Nowy Telegraf Warszawski

niedziela, 8 grudnia, 2024

,,Był bohaterem, nie ma znaczenia, że byliśmy po innych stronach”

Janek był niewątpliwie bohaterem i to, że był po innej stronie barykady, nie ma znaczenia, zwłaszcza teraz, kiedy już Go nie ma wśród żywych. Utonął w Narwi ratując psa. Nie wiem czy Janek będzie miał pogrzeb katolicki. Ja się dzisiaj za Niego pomodlę – Przemysław Miśkiewicz, działacz antykomunistycznej opozycji z lat 80-ych, lider stowarzyszenie Pokolenie, wspomina zmarłego w niedzielę Jana Lityńskiego. Polityk i działacz opozycji w PRL zginął ratując swojego psa.  Tekst publikujemy za zgodą autora.

fot. Autorstwa Kancelaria Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, CC BY-SA 3.0 pl, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=34522381

 

Umarł Janek Lityński, podobno zginął ratując psa. Nie wiem jeszcze jak to było, ale Janek przez długie lata zawsze komuś pomagał. Nie zgadzaliśmy się politycznie od okresu transformacji i jakby powiedziała moja nieżyjąca przyjaciółka Teresa Brodzka: był z Niego niezły łobuz. Ale łobuz polityczny- bo Janek był zawsze po tej samej stronie, był lewicą laicką w najbardziej modelowym wydaniu. Myślę, że wierzył w to, co robił. Koledzy z kopalni Andaluzja, którzy jeździli do niego do Warszawy w drugiej połowie lat 80, wspominali świetną muzykę rockową, puszczaną na dobrym sprzęcie, futrzasty dywan, na którym siedzieli pijąc zagraniczne i polskie alkohole i Janka, który im nadskakiwał i przekonywał do obrazu świata na modłę pokolenia 68 w Polsce. I pytanie czy w tym jest coś złego? To był czas walki politycznej o kształt Polski po upadku komunizmu. Janek widział tę Polskę jako sojusz swojego środowiska i reformatorów PZPR. Ja poznałem Janka w 88 podczas strajku w Jastrzębiu i na mnie zrobił dobre wrażenie. Przyjechał z polecenia Wałęsy, żeby wygasić strajki, ale siedział z chłopakami na Manifeście. Czy ich namawiał do skończenia, tego nawet nie wiem. Niektórzy mówią, że tak, a inni, że nie, większość tego już teraz nie pamięta. Widywałem Go sporadycznie i nigdy nie byliśmy blisko, ale miałem do Niego szacunek, chociaż byliśmy z innych bajek.

W 2012 prowadziłem w Gdyni panel podczas XXX-lecia powstania Solidarności Walczącej. Jednym z uczestników był Janek. Kilkanaście osób zaczęło jakiś potworny hejt, wyzywając Janka od najgorszych, zdrajców itp. W zdecydowanej większości były to osoby, które niewiele miały wspólnego z działalnością w podziemiu. Janek stał obok mnie na scenie i wydawał mi się jeszcze mniejszy niż zawsze. Krew mnie zalała, powiedziałem, że jeżeli nie szanujecie Janka, z którym ja się też nie zgadzam politycznie, to mnie też nie szanujecie. I jeżeli nie pozwolicie mu mówić to ja też się nie odezwę. Dzięki kolegom i koleżankom z Jastrzębia udało się zapanować nad salą. Jakiś czas później spotkaliśmy się w Jastrzębiu i Janek szczerze w obecności innych osób mi podziękował: świetnie sobie poradziłeś, dzięki. No w ustach osoby, która przed 68 rokiem specjalizowała się w działaniach polegających na wchodzeniu na zebrania ZMS z grupą tzw. komandosów i przejmowania rządu dusