W ramach cyklu „Na koniec roku” przypominamy nasz archiwalny materiał. W tym roku stał się jeszcze bardziej aktualny…
Dziwnie żyje się ostatnimi czasy w Polsce. Człowiek wyznaje te same wartości od lat, wierzy w Boga, choć czasem wątpi, jest niedoskonałym, ale jednak chrześcijaninem. I już dla lewicowej bańki jest fanatycznym talibem, tępym pisiorem. Nieważne, że jego konserwatyzm nie jest radykalny, a na PiS nawet nie głosuje. W bańce „totalnych” nie wystarczy, że ktoś jest wobec partii rządzącej krytyczny. Musi jeszcze być tegoż antypisu wyznawcą. Nosić w ręku pewną znaną gazetę, należeć do „zacnego grona”. Nie wystarczy krytyka sposobu przeprowadzenia zmian w sądownictwie. Trzeba głosić, że żadne zmiany nie były potrzebne. A sędziowie, nawet ci skompromitowani, skompromitowani nie są. W tym samym czasie ta druga bańka – rzekomo konserwatywna i patriotyczna – także wydaje jednoznaczne wyroki. Ktoś jest konserwatywny, ale krytykuje Polski Ład, uważa, że reforma sądownictwa została spartolona, a drobni polscy przedsiębiorcy i klasa średnia to podstawa silnego społeczeństwa? Zaraz zyska miano zdrajcy i człowieka „salonu”.
W bańce trzeba nienawidzić
I w każdej bańce trzeba nienawidzić. W tej liberalnej, Januszów i Grażyn z polskich firm. Żołnierzy Wyklętych, którzy „przez pisowski reżim przeciwstawiani są Armii Krajowej”. Że Żołnierze Wyklęci często sami z AK się wywodzili, reprezentowali wszelkie nurty polityczne i ideowe – od narodowej prawicy po socjalistów, a przeciwstawili się okupacji i narzucaniu Polsce totalitarnego reżimu antypisowska bańka nie chce słyszeć. Nienawiść do polskich przedsiębiorców jest równie kretyńska – wszak to drobny biznes ratował Polsce dupę na przełomie lat 80. i 90., czy w czasie kryzysu roku 2008. Dziś obrywa przez Polski Ład. Jednak dla fanatyków strony „postępowej” polskie firmy to przeżytek.
W bańce prawicowej nienawidzić trzeba przedsiębiorców – bo prawdziwy patriota to taki, co siedzi na państwowym. Ludzi, którzy wyjechali za granicę – bo wysługują się obcym. Znających języki obce – wszak to przejaw jawnej zdrady.
Ktoś powie, że Żołnierzom Wyklętym należy się szacunek, ale żadna partia nie może tradycji zawłaszczać? Sam stanie się wyklęty przez wyznawców obu baniek. Dla jednych będzie faszystą, dla drugich wrogiem ojczyzny. Określi się człek jako katolik, wierzący i tradycyjny, ale jednocześnie zauważy problemy w kościelnych instytucjach? Z marszu uznają go jedni za katotaliba, faszystę, drudzy za lewaka i wykolejeńca.
Skazani na to, co jest
W tym całym szaleństwie w zasadzie, czysto teoretycznie, przydałby się ktoś trzeci. Wyniki wszystkich głosowań od 2011 roku pokazują, że zapotrzebowanie na trzecią siłę jest ogromne. Ale też los każdej z owych trzecich sił dowodzi, że o ile doraźny sukces osiągnąć jest łatwo, utrzymać się na powierzchni bardzo trudno. Co więcej, nowe formacje polityczne zazwyczaj stawały się przystanią dla tych, co w partyjnej polityce się nie załapali. Uzasadnioną wydaje się też obawa o to, że zamiast przełamania obu zamkniętych baniek powstanie nowej siły sprawi, iż pojawi się bańka trzecia.
Wydaje się, że jeśli chodzi o politykę na zawsze już skazani będziemy na te ugrupowania i tych ludzi, którzy są. Kluczowa jest jednak zmiana podejścia. Czas rozbić medialne bańki, zacząć rozmawiać. A polityków i samorządowców traktować tak, jak na to zasługują. Czyli jak usługodawców, rzemieślników, wykonujących dla nas zlecenia. I oceniać ich przez pryzmat tego, jak z konkretnych zadań się wywiązują.