Jest coraz gorzej. Słyszymy, że rząd ma plan całkowitego zamknięcia wszystkiego, łącznie z możliwością poruszania się, kościołami na święta, itd. I nie chcę wchodzić w spór wokół samej decyzji, być może faktycznie jest tak, że dziś nie ma już wyjścia, a może można robić inaczej. Kluczowe jest pytanie, czy zrobiono wszystko, aby tej tragedii teraz uniknąć. I szczerze mówiąc – mam wątpliwości. Od początku pandemii w naszej redakcji odrzucaliśmy głosy skrajne – tych, którzy mówili, że pandemia to wymysł. spisek, żadnego COVID-a nie ma, jak i tych, którzy chcieli zasiać pełną panikę, zamykać wszystkie obszary życia. Byliśmy za tym, aby z jednej strony otworzyć gospodarkę na tyle na ile się da, ale w reżimie sanitarnym. I dwie strony szalały – z jednej ci, którzy nie nosili maseczek, robili coronaparty, podważali podstawy nauki. I z drugiej ci, którzy mówili, że nie ma mowy o powrocie do normalności, że zamknąć trzeba wszystko, „najwyżej jako kraj zbiedniejemy”. Otóż nie, nie „najwyżej zbiedniejemy”. Upadek firm, to tragedie i ich właścicieli i pracowników i całych rodzin. Już mieliśmy wiele samobójstw związanych z tragediami ludzi. Skupianie się na leczeniu tylko COVID-19 to z kolei zaniedbania profilaktyki innych chorób, wzrost zgonów niecovidowych. I wreszcie trzecia, najgorsza rzecz, to swoista związana z koronawirusem „pedagogika strachu”. Ludzie bojąc się wirusa, nie wzywają karetek jak coś się dzieje (nawet do zawałów, udarów). To krótkotrwały efekt. Jest też drugi, bardziej długofalowy: Zakiełkowanie postaw lękowych w społeczeństwie może mieć fatalne skutki. Wyrośnie pokolenie strachu, bojące się jakiegokolwiek ryzyka. A bez ryzyka nie ma rozwoju społeczeństwa. Z drugiej strony głupota tych, którzy twierdzą, że żadnej pandemii nie ma, jest porażająca. Choroba istnieje, umierają na nią ludzie, a powikłania są przerażające. Jednak pomiędzy głupotą jednych, a paniką innych. jest jeszcze zdrowy rozsądek, który w ostatnim czasie ucierpiał najbardziej.