O tym, że epidemia może się pojawić, eksperci mówili od lat. Koronawirus jest i tak mało zjadliwy. W przyszłości może przyjść pandemia choroby, przy której nie 2 proc. ludzi umrze, ale 2 proc. przeżyje. Jest ostatni moment na to, by rzeczywiście przyjrzeć się strukturze ochrony zdrowia!
Materiał z cyklu z archiwum Telegrafu. Przypominamy nasz komentarz z początku pandemii. Niestety, chyba wciąż aktualny!
Gdy rozmawiam z zakaźnikami, są oni często rozżaleni. Ich specjalizacja przez lata spychana była na margines. A tymczasem od lat ostrzegali oni, że epidemia może nadejść. Wirus czarnej ospy wciąż istnieje ukryty w laboratoriach, może kiedyś być wykorzystany jako broń biologiczna. Wirus ebola tylko fartem nie zaraził Europy. COVID-19, choć groźny, to nie ten kaliber. Ale problemem są nie tylko wirusy. To także bakterie – od kilkudziesięciu lat nie wynaleziono nowego antybiotyku. A lekarze rodzinni przez dekady często bez sensu antybiotykami leczyli wszystko, nawet zwykły katar. W efekcie powstają bakterie odporne na antybiotykoterapię. Jednak służby zdrowia na całym świecie – niezależnie od systemu – specjalność zakaźną traktowały dotąd po macoszemu. Najwięcej zarabiała medycyna estetyczna. Żeby było jasne. Jest to dziedzina potrzebna. Ludziom oszpeconym po poważnych wypadkach, poparzeniach, etc. konieczna jest pomoc. Jednak w ostatnich latach, ba, dekadach!, modne były operacje plastyczne gwiazdek, które nie mogły pogodzić się z upływem czasu. A ostatnio niezwykłą popularnością cieszył się zabieg… wybielania odbytu. Gdy przyszło do epidemii okazało się, że są w naszym kraju oddziały zakaźne, na których specjalistów od chorób zakaźnych pracuje dwóch… Niezależnie od tego, czy stawiamy na służbę zdrowia prywatną, państwową, czy samorządową, jednak chyba warto by priorytetem było leczenie chorób, nie upiększanie tylnych części ciała, nawet jeśli dla kogoś są one najważniejsze.
(NTW)