Nowy Telegraf Warszawski

środa, 19 marca, 2025

Lewozależność teraz się mści. O „winie” KAPITANA

Reprezentacja, która siedem lat temu otarła się o półfinał mistrzostw Europy, potem w niezłym stylu awansowała na mundial, była kochana przez Polaków, dziś jest już nawet nie nienawidzona – jest obojętna. Przed laty była niezła drużyna i wielka gwiazda. Potem przeciętny zespół, który owa gwiazda ciągnęła. Gdy forma Roberta Lewandowskiego ze względu na wiek pikuje w dół, drużyna zaliczyła najgorsze eliminacje od wielu lat. Mszczą się lata uzależnienia zespołu od jednego piłkarza. W reprezentacji dobrze już było.

Był czas, gdy Robert Lewandowski był najlepszym napastnikiem świata. W pojedynkę przesądzał i wprowadzał reprezentację za uszy na wielkie turnieje. To jednak nie wróci, pesel robi swoje, choć piłkarz wciąż może jeszcze odegrać ważną rolę. Problem polega jednak na tym, że od pewnego momentu drużyna narodowa stała się całkowicie zależna od gry kapitana. Dopóki był w formie wybitnej – były jako takie wyniki. Gdy jest coraz słabszy, Biało-Czerwoni notują najgorsze eliminacje od lat. Atakowanie Roberta Lewandowskiego jest niegodziwością. Trzeba jednak krytykować fakt, że przez lata nie udało się próbować choć sprawdzać wariantów gry bez Lewego. Dziś widzimy, że wypowiadając czasem gorzkie słowa miał rację. I, że nadchodzi mroczny czas dla reprezentacji Polski.

Początki

Ostatnie tak złe eliminacje to chyba te z MŚ 2010. Początek kariery reprezentacyjnej Lewandowskiego. Napastnik, wtedy Lecha Poznań, dopiero wchodził do zespołu. Nie odpowiadał za klęskę w eliminacjach, a ta była druzgocąca. W słabej grupie Biało-Czerwoni wygrali jedynie z Czechami 2:1 i dwukrotnie z San Marino 2:0 i 10:0. Podopieczni Leo Beenhakkera (pod koniec kwalifikacji Stefana Majewskiego) wyprzedzili tylko San Marino. Zajęli miejsce za Słowenią, Słowacją, Irlandią Północną i Czechami. W roku 2012 drużyna Franciszka Smudy była wraz z Ukrainą współgospodarzem mistrzostw Europy. „Lewy” był już wschodzącą gwiazdą Bundesligi, cała Polska liczyła na „trio z Dortmundu” – Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka. Zespół zawiódł i po remisach z Grecją i Rosją (po 1:1) oraz porażce 0:1 z Czechami odpadł w pierwszej rundy. Eliminacje MŚ 2014 dla drużyny Waldemara Fornalika zaczęły się nieźle, ale były to miłe złego początki. Potem było tylko gorzej.

Ciężki czas u Fornalika

Biało-Czerwoni w grupie z Anglią, Ukrainą, Czarnogórą, Mołdawią i San Marino zaliczyli udaną jesień. Zremisowali z Czarnogórą, wygrali z Mołdawią i przede wszystkim zremisowali z Anglią 1:1. Wiosną przyszła porażka 1:3 z Ukrainą, remis z Mołdawią w Kiszyniowie, remis z Czarnogórą 1:1. Nie były to dobre eliminacje Lewandowskiego. Strzelał bramki jedynie San Marino i Czarnogórze. Przed spotkaniem z Czarnogórcami „Lewy” został wygwizdany w meczu towarzyskim z Danią (3:2). Wyjazdy w Ukrainą i Anglią na Wembley to porażki 0:1 i 0:2. Kadrę po przegranych kwalifikacjach przejął Adam Nawałka. Niezły trener, niegdyś świetny piłkarz. Początki były trudne, w meczach towarzyskich zespół zawodził. Selekcjoner już na pierwszym etapie wprowadził zmianę o naprawdę doniosłym znaczeniu. Znalazł klucz do Roberta Lewandowskiego. Dodał mu drugiego napastnika i opaskę kapitana kosztem leczącego kontuzję Jakuba Błaszczykowskiego. W drużynę Nawałki mało kto wierzył. Eliminacje do Euro 2016 rozpoczęli Biało-Czerwoni od 7:0 z Gibraltarem. Mało kto wiedział, że zaczyna się nowa epoka.

Gwiezdny czas Adama Nawałki

11 października 2014 roku Polacy na Stadionie Narodowym pokonali po meczu walki Niemców 2:0. Było to pierwsze w historii zwycięstwo w meczu z RFN. Biało-Czerwoni ograli też jednak głównego faworyta grupy i aktualnego mistrza Świata. Potem był remis 2:2 ze Szkocją, wygrana 4:0 z Gruzją w Tbilisi. Wiosną 2015 był remis 1:1 z Irlandią i wygrana 4:0 z Gruzją. Pierwszy etap – sezon 2014/15 to ekipa grająca dość topornie, ale walecznie i skutecznie. Jesień 2015 to już coś więcej – zespół dający wiele w ofensywie. Grający jak równy z równym w przegranym 1:3 meczu wyjazdowym z Niemcami. Kolejne mecze 8:1 z Gibraltarem, 2:2 ze Szkocją i 2:1 z Irlandią dały Biało-Czerwonym upragniony awans. A potem był najlepszy turniej w XXI wieku. 1:0 z Irlandią Północną, 0:0 z Niemcami i 1:0 z Ukrainą. 1:1 i wygrana w rzutach karnych ze Szwajcarią w 1/8 Finału.

Krok od medalu i euforia

Ćwierćfinał to batalia z Portugalią. Gol Lewandowskiego, wyrównanie Renato Sancheza. I rzuty karne, tym razem przegrane. Wielka szkoda. W półfinale na Biało-Czerwonych czekali bowiem mocno osłabieni Walijczycy, awans był na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie Portugalczycy wywalczyli złoto, w finale pokonując gospodarzy, Francuzów 1:0. Eliminacje Mistrzostw Świata to na początku pechowy remis z Kazachstanem 2:2, później wygrana 3:2 z Danią i trzy gole Lewego i wymęczona wygrana z Armenią 2:1 oraz afera alkoholowa. W listopadzie jednak rehabilitacja i pewna, modelowa wygrana w Bukareszcie z Rumunami 3:0. Rok 2016 to czas, gdy Lewandowski ze świetnego napastnika stał się wybitnym. A reprezentacja grała naprawdę na wysokim poziomie. W kolejnym roku nieco zaczęło się to chwiać. Konkretnie – coraz częściej koledzy z kadry mieli słabsze momenty, a gra spadała na barki „Lewego”. Często mecz wyglądał tak, że było pół godziny dobrej gry całego zespołu, potem przestój i straty, następnie błysk geniuszu kapitana i wygrana.

Lewozależność pogłębiona

Tak było na wyjeździe z Czarnogórą. Polacy wygrali 2:1, pamiętny był gol Lewego z rzutu wolnego. Z Rumunią u siebie hattrick Lewego i fatalna gra drużyny w końcówce, rywal zaczął odrabiać straty. We wrześniu przyszedł solidny gong alarmowy – 0:4 z Danią w Kopenhadze, jednak pewne wygrane 3:0 z Kazachstanem i 6:1 z Armenią na wyjeździe poprawiły nastroje. Awans zapewnił mecz z Czarnogórą. Charakterystyczny dla tego etapu. Dobra gra, prowadzenie 2:0. Potem 2:2. Błysk kapitana, 4:2 i awans na mistrzostwa. Turniej w Rosji był katastrofą. 1:2 z Senegalem, 0:3 z Kolumbią i 1:0 po bardzo kiepskim meczu z Japonią. Odpadnięcie z turnieju i koniec ery Adama Nawałki. Mimo fatalnego końca był to najlepszy selekcjoner w XXI wieku. Jedyny w historii, który wprowadził reprezentację na mistrzostwa Europy i Świata, dwa turnieje z rzędu. Wszedł do ćwierćfinału mistrzostw Europy. I przede wszystkim, odblokował Lewandowskiego.

Brzęczek. Bez stylu, ale z wynikami

Nawałce zawdzięczaliśmy też to, że Biało-Czerwoni znaleźli się w Dywizji „A” Ligi Narodów. W pierwszej edycji rozgrywek selekcjonerem był już Jerzy Brzęczek. Spadł do Dywizji „B”, ale UEFA zmieniła zasady – zwiększyła liczbę drużyn do szesnastu, więc ostatecznie Polacy się utrzymali. W eliminacjach do mistrzostw Europy 2020 drużyna Brzęczka grała w kiepskim stylu, ale wygrywała i pewnie awansowała na turniej, zajmując pierwsze miejsce w grupie z Austrią, Słowenią, Izraelem, Macedonią Północną i Łotwą. Normalnie na mistrzostwach poprowadziłby drużynę dotychczasowy selekcjoner, jednak pandemia COVID-19 sprawiła, że turniej przesunięto o rok. Wcześniej piłkarze rozegrali Ligę Narodów. Biało-Czerwoni utrzymali się w Dywizji „A”, ale w meczach z Holandią i Włochami nie tylko przegrali, ale pokazali kiepski styl, a już w marcu zaczynały się eliminacje Mistrzostw Świata. W efekcie nowym selekcjonerem został Paulo Sousa. Portugalczyk próbował zmienić styl drużyny na ofensywny.

