Film Ewy Stankiewicz w dużej mierze przejmuje narrację smoleńską, jest dużo bardziej efektowny niż film Antoniego Macierewicza. Jednak ja to widzę i wiem, że została tu wykonana praca propagandowa, by zmienić odbiór tego dokumentu – mówi Andrzej Stankiewicz, wicenaczelny Onet.pl.
Film Ewy Stankiewicz wywołał spore poruszenie, jakie jest jego znaczenie?
Andrzej Stankiewicz: Ten film w dużej mierze przejmuje narrację smoleńską, jest dużo bardziej efektowny niż film Antoniego Macierewicza. Jednak ja to widzę i wiem, że została tu wykonana praca propagandowa, by zmienić odbiór tego dokumentu.
To znaczy?
Na przykład wątek zdjęć. On nie był wcale wątkiem podstawowym. One są puszczone mimochodem, dla Ewy Stankiewicz istotne są inne tematy, choćby sugestie o trzech osobach, które przeżyły, czy teorie zamachowe. Natomiast Kurski i cała ekipa, która za nim stoi, dostrzegł w tym mechanizm propagandowy, stąd nagłośnienie właśnie tematu zdjęć. One owszem przykuwają uwagę, ale skala, w jakiej prawica ten temat nagłośniła, wskazuje na zaplanowaną, wcześniej przygotowaną akcję. I, żeby było jasne – ja uważam, że same zdjęcia są skandaliczne. Ja pisałem tekst o roli Kopacz po Smoleńsku, bo wbrew temu, co prawica twierdzi, w Onecie opisaliśmy i temat zdjęć Kopacz, i jej roli po katastrofie smoleńskiej. Ona wypowiadała się wtedy o działaniach podejmowanych na lotnisku w Smoleńsku, kompletnie nie mając na ten temat wiedzy. Była zupełnie do tego nie przygotowana. I Kurski i jego ekipa teraz dobrze wykorzystali to propagandowo.
Ale mówiąc o skandalicznych zdjęciach – chodzi Panu o to, że skandaliczne było zachowanie Kopacz, czy może, jak mówią to politycy PO, skandalem było wykorzystanie tych zdjęć?
Nie, absolutnie nie uważam, by wykorzystanie zdjęć było nie w porządku – dziennikarz jak ma materiał, to powinien go opublikować. Jakbym ja miał te zdjęcia – bez wątpienia bym je puścił. Film Ewy Stankiewicz nie przekonał mnie w warstwie czysto technicznej. Jestem laikiem, ale nie przekonuje mnie teoria, że wbite mocno w ziemię drzwi muszą świadczyć o wybuchu. Natomiast zachowanie Ewy Kopacz było fatalne jako urzędnika państwowego.
Tak, ale są tu tłumaczenia, że była w ciężkim stresie, że to wyrwane z kontekstu…
Ale tu wcale nie chodzi o to, że ona się rozluźniła, piła kawę, w chwili stresu się uśmiechnęła. Ale nawet w chwili rozluźnienia, nie wolno zapomnieć, w jakim miejscu się jest. W jakim jest się kraju. Ja bym takich zdjęć bezwzględnie nie pozwolił sobie zrobić. Ja rozumiem, że została tam wysłana prawie sama, z Arabskim, który był zestresowany i zielony na widok ciał, ale to nie jest usprawiedliwienie – czujność ją zdecydowanie zawiodła. Ale jeszcze – to by mogło być usprawiedliwione, gdyby mówiła prawdę o okolicznościach współpracy z Rosjanami. A ona mówiła o przekopywaniu lotniska na metr w głąb, o wspólnych sekcjach z Rosjanami. To nie zmienia jednak mojej oceny okoliczności katastrofy. Największe błędy popełniono w moim odczuciu już po katastrofie. Natomiast autorzy filmów o Smoleńsku nie przekonali mnie do wersji zamachu.
Firma, w której udziały ma rosyjski oligarcha Oleg Dieripaska, buduje ambasadę RP w Berlinie. Czy nie jest to trochę dziwne, że człowiek, któremu po tragedii smoleńskiej prawa strona zarzucała wręcz udział w zbrodni (zakłady Dieripaski remontowały tupolewa) teraz buduje ambasadę w Berlinie, a prawicowe media tego nie nagłaśniają?
Przyznam się, że nie śledziłem szczegółowo tej akurat sprawy, ale jeśli tak jest, to jest to klasyczna pułapka, w którą część prawicy wpada. Z drugiej strony – podobnie jest z lustracją. Żeby było jasne – jestem zdecydowanym zwolennikiem ustawy lustracyjnej. W Polsce jest zresztą ona dosyć łagodna – wystarczy, że się ktoś przyzna do współpracy, nie poniesie odpowiedzialności. Sankcje są jedynie za kłamstwo lustracyjne. Ale sposób, w jaki umorzono sprawę Przyłębskiego jest kuriozalny. Inną pułapką, a jaką prawica wpada, jest kwestia przynależności do PZPR. Generalnie jest ona w PiS traktowana jako coś nagannego. Pod warunkiem, że dotyczy polityków przeciwnych opcji, w przypadku swoich już się tematu nie podnosi. Podobnie było z czarnymi skrzynkami, które wg Antoniego Macierewicza były sfałszowane, a jednocześnie polityk PiS powołał się na te skrzynki w swoim raporcie, jako argument na poparcie swoich teorii spiskowych. Rodziny ofiar to zresztą wytknęły.
Widać w ostatnim czasie pęknięcie pomiędzy częścią rodzin smoleńskich, a Antonim Macierewiczem. Z czego wynika?
Od niedawna o tym wiemy, choć napięcia były już kilka lat temu. Podczas rozmowy w 2018 roku rodziny wyraźnie dały do zrozumienia, że nie chcą raportu w każdą rocznicę katastrofy. Macierewicz został wtedy zaatakowany, deklarował, że nie będzie nikogo z komisji smoleńskiej wyrzucał, że nie będzie też publikował kolejnych raportów. Stało się inaczej. Natomiast z uwagi na ten spór we władzach PiS podjęto decyzję, że Smoleńsk będzie wyciszany. W kwietniu 2018 roku, przed pierwszą rocznicą tragedii, podczas której Macierewicz nie był już szefem MON, Jarosław Kaczyński powiedział, że ta komisja smoleńska raz prezentuje udany eksperyment, a raz nie. Wyraźnie się od pracy Macierewicza dystansował. A teraz mówi wprost, że być może nigdy sprawa Smoleńska nie będzie wyjaśniona.
Ale jednak film Antoniego Macierewicza pojawił się w Telewizji Publicznej?
Pojawił się, ale z moich informacji wynika, że prezes TVP Jacek Kurski dostał polecenie, żeby ten film puścić. Jednocześnie jednak film ten ma być ostatnim akordem pracy Macierewicza. Warto pamiętać, że nie jest to film nowy. On już był jakiś czas temu prezentowany na Komisji Obrony Narodowej. I Macierewicz nie mógł się z tym filmem przebić do TVP. Teraz film jest puszczony, ale na zasadzie jak to opisałem pożegnania Macierewicza z tematem Smoleńska. Proszę zwrócić uwagę, że krytyczne zdanie do pracy Macierewicza zgłaszają nie tylko rodziny nie związane z PiS, ale też te z PiS kojarzone. Był krewny jednej z ofiar, piszący o lobotonii mózgu, której Macierewicz potrzebuje. Krytycznie do Macierewicza odnosi się i Małgorzata Wassermann, i rodzina Przemysława Gosiewskiego, i Magdalena Merta, żona Tomasza Merty, byłego wiceministra kultury, który zginął w Smoleńsku. I patrząc politycznie – to koniec kariery Antoniego Macierewicza.
No tak, tylko jest jedna kwestia – w Smoleńsku nie tylko doszło do tragedii, ale też nieprawidłowości w śledztwie były faktem.
Były i ja tego absolutnie nie neguję. Nie przeprowadzono sekcji zwłok ofiar, nie sprowadzono wraku. Jednak czym innym są nieprawidłowości nawet rażące w śledztwie, a czym innym pełen sprzeczności dokument, w którym kolejne argumenty sobie zaprzeczają – na przykład wspomniana kwestia skrzynek, które zostały wg Macierewicza sfałszowane, a jednak nie przeszkodziło to, by na podstawie tych zapisów wysnuć dowody na wybuch na pokładzie. Nie ma usprawiedliwienia dla zamieszczenia krzyków ofiar w filmie – do tego wcześniej posunął się tylko krytykowany przez Macierewicza rosyjski MAK.
Wracając do śledztwa – dziś jest tak, że część ludzi wierzy w zamach, część nie, ale wszystko jest elementem gry, nie realnego śledztwa?
Od początku było tak, że część PiS przyjmowała narrację o zamachu i spisku. Druga strona z kolei lansowała teorię o prezydencie, który kazał lądować. Również dziś robi to Tusk, mówiąc o lądowaniu, pośrednio krytykując Lecha Kaczyńskiego. To dokładne wpisywanie się w taką narrację, bo część ludzi wierzy, że Kaczyński kazał lądować. Tymczasem nie ma żadnych dowodów, ani nawet mocnych poszlak, że Kaczyński miał jakikolwiek wpływ na lądowanie w Smoleńsku.
Przeczytaj też wywiad z Grzegorzem Wierzchołowskim, redaktorem naczelnym Niezależna.pl