Sytuacja, w której przedsiębiorcy nie mogą prowadzić własnej działalności, prowadzi oczywiście do upadku ich firm, ale też z perspektywy miasta do wyjałowienia przestrzeni miejskiej.
To znaczy, że dochodzi do sytuacji, w której w atrakcyjnych lokalizacjach w mieście znikają kolejne lokale, na przykład gastronomiczne, stanowiące o atrakcyjności turystycznej tego miejsca. Może dojść do sytuacji takiej jak w Szwecji, gdzie w wyniku ostrej polityki fiskalnej z ulic zniknęła praktycznie gastronomia, a pojawiły się jedynie banki. Dlatego z punktu widzenia miasta takiego jak Warszawa, lepiej zrezygnować z wpływów z podatków i inwestycji, niż pozwolić na wyjałowienie miasta – mówi dr Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
W Warszawie, gdy przejdziemy się ulicą, widzimy nie tylko pozamykane restauracje, lokale w danym momencie, ale i informację, że dana firma już w tym miejscu działać nie będzie. Co taka sytuacja oznacza dla miasta takiego jak Warszawa?
Sytuacja, w której przedsiębiorcy nie mogą prowadzić własnej działalności, prowadzi oczywiście do upadku ich firm, ale też z perspektywy miasta do wyjałowienia przestrzeni miejskiej. To znaczy, że dochodzi do sytuacji, w której w atrakcyjnych lokalizacjach w mieście znikają kolejne lokale, na przykład gastronomiczne, stanowiące o atrakcyjności turystycznej tego miejsca. Może dojść do sytuacji takiej jak w Szwecji, gdzie w wyniku ostrej polityki fiskalnej z ulic zniknęła praktycznie gastronomia, a pojawiły się jedynie banki. I potem władze same musiały dopłacać do działania lokali gastronomicznych, by je odtwarzać.
Tam jednak wynikało to z polityki podatkowej. Tu mamy problem związany z pandemią. Wiele firm zamknięto, ograniczono ich działalność. Czy miasto ma jakieś możliwości, by pomóc ludziom, którzy stają przed ryzykiem zamknięcia własnej firmy?
Po pierwsze, firmy mają szereg tytułów płatniczych nie tylko wobec skarbówki, fiskusa, ale też wobec samego samorządu, gminy. Samorząd może na okres przejściowy te płatności na okres przejściowy zawiesić. Na pewno niepotrzebne są jałowe dyskusje, jakie miały miejsce w Krakowie. Radni dyskutowali, czy nie należy mimo pandemii pobierać opłat za koncesje od sprzedaży alkoholu od firm, które w czasie pandemii nie prowadzą działalności.
Pomimo, że nie prowadzą działalności?
Nie prowadzą, a mimo to znaleźli się radni, którzy uzasadniali, że „no jak to, miasto potrzebuje tych środków, one się należą, niezależnie od tego, czy ci przedsiębiorcy musieli działalność ograniczyć bądź ją zawiesić.
Chodzi o wydatki inwestycyjne?
Tak to jest argumentowane. Warto jednak czasem poświęcić nawet cenne inwestycje, niż doprowadzić do wyjałowienia miasta. Sytuacji, w której centra miast zmienią się w pustynię, na której będą jedynie banki. Na tym ucierpi i biznes, i mieszkańcy, i turystyka, bo atrakcyjność poszczególnych miejscowości spadnie.