Spór o fajerwerki w Sylwestra mógłby być śmieszny, gdyby nie fakt, że przy okazji odpalania rac giną dziesiątki żyjących i czujących istot. Potworny hałas nie jest problemem wyłącznie zwierząt, lecz także ludzi. Małych dzieci, ich rodziców, mających noc z głowy bynajmniej nie ze względu na szampańską zabawę, ludzi starszych. Sylwester do Bożego Narodzenia i Trzech Króli pasuje jak elektryczne krzesło do saloniku babuni.
(Tekst archiwalny, przypominamy z okazji końca roku)
Przyznam się do rzeczy strasznej: Nie znoszę Sylwestra. Nigdy nie byłem jego wielkim fanem. No, może poza krótkim okresem w czasie studiów, gdy świętowanie Nowego Roku było tak naprawdę doskonałą okazją żeby napić się alkoholu. Ale i wtedy wyżej ceniłem Boże Narodzenie i Święto Trzech Króli. Bo na logikę – Wigilia, wieczerza, rodzina przy stole, tradycja. Potem święta, jedne z najważniejszych u katolików. A 6 stycznia Trzech Króli, i dla chrześcijan obrządków wschodnich początek ich Bożego Narodzenia. Do tego głupawe świętowanie faktu, że jesteśmy rok starsi, że skończył się rok, ostre chlanie i strzelanie racami pasuje jakoś tak średnio.
Co rok to samo
Co roku w Sylwestra mamy do czynienia ze sporem o fajerwerki. I przyznam się, że nie mogę pojąć tych, którzy owych idiotycznych zabaw ze sztucznymi ogniami bronią. Huk petard to oczywiście bezsensowne cierpienie zwierząt domowych (kto miał bądź ma zwierzaka, wie o co chodzi). Narażanie ich na ucieczkę z domu (współczuję kobiecie, która po Sylwestrze znalazła ciało swojego psa, którego ktoś oskalpował). Ale też co roku w Sylwestra dochodzi do dramatu zwierząt dzikich – jak zabite ptaki na Senatorskiej w Warszawie. Wreszcie – dramatu ludzi. Huczna noc i zabawa dla jednych to gehenna dla małych dzieci, czy ludzi starszych. Także cierpiących na demencję, czy alzheimera, którzy nie koniecznie są świadomi, że witamy Nowy Rok. To także dziesiątki wypadków przy odpalaniu rac. Wypadków, w których często zostają ranni (a zdarzają się też wypadki śmiertelne) bardzo młodzi ludzie. Robienie huku i to jeszcze z okazji tak durnej, jak ostatni dzień w kalendarzowym roku, naprawdę nie ma wielkiego sensu.