Szalony czas bajeranta

I nawet wyglądało nieźle. Biało-Czerwoni zaliczyli szalone 3:3 z Węgrami na wyjeździe, wygrali 3:0 z Andorą, przegrali 1:2 z Anglią. Na turnieju ulegli po słabym meczu Słowakom 1:2, potem zremisowali 1:1 z Hiszpanią (gol Lewandowskiego) i przegrali ze Szwecją 2:3 (dublet kapitana). Odpadli, po średnim i nierównym zespołowo, ale świetnym indywidualnie turnieju Lewego. Jesień to wygrana 4:1 z Albanią, gdzie as Bayernu wygrał mecz, do historii przeszła akcja, gdy przebiegł pół boiska i „strzelił gola Krychowiakiem”. Później była wysoka wygrana z San Marino i remis z Anglią 1:1. Następnie wygrana z Albanią 1:0 w Tiranie, znów wysoko z San Marino, 4:1 z Andorą i porażka w ostatnim meczu z Węgrami na Narodowym. Tu wiele kontrowersji wywołała nieobecność kapitana. Sam Sousa tłumaczył też, że chciał nauczyć Polaków gry bez kapitana. Bo i za Brzęczka, za „siwego bajeranta” „lewozależność” tylko się pogłębiała.

Autobus Michniewicza

Sousa zrejterował pod koniec roku, selekcjonerem został Czesław Michniewicz. Wygrał baraż ze Szwecją 2:0 i awansował na mistrzostwa Świata w Katarze. Potem utrzymał zespół w Dywizji A Ligi Narodów, notując dwa zwycięstwa z Walią, cenny remis z Holandią, ale też klęskę 1:6 z Belgią. Wreszcie katarski turniej, gdzie Biało-Czerwoni zademonstrowali brzydki styl, defensywną taktykę, ale osiągnęli w miarę przyzwoity wynik. Remis 0:0 z Meksykiem, wygrana 2:0 z Arabią Saudyjską i porażka 0:2 z Argentyną dały pierwszy od 36 lat awans do 1/8 finału mistrzostw Świata. Tam po nienajgorszym spotkaniu Polacy przegrali 1:3 z broniącą tytułu Francją. Wynikowo nie wyglądało źle. Awans, remis z mocnym Meksykiem i porażki tylko z późniejszym mistrzem – Argentyną i wicemistrzem Francją. Jednak styl pozostawiał wiele do życzenia. Do tego doszła afera premiowa. Michniewicza zastąpił Fernando Santos. Mistrz Europy z Portugalią z 2016 roku miał utrzymać wyniki kadry Michniewicza, ale znacząco poprawić styl. Troszkę nie wyszło.

Klęska Santosa i zjazd Lewego

Oczywiście można mnożyć błędy Santosa, wpadki i kompromitacje PZPN, dodać do tego zwyczajny pech. Dużym problemem jest też jednak drastyczna obniżka formy Roberta Lewandowskiego. Po mistrzostwach w Katarze napastnik zaliczył totalny zjazd. Może jeszcze strzelać bramki, może będzie jeszcze dobrym napastnikiem przez sezon, lub dwa. Jednak będzie to jedynie cień „kosmity”, który wygrywał w pojedynkę mecz z Albanią, wciągał za uszy zespół na mistrzostwa Świata, szalał na Euro. Nowego Lewandowskiego można by było zagospodarować. Mógłby się przydać drużynie. Tylko właśnie – drużynie. Tymczasem tu nie ma drużyny. Czkawką odbija się lewozależność. Dla porządku przypomnijmy: 1:3 z Czechami. 1:0 z Albanią, 2:3 z Mołdawią, 2:0 z Wyspami Owczymi, 0:2 z Albanią. I już za Probierza 2:0 z Wyspami Owczymi, 1:1 z Mołdawią, 1:1 z Czechami. W 8 meczach 11 punktów, bramki 10:10. Drużyna, która 7 lat temu otarła się o medal Euro, dziś nie wychodzi z grupy śmiechu.

Wracają bardzo mroczne czasy

Eliminacje mistrzostw Europy skończyły się uderzeniem w ziemię. Bolesnym, ale możliwym do przewidzenia. W roku 2016 mieliśmy zespół, który otarł się o medal mistrzostw Europy, grał w ćwierćfinale. Potem było gorzej, ale regularnie występował w wielkich turniejach. Teraz jest brak awansu z najsłabszej grupy od lat. Na przestrzeni kolejnych sezonów widzieliśmy jednak coraz większe uzależnienie od Roberta Lewandowskiego. Od roku kapitan jest jednak pod formą, więc i wyników zwyczajnie być nie może. Szansa na awans jest przez baraże. Jednak po tym,, co pokazali nasi piłkarze, trudno być dobrej myśli. Bardziej realny jest jedna powrót do mrocznych w polskiej piłce lat 90-ych. Czasów wymęczonych wygranych z San Marino, klęsk z potęgami, liczenia matematycznych szans na awans. Obciachowe akcje działaczy wracać nie muszą, są z nami od jakiegoś czasu.