Polacy od zawsze w sposób wyjątkowy przeżywali Święta Bożego Narodzenia. Nie zawsze w polskich domach były choinki, nie zawsze obdarowywano się prezentami, ale stałym elementem polskich wigilii była i jest tradycja dzielenia się opłatkiem. Ten piękny zwyczaj sięga korzeniami do pierwszych wieków chrześcijaństwa. Opłatkiem dzielą się nie tylko Polacy, ale również Słowacy, Litwini, Białorusini, Ukraińcy, tradycja ta jest również spotykana w Czechach i we Włoszech. (Przypominamy tekst archiwalny z „Nowego Telegrafu Warszawskiego”)
Na początku XIX wieku popularne stały się, znane tylko w Polsce, ozdoby z opłatka, które zawieszano nad stołem wigilijnym. Miały zapewnić szczęście i powodzenie w nadchodzącym roku. Również tzw. światy, którymi dekorowane były zawieszane u sufitu podłaźniczki wykonane były z kolorowego ciasta opłatkowego. Oprócz białego opłatka, przeznaczonego na komunikanty i do łamania się podczas wigilii,
wypieka się również kolorowy, przeznaczony dla zwierząt domowych i bydła. Na Śląsku znany jest tzw. „radośnik”, czyli opłatek posmarowany miodem, dawany dzieciom. Dla Polaków opłatek oznacza świętość, jest symbolem przebaczenia uraz, dzieleniem się radością, ale I troskami, w końcu – jak to pięknie ujął w swoim wierszu Kajetan Kraszewski:
„Pamiętką łaski udzielonej z Nieba”.
Niech nie zabraknie go nigdy na
naszych rodzinnych, dobrych,
ciepłych i pachnących żywicą wigiliach.
Kolęda Kajetana Kraszewskiego
Z Opłatkiem
bratu Józefowi do Drezna w r.
1874.
»Dosiego Roku« życząc panu bratu
Kiedy w rozłące pędzim dni ostatek,
(Choć dziś jest zwyczaj obojętny
światu)
Szlę ci opłatek.
Dla nas, on zawsze Świętość wyobraża:
Pamiątkę łaski udzielonej z Nieba,
A oprócz skarbu branego z ołtarza
Własny kęs chleba.
Ojców to naszych obyczaj prastary
Rodzinnej niwy maluje dostatek,
Symbol braterstwa, miłości I wiary
Święty opłatek.
Dawniej – po dworach chadzali
kwestarze,
Przy nich katechizm powtarzały
dziatki
I z Bożem słowem przynosili w darze
Białe opłatki.
Tuż za kwestarzem dążył organista,
Jakby na odpust, w świątecznej kapocie,
Wraz z opłatkami sypał wierszów
trzysta
I życzeń krocie.
Lecz świat dzisiejszy, który w nic
nie wierzy,
Co nie jest złotem, bogactwem, dostatkiem,
Co – Boże odpuść – nie mówi pacierzy,
Gardzi opłatkiem.
Pewnemu panu, co tym idzie śladem,
Kiedy opłatek chciał raz ofiarować,
>Pocóż ja gębę – rzekł – przed obiadem
Mam pieczętować<.
Zbluźnił nieborak i zgrzeszył niemało,
Niechaj to Pan Bóg raczy mu darować!
Bo taką gębę – słusznie należało
Zapieczętować.
(pisownia oryginalna)
Kajetan Kraszewski (1827 – 1896) polski powieściopisarz, dramatopisarz, rysownik, młodszy brat Józefa Ignacego i Lucjana Kraszewskiego.
W dawnej Polsce święta Bożego Narodzenia nazywano „Godami”. Nazwa ta ma związek z zetknięciem się dwóch lat czyli godów starego i nowego, który w erze
chrześcijańskiej zaczyna się właściwie z chwilą rocznicy narodzin Zbawiciela, w dniu 25 grudnia. A jak nasi przodkowie świętowali wigilię, jak wyglądała uroczysta wieczerza spożywaną w oczekiwaniu na narodziny Dzieciątka Jezus? Barwną odpowiedzią na te pytania niechaj będzie „List Alojzego Żółkowskiego zapraszający przyjaciela w roku 1820 na ucztę wigilijną”.
Szanowny Sąsiedzie!
Że się mięsa jeść nie godzi,
Kiedy Wilija nadchodzi,
Tak my prawowierni trzymać
powinniśmy katolicy. Nie jeden
przecież libertyn: śmiejąc się
z tego, jutro zje kapłona tłustego,
By się stać modnisiów wzorem,
Ja mych przodków idąc torem,
Chcę naśladować te czasy,
w których w wiliją Sarmata czekał obiadu aż do gwiazdy.
A zasiadłszy do stołu w godzinę zmierzchową
Jadł polewkę migdałową.
Na drugie zaś danie
Szedł szczupak w szafranie
Dalej okoń, pączki, tłusto,
Węgorz i liny z kapustą;
Karp sadzony z rodzenkami.
Na koniec do chrzanu grzyby,
I różne smażone ryby,
kończyły skromny posiłek.
Teraz w powszechnie zepsutym
wieku, my przynajmniej kochany
przyjacielu, starajmy się dochować nieskazitelnej przodków naszych cnoty. Bądź zatem łaskaw
i racz przybyć do mnie jutro na
podobny obiadek.
Pan Alojzy Żółkowski nie wspomina o innych tradycyjnych potrawach spotykanych na polskich wieczerzach wigilijnych. Polskie gospodynie słynęły ze swojego kunsztu kulinarnego, a uczta wigilijna była w zależności od rejonu nazywana a to „wiliją” a to „kucyą” (dziś powiedzielibyśmy „kutia”). Ta druga nazwa nawiązuje oczywiście do przyrządzanej do dziś kutii. Jak czytamy w XIX wiecznych opisach:
„Bez kucyi nie było w Polsce uczty wigilijnej ani u kmiecia, ani u magnata, lubo nazwa powyższa była tylko powszechną na Litwie, Rusi i Podlasiu. W potrawie zaś
samej ta była tylko różnica, że
chłopek i zagrodowiec przyrządzał ją z pęcaku jęczmiennego,
a możni z kaszy jęczmiennej zwanej perłową, którą zastępowano
potem ryżem, miód zaś rodzenkami, a mleko makowe polewką
migdałową”.
***
Dobry gospodarz w wigilię nie zapominał o zwierzętach, które trzymał. Polski historyk, etnograf, folklorysta Zygmunt Glogger (1845-1910) wspominał:
„Lud ma nie tylko wzgląd szczególny na ubogich, czego dobry przykład w dniu wigilijnym widział u szlachty, ale rozciąga osobliwszą pamięć swoją i do zwierząt domowych i do drzew owocowych przy chacie. W stajni
i oborze dobytek musi być w dniu tym troskliwie oporządzony i nakarmiony. Chrystus bowiem, który dozwolił domowym zwierzętom być świadkami swojego na świat przyjścia, nakazuje tem samem człowiekowi mieć litość i pieczę nad wszelakiem pożytecznem stworzeniem. Po skończonej tej wilii gospodarz zbiera skrzętnie sianko ze stołu i rozdziela pomiędzy dobytek, czyli jak tu nazywają »żywinę«, aby każde bydlątko dostało garstkę paszy ze
stołu wigilijnego”.
Glogger pisząc o zwierzętach w noc wigilijną przytacza mrożącą krew w żyłach historię…
Powszechną jest wiara ludu, że bydlęta podczas tej nocy uroczystej, otrzymują raz do roku od
Boga dar przemówienia mową ludzką. Lud opowiada o pewnym gospodarzu, który aby się o tem przekonać w co nie dowierzał, zakradł się do swojej obory i podsłuchiwał trawiony ciekawością. Jakoż o północy przemówił jeden wół do drugiego, że <jutro odwieziemy gospodarza naszego na cmentarz>. Kmieć parsknął śmiechem i wyszydził głupie zwierzęta, ale w dobę potem już nie żył i woły jego powiozły go do mogiły.
A tak jakby skarany został za swoje niedowiarstwo. Szanowni Państwo, lepiej nie podsłuchujmy w nocy naszych kudłatych przyjaciół!
A co z prezentami?
Jak czytamy w notatkach Zygmunta Gloggera „Dzieciom kładziono pod obrus przeznaczone dla nich na gwiazdkę podarunki, bo tak zwana choinka jako zwyczaj niemiecki, zaczęła się w Polsce upowszechniać dopiero za czasów pruskich”
***
Kiedy już wszyscy uczestnicy wieczerzy wigilijnej podjedli w domach zaczęto intonować pierwsze kolędy:
„Po spożyciu wilii, zarówno po
dworach jak i u mieszczan i pod
strzechą kmieci, zbierają się
wszyscy domownicy i śpiewają
kolędy starodawne.”
– wspominał Glogger.
Łucja Czechowska