Kolejne miejsca w Warszawie będą z mapy miasta znikać, gdyż lokale, restauracje, kluby, nie dały rady w kryzysie. Jednocześnie uderzają nas informacje o tym, że w mieście zaczyna brakować miejsc w szpitalach.
Problem jest więc złożony – jak ratować lokalne firmy, miejsca pracy z jednej strony i jak skutecznie walczyć z kryzysem zdrowotnym z drugiej. Naszym zdaniem rozwiązaniem powinno być jak najdalej idąće otwarcie gospodarki, ale w bardzo ścisłym reżimie sanitarnym. Rzecz w tym, że w działaniach władz coraz bardziej widać chaos, niż przemyślane działanie.
Rząd podjął decyzję dotyczącą nowych obostrzeń. Znikają przyłbice. Przez miesiące mówiono, że chronią one przed zakażeniem. Teraz są zakazane. Coś się zmieniło? Nagle przestały chronić? Nie. Dawno wiedziano, że przyłbice chronią w kontakcie bezpośrednim, na powietrzu, ale nie w zatłoczonym miejscu. Rzecz w tym, że raz – w zatłoczone miejsca raczej się nie chodzi, bo knajpy są pozamykane. Dwa – nie tylko przyłbice nie chronią w pełni. Niewystarczającą ochronę dają też niektóre maseczki. Te bawełniane nie dają wiele. Skuteczne są jedynie chirurgiczne i antysmogowe. Ale problem polega na czym innym. Na całkowitym braku konsekwencji w walce z koronawirusem. Raz słyszymy, że maseczki nie chronią, potem, że są konieczne. Raz, że przyłbice są ok. Teraz stały się passe. Ten brak konsekwencji poraża. I sprawia, że jakiekolwiek akcje – nawet sensowne – podejmowane w walce z wirusem skazane będą na przynajmniej podejrzliwość. W „Nowym Telegrafie Warszawskim” od początku wychodzimy z założenia, że pandemia jest, jest bardzo groźna. Ale też równie groźne jest zamykanie całej gospodarki. Naszym zdaniem należy pozwolić na działalność, ale w ścisłym reżimie sanitarnym. Problem polega na tym, że chyba sami ci, którzy ten reżim mają określać nie bardzo wiedzą, jak to robić. I sami nie mają pomysłu na to, jaką strategię przyjąć. A jeśli tak, naprawdę możemy być zaniepokojeni.