czwartek, 19 września, 2024

Tylko jedno wynagrodziłoby brak mistrzostwa, ale nie nastąpiło. Zamiast do przodu, wyraźny krok w tył

 Do końca września wydawało się, że sezon 2023/24 zapisze się złotymi zgłoskami w historii Legii Warszawa. W grudniu, że można jeszcze go uratować – mistrzostwem, bądź fenomenalną grą w Europie, dojściem jak najdalej, na przykład do półfinału Ligi Konferencji. Wiosna była jednak żenująca. Awans do europejskich pucharów w niewielkim stopniu rekompensuje fatalne wrażenie.

Przede wszystkim kibiców i sympatyków Legii może boleć nie tylko porażka na kilku frontach, ale też fakt, że względny sukces – jakim jest gwarantujące udział w pucharach wskoczenie na podium – nie nastąpił wskutek jakiegoś emocjonującego finiszu. Raczej dzięki jeszcze większej kompromitacji głównych rywali – Lecha Poznań, Rakowa Częstochowa, Pogoni Szczecin. A więc nawet skromna osłoda, opisana przez nas jako łyżka miodu w beczce pełnej dziegciu, ma dość gorzki smak. Boli tym bardziej, że jeszcze we wrześniu wydawało się, że będzie zupełnie inaczej…

A miało być tak pięknie

Początek sezonu był naprawdę obiecujący. Najpierw wywalczony superpuchar z mistrzem Polski, Rakowem Częstochowa. W rzutach karnych. Po tamtym spotkaniu wydawało się, że Kacper Tobiasz to ten golkiper, który niebawem będzie bohaterem wielkiego transferu, a Rafał Augustyniak to lider defensywy na lata. Niektórzy widzieli go nawet w reprezentacji Polski. Potem nastąpił regres gry obronnej – defensywa robiła masę błędów, ale rekompensowała ją świetna gra w ofensywie. Legioniści strzelali mnóstwo bramek, tracili też, ale latem rozstrzygali spotkania na swoją korzyść. W kwalifikacjach Ligi Konferencji Europy ograli Ordabasy Szymkent z Kazachstanu, Austrię Wiedeń, Midtjylland. Awansowali do fazy grupowej. W niej odnotowali cudowny początek – pokonali faworyzowaną Aston Villę Birmingham. A w Ekstraklasie szczytem była wygrana 4:3 w Szczecinie z Pogonią. Legioniści grali w „dziesiątkę”, trzy razy przegrywali – 0:1, 1:2 i 2:3, ostatecznie przesądzili wynik na swoją korzyść. Wtedy w istocie można było sądzić, że narodził się zespół, który nawiąże do najlepszej historii. W październiku nastąpił kryzys.

Kryzys, odbicie, ale nie do końca

Seria ligowych porażek mogła niepokoić, jednak w Europie nie było najgorzej. Podopieczni Kosty Runjaicia wygrali wszystkie mecze u siebie w fazie grupowej, z Aston VIllą, AZ Alkmaar, Zrijnskim Mostar. Z tym ostatnim zespołem legioniści wygrali też na wyjeździe. Wyszli z trudnej grupy do 1/16 Finału LKE. Kryzys został nieco opanowany – gra przestała zachwycać, ale Legia awansowała w LKE, zaczęła punktować w lidze. Cieniem na ocenę kładła się porażka z Koroną Kielce i odpadnięcie z Pucharu Polski. Mimo to na koniec roku można było mieć pewne nadzieje. Strata w Ekstraklasie była do odrobienia, a w LKE legioniści wylosowali norweskie Molde – rywala jak najbardziej w zasięgu wicemistrzów Polski. W specjalnym wydaniu naszej gazety (grudzień/styczeń) napisaliśmy, że celem numer jeden jest powrót na mistrzowski tron i dojście jak najdalej w pucharach. Pół żartem zasugerowaliśmy, że jedynym, co osłodziłoby brak mistrzostwa, byłaby wygrana całej LKE. Pomysł z pozoru zdawał się niedorzeczny, ale Legia w formie z lata miałaby szansę naprawdę mocno namieszać.

Marzenia marzeniami, ale jakiś sukces był realny

Wygrana Ligi Konferencji oznaczałaby nie tylko pierwszy w historii triumf polskiego klubu w europejskim pucharze (nieważne, że najniższej kategorii). Oznaczałaby też ogromne pieniądze, a przede wszystkim bezpośredni awans do Ligi Europy w kolejnym sezonie. I istotny bonus – jakieś 10 kolejek, w których główni rywale walczyliby na dwóch frontach w kwalifikacjach pucharów. Legia mogłaby odskoczyć reszcie, zbudować przewagę przybliżającą do mistrzostwa w kolejnym sezonie. Dobra – marzenia na bok. Finał, czy tym bardziej puchar były mało prawdopodobne. Poprawienie wyniku Lecha Poznań sprzed roku, dotarcie nie do ćwierćfinału, ale najlepszej czwórki mogło już być realne. Byłoby nawiązaniem do najlepszych ekip z sezonu 1969/70 (półfinał Pucharu Mistrzów), 1990/91 (półfinał Pucharu Zdobywców Pucharów). Czy 1995/96 (ćwierćfinał Ligi Mistrzów). Świetny start w pucharach oraz podium w lidze jakoś by się jeszcze broniły. No, ale było inaczej. Legia wiosnę zaczęła koszmarnie. Od blamażu w dwumeczu z Molde.

Gdyby nie idiotyczne wpadki

Oczywiście prawdą jest, że zimą z drużyny odeszło dwóch niezwykle ważnych graczy – Bartosz Slisz i Ernest Muci. Jednak klub nie pozyskał wartościowych zmienników. W efekcie legioniści ponieśli klęskę w dwumeczu z Molde. Z kolei w Ekstraklasie notowali kompromitujące wpadki. Z Koroną grali nieźle, prowadzili, ale Kosta Runjaić zdjął z boiska Marca Guala, który rozegrał pierwszy naprawdę dobry mecz w warszawskim zespole. I Bartosza Kapustkę, który po kontuzji zagrał wreszcie bardzo dobre zawody, strzelił piękną bramkę, sędzia jej nie uznał. Po zmianach legioniści dali sobie wydrzeć zwycięstwo. Przyszły też porażki, na przykład z Widzewem w Łodzi, po golu w doliczonym czasie, remisy z Pogonią, Jagiellonią i Rakowem, gdzie nie udało się utrzymać prowadzenia. Jednak i po zmianie trenera Legia mogła jeszcze liczyć się w walce o tytuł. Wystarczyłoby wygrać z beznadziejnym Radomiakiem. Legia przegrała 0:3. W razie zwycięstwa dziś miałaby punkt straty do lidera, a ostatnia kolejka zapowiadałaby się niezwykle emocjonująco.

Zamiast do przodu wyraźny krok w tył

Gdyby dodatkowo legioniści nie stracili punków z Puszczą i Koroną, dziś byliby liderem. A w przypadku dowiezienia choć jednego prowadzenia – z Rakowem bądź Jagiellonią, świętowaliby mistrzostwo. Uczciwie przyznać jednak trzeba, że za grę wiosną tytuł się legionistom nie należał. I tak: Sezon 2022/23 Legia rozgrywała po fatalnej poprzedniej kampanii, gdy broniła się przed spadkiem. Celem był powrót do czołówki. Udało się zdobyć wicemistrzostwo i Puchar Polski. I to można było uznawać za spory sukces. Szczególnie że w grze legionistów widać było wyraźny progres. W tym sezonie jest odpadnięcie w Pucharze Polski, w LKE niezła gra w kwalifikacjach i grupie, fatalna w rundzie wiosennej. W Ekstraklasie miejsce trzecie, wywalczone w dodatku dzięki potknięciom głównych rywali. Bo dołowała nie tylko Legia, ale cała „wielka czwórka” z poprzedniego sezonu: Legia, Raków, Lech, Pogoń. Zamiast skoku do przodu nastąpił wyraźny krok w tył. Szkoda. Bo zapowiadało się naprawdę nieźle.

DWA OSTATNIE SEZONY LEGII

ROZGRYWKI 2022/23 2023/24
EKSTRAKLASA WICEMISTRZOSTWO 3 MIEJSCE
PUCHAR POLSKI TRIUMF BRAK
EUROPEJSKIE PUCHARY BRAK UDZIAŁU 1/16 LKE

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img