Ledwie wracać zaczęła względna normalność, gdy niektórzy medyczni eksperci zaczęli przebąkiwać coś o kolejnym lockdownie i zamknięciu wszystkiego. Przewidują, że może nastąpić czwarta fala wirusa, bo zbyt mało Polaków zostało zaszczepionych. A jeśli tak, to konieczne mogą być konieczne obostrzenia i zamknięcia gospodarki. W „optymistycznej” wersji czwarta fala miałaby nastąpić w październiku. W pesymistycznej – w wakacje. Pytanie jednak, czemu, skoro połowa Polaków ma być zaszczepiona, także ma mieć ograniczoną możliwość korzystania z restauracji, siłowni, teatrów czy kin.
Pani Basia, prowadząca sklep na Grochowie nie ukrywa, że lockdown był dla niej ciężkim doświadczeniem. – Naprawdę, to była jedna z najgorszych rzeczy, jakie spotkały mnie w trakcie całej działalności. A prowadzę ją od lat. Zalegałam z ZUS, co u przedsiębiorców w Polsce nie jest rzadkie, bo te opłaty są horrendalne, więc nie przysługują mi nawet tarcze. Może uda się to jakoś posklejać, wyjść z długów, ale musi być możliwość działania. Teraz tą perspektywą nowych zamknięć to mnie pani przeraziła! – martwi się nasza rozmówczyni. Marek D. (nazwisko do wiadomości redakcji) od lat pracuje na swoim, jednak w branży, która nie ucierpiała specjalnie na pandemii. – To usługi internetowe, więc sobie poradziliśmy, nawet było nieźle. Ale to nie jest tak, że lockdown nie wpłynął na nas. W wyniku COVID-19 zmarła osoba z rodziny, kilku kolegów. Ja sam przez zamknięcie służby zdrowia nie zrobiłem istotnych badań. Pomijam brak możliwości pójścia do knajpy, na siłownię, do kina – dodaje. Nie ukrywa jednak, że nie popiera inicjatywy drugiego lockdownu. – No zaraz, ja się już szczepiłem. Rozumiem, że ktoś nie chce. Jego sprawa. Ale jeśli ja się zaszczepiłem, to na cholerę mam mieć zakaz wchodzenia do kina, teatru, itd.? Nie jestem za paszportem covidowym, ale nowy lockdown nie powinien być wprowadzany. Trudno – nie chce ktoś się szczepić, to potem jak zachoruje niech nie ma pretensji, każdy jest kowalem swojego losu – mówi pan Marek.
Andrzej Zarębski