Zbrodnia to niesłychana – Robert Lewandowski otrzymał order od prezydenta. Kury przestały się nieść, krowy dawać mleko, a słońce w dzień przestało świecić. Takie wrażenie można odnieść czytając niektóre wpisy internautów. Choć oczywiście nie wszystkich. Nawet najradykalniejsi przeciwnicy obecnego rządu (choćby redaktor Tomasz Lis) na najlepszego piłkarza świata oburzeni nie są. Bo i nie ma powodu, aby się oburzać. Słowa krytyki zazwyczaj wygłaszają frustraci, którym przeszkadza to, że Polak strzela bramki, jest skuteczny, odniósł sukces w topowym klubie. Lewy nie otrzymał medalu za to, że wspiera PiS, czy jakąkolwiek inną partię polityczną (zresztą działalność polityczna jest w jego przypadku zakazana, dopóki czynnie gra w piłkę). Order otrzymał za to, że fenomenalnie gra w piłkę nożną. Gdyby owego odznaczenia nie dostał, to byłyby (słuszne) głosy oburzenia o to, że władze lekceważą najlepszego polskiego piłkarza w historii. Gdyby odznaczenia nie przyjął, wtedy by jasno stanął po jednej ze stron sporu politycznego. Tak samo byłoby, gdyby przyjmując odznaczenie powiedział, że wspiera PiS i obecne władze. Tak zrobił rzecz oczywistą – przyjął odznaczenie, bo daje je prezydent, nie ma znaczenie w tym momencie, z jakiej opcji. I w zasadzie nie byłoby o czym dyskutować, gdyby nie pewien fakt. Otóż przed laty, za rządów Donalda Tuska i prezydentury Bronisława Komorowskiego, drużyna z tym samym Lewandowskim w składzie, grała na mistrzostwach Europy w Polsce. I pamiętam głosy radykalnych zwolenników PiS, którzy oburzali się na to, że „Lewy” grać ma „dla Tuska”. Bo sukces tamtej drużyny, miałby pomóc ówczesnej władzy. i pamiętam prominentnego polityka PiS, który pisał, że oburzające są zachwyty nad sukcesami Lewandowskiego, Kuby Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka, bo przecież piłkarze ci grają w niemieckim klubie (sic!). Reasumując – miną lata, dekady. I dla kolejnych pokoleń liczyć się będzie to, że Lewandowski był wybitnym piłkarzem. I miał order od prezydenta. I nie będzie miało znaczenia, że na początku kariery zapraszał go Tusk i oklaskiwał Komorowski, potem odznaczał Andrzej Duda, a na koniec gratulował wyników jeszcze ktoś inny. Albo inaczej – będzie miało znaczenie to, że gra „Lewego” była doceniana przez wszystkich, niezależnie od opcji politycznej. Zaś fanatycy – z obu stron – to hałaśliwy, ale jednak margines. Bo jeśli jest jakiś problem, w przypadku Lewandowskiego to ten, że w piłce klubowej osiągnął już wszystko, ale reprezentacyjnie to na razie wciąż „tylko” ćwierćfinał mistrzostw Europy. Życzmy mu, by było kiedyś coś więcej.
Lewandowski, medale, wrzask fanatyków
Poprzedni artykuł
Następny artykuł