie chrześcijańskich wartości nie może oznaczać braku krytycyzmu wobec ludzi Kościoła, czy braku szacunku dla inaczej myślących.

Nie dla tępego klerykalizmu

Wzmacnianie wartości chrześcijańskich absolutnie nie może mieć nic wspólnego z tępym klerykalizmem, dostrzegalnym wśród wielu środowisk bliskich prawicy. Negowanie afer pedofilskich w Kościele, stanie na baczność przed ludźmi episkopatu, tylko dlatego, że episkopat ten reprezentują, jest nie do przyjęcia. A na dłuższą metę jest groźne i dla Kościoła i dla jego fałszywych obrońców. Nie chodzi oczywiście o brak szacunku, ale o przywrócenie właściwej miary. Sutanna powinna być traktowana jak mundur. Znieważenie człowieka w sutannie, czy ornacie, powinno być traktowane podobnie do znieważenia człowieka w mundurze. Ale o ile cenimy polskie symbole państwowe, tak nie mamy wątpliwości, że oficer wojska, policji, czy służb, nie stoi ponad prawem. I  jeśli coś przeskrobie, ale też zrobi coś nielicującego z powagą jego munduru, powinien ponieść konsekwencje. Tak samo biskup, czy ksiądz mogą podlegać ocenom. Osobną sprawą jest dbałość o to, by konserwatyzm nie przybrał zbytnio bigoteryjnego charakteru. By opierał się na zdrowym rozsądku a nie emocjach. W trudnych czasach, które dla chrześcijan nadchodzą to szczególnie istotne.

Uczucia schowajmy do kieszeni

Postulat, by środowiska konserwatywne skupiały się na rozumowym podejściu do wiary, a nie na emocjach jest szczególnie istotny, biorąc pod uwagę, że ostatnio cały spór dotyka odczuć, uczuć, emocji. I środowiska niechętne konserwatystom wprost żądają, by do kogoś mówić tak, czy inaczej, bo ten się tak czuje. Albo, by zakazać danego słowa, bo ktoś się czuje obrażony. Co na to druga strona? Ano też mówi o uczuciach, tyle, że religijnych. Mówi o obrazie tychże uczuć. Nie, nie, kochani. Tak nie można. Uczucia są rzeczą niezmiernie subiektywną. Ktoś może czuć się urażony profanacją, bezczeszczeniem sakramentu, ktoś może być urażony pomalowaniem pomnika. A dla jeszcze innej osoby problemem będzie to, że koło pomnika jedynie stanął ktoś w tęczowej koszulce. Uczucia nie są miarodajne. I naprawdę nie zgadzajmy się na to, by w naszej cywilizacji to one miały pierwszeństwo. Zamiast subiektywnej i niejasnej „obrony uczuć” walczmy o obronę symboli. Znak towarowy jakiegoś koncernu samochodowego, czy spożywczego, nie może być znieważony, czy ośmieszony. Nikt nie odważy się tego robić, bo to ogromne koszty. W takim razie czemu nie może być podobnej zasady wprowadzonej wobec znacznie starszych i szerzej znanych symboli religijnych?

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img