Pomnik Golgota Wschodu pokazuje Krzyże katolickie, prawosławne, gwiazdę Dawida i półksiężyc. O Polskę walczyli ludzie o poglądach ultrakatolickich, prawosławni, Żydzi. Jednak tolerancja i różnorodność nie ma polegać na atakowaniu i usuwaniu symboli religijnych, a właśnie docenieniu i uznaniu różnorodności.
Miasto odniosło się do artykułu „Gazety Stołecznej” o usuwaniu krzyży z miejsc publicznych. Twierdzi, że gazeta nieco przekłamała, bo usuwania krzyży z miejsc publicznych nie będzie. Jedynie mają wszelkie symbole zniknąć tam, gdzie mogą komuś przeszkadzać. Sprawa jednak wciąż budzi emocje. A ja uważam, że bez obrażania kogokolwiek i krzyku, Krzyż jak najbardziej jest w miejscu publicznym uzasadniony. I może może być ważnym symbolem dla ludzi innych wyznań, także niewierzących.
Laicyzacja to fakt..
Tak, rozumiem argumenty tych przedstawicieli ratusza, którzy mówią, że nowe zasady niedyskryminowania w mieście nie są wezwaniem do usuwania krzyży w miejscach publicznych. Że nadal tradycyjnym uroczystościom będzie towarzyszyć msza, jednak nie będzie jakichkolwiek symboli religijnych tam, gdzie mogą one komuś przeszkadzać. I rozumiem argument, że chodzi o to, żeby każdy się poczuł w mieście komfortowo. Obawiam się jednak, że przy tym podejściu komfortowo nie będzie czuł się nikt. Ludzie wierzący i tak uznają, że jest to uderzenie w ich wolność i swobodę wyzwania. Dla niewierzących będzie to za mało – bo przecież Msze Święte przy okazji na przykład uroczystości powstańczych będą, co się radykałom nie podoba. Przypomnę, że parę lat temu część lewicowych środowisk ostro krytykowała obecność kapelanów w szpitalach. Tak, zdaję sobie sprawę, że społeczeństwo się laicyzuje i to, co 20 lat temu było oczywiste, dziś już tak oczywiste nie jest.
Coraz więcej osób decyduje się nie tylko na życie bez ślubu, ale i na niechrzczenie swoich dzieci, nie posyłanie ich na religię. Coraz mniej ludzi chodzi na msze święte. Być może już, a jeśli nie już, to niebawem, liczba zdeklarowanych katolików w Polsce będzie mniejsza niż połowa. Wzrasta liczba niewierzących, bezwyznaniowców wahających się, a w związku z przybywaniem do naszego kraju migrantów z różnych stron świata prawosławnych, muzułmanów, wyznawców religii Wschodu. Jednak wojujący ateizm, opierający się na wściekłym zwalczaniu wszelkich przejawów religijnych, przyjąć się może jedynie jako moda. Chwilowa, ale i groźna. Postulowany przez wielu rozdział Kościoła od państwa może mieć różne oblicza, może być przyjazny, bądź wrogi. Wydaje mi się jednak, że zdecydowanie sensowniejszy byłby model przyjazny, w którym każdy ma prawo do swojego wyznania (bądź braku), ale pewne historyczne elementy należy pozostawić. Model uderzania w symbole powinien zastąpić taki uznający różnorodność.
Chrześcijaństwo jest jednak częścią naszej historii
Czy komuś się podoba, czy nie, historia naszego kraju związana jest z chrześcijaństwem. Chrzest był wydarzeniem przełomowym. Ogromne znaczenie miał traktat o nienawracaniu pogan mieczem Pawła Włodkowica na soborze w Konstancji. Był to odmienny model niż stosowany przez walczący Polską i Litwą Zakon Krzyżacki. Potem czas reformacji. A sobór odbywał się niedługo po wielkiej wojnie z Zakonem i grunwaldzkiej wiktorii. Oczywiście nieco naiwne jest mówienie, że w I Rzeczpospolitej sprzed kontrreformacji panowała tolerancja taka, jak w krajach zachodnich XXI wieku. Było do niej daleko. Jednak to do Rzeczpospolitej Obojga Narodów przyjeżdżali ludzie z różnych stron świata. Jak na tamte czasy nasz kraj był ewenementem. Przyjęty był model państwa katolickiego, ale tolerancyjnego. Innowiercy do XVII wieku mogli tu żyć swobodnie, działać, nawet pełnić ważne funkcje. Jednak nie wszystkie – król musiał być katolikiem, a drugą osobą w państwie był prymas, który zastępował króla w okresie bezkrólewia.
Wiek XVII to odejście od tolerancji, co można łączyć nie tylko z kontrreformacją, ale i wojnami toczonymi przez Rzeczpospolitą. Wrogami były protestancka Szwecja, prawosławna Rosja (wtedy raczej nazywana Moskwą), wojnę domową toczono z prawosławnymi Ukraińcami. Na południu toczono wojny z muzułmanami – Tatarami i Imperium Osmańskim. A wielu zdrajców w trakcie potopu szwedzkiego było protestantami. Wiek XVIII zapisał się z kolei fatalnie w dziejach polskiego Kościoła – biskupi i wielu księży zapisało się w kronikach zdrady narodowej. Kolejne stulecie to czas walki o niepodległość, gdzie papieże traktowali Polaków jak dziś Franciszek Ukraińców. Za to rodzimy Kościół i parafialny i wspólnoty zakonne mocno angażował się w działalność niepodległościową. Wiek XX to postaci księdza Ignacego Skorupki, bohatera Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Świętego ojca Maksymiliana Kolbe, zamęczonego przez Niemców, oddającego życie za więźnia obozu. Księdza Jerzego Popiełuszki, błogosławionego, zamordowanego przez komunistów. W PRL Kościół był przez wiele lat jedynym ośrodkiem realnego oporu wobec komuny.
Przeciwwaga dla komuny
Rolę głównej przeciwwagi dla komunistów pełnił Kościół od zdławienia przez władze podziemia niepodległościowego do powstania Solidarności, a więc w latach 1951 – 1980. Choć ogromne znaczenie dla powstania wielomilionowego ruchu miał jednak wybór Polaka na papieża (1978) i pierwsza pielgrzymka św. Jana Pawła II do ojczyzny (1979). Prymas Wyszyński, potem Jan Paweł II byli niemal niekoronowanymi królami Polski. Dziś wiele się zmieniło. W Kościele wiele jest afer, od nierozliczenia komunistycznej agentury, poprzez afery seksualne i pedofilskie, po różne związki części hierarchii z biznesem, odejście od zasad wielu ludzi Kościoła. To już w historii było. Po czasie tłustym przychodzą lata chude. Jest to naturalne – najpierw ciężka praca wielu ludzi świętych i wybitnych prowadziła do wzrostu autorytetu i popularności Kościoła. Potem instytucja uwielbiana i potężna przyciągała zarówno ludzi wspaniałych, jak i jednostki szemrane, pokręcone, podłe. Okazało się, że w stadzie czarne owce są może nie większością, ale grupą zauważalną i bardzo wpływową.
Zamiast urawniłowki, prawdziwa różnorodność
Nad kondycją instytucji wierzący mogą ubolewać, antyklerykałowie cieszyć, jednak historia pokazuje, że to czas przejściowy. Kościół straci maksymalnie poparcie. Karierowiczów przyciągać nie będzie, bo bycie kapłanem przestanie się opłacać. Większość stanowić będą znów ludzie ideowi. Przez dziesiątki lat nastąpi mozolna odbudowa autorytetu. A gdy to nastąpi, wrócą karierowicze. I w kolejnym stuleciu autorytet rozwalą. Wszystko toczy się wkoło. Niezależnie jednak od tego, zasadnicze jest pytanie, czy należy przekreślać historię? Moim zdaniem – nie. Przeciwnie – symbole religijne powinny być w miejscach publicznych. Nie jako symbol narzucania wartości, ale element tradycji i historii. A elementem różnorodności może być umieszczenie też innych symboli będących w naszej tradycji, na przykład krzyża prawosławnych itd. Jest piękny pomnik Golgota Wschodu, na którym widzimy krzyże – katolickie, prawosławne, ale i gwiazdę Dawida oraz półksiężyc. W polskiej historii ginęło wielu bohaterów katolickich, ale też prawosławnych, muzułmanów (polscy Tatarzy), Żydów. Moim zdaniem należy promować wielość symboli, zamiast urawniłowkę, zakazującą wszystkich.