37-latek, który brał udział w awanturze, w wyniku której zginął 73-letni właściciel pralni, prywatnie ojciec mężczyzny, przyznał się do zabicia ojca. Prokuratura wniosła o tymczasowy areszt.
Do tragedii doszło 7 maja na Gocławiu, w pralni przy ulicy Bora-Komorowskiego 4 (tuż koło bazarku Gocław Pętla). Policja została wezwana do awantury. Patrol zastał zabarykadowane drzwi. Wezwani na pomoc strażacy otworzyli pralnię. Wtedy wybiegł z niej zakrwawiony mężczyzna, który rzucił się z nożem na policjantów. Gonił jednego z nich. Pozostali funkcjonariusze użyli broni – ale ani strzały ostrzegawcze, ani wezwania słowne nie przemawiały do agresora. W końcu policjanci strzelili w nogi 37-latka, który upadł i został obezwładniony. Okazało się, że jest ranny, trafił do szpitala, gdzie został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Policjanci przeszukując pralnię dokonali makabrycznego odkrycia. Znaleźli zakrwawione zwłoki mężczyzny. Jak się okazało, ofiara to 73-letni właściciel pralni. A agresywny 37-latek to jego syn. Pralnię prowadzili obaj. Prokuratura wszczęła śledztwo. Jak niedawno ujawnili śledczy, sekcja zwłok ujawniła, że starszy pan został kilkanaście razy ugodzony nożem. Rozpaczliwie się bronił. Dwa ciosy okazały się jednak śmiertelne. Przez kilkanaście dni stan 37-latka nie pozwalał na jego przesłuchanie. Udało się to dopiero we wtorek, 18 maja. Jak ujawniła prokuratura, mężczyzna przyznał się do winy, złożył obszerne wyjaśnienia. Śledczy nie zdradzają jednak ich treści. Prokuratura wnioskuje o trzymiesięczny areszt dla 37-latka. Odpowie on za zabójstwo. Grozi za to kara dożywotniego więzienia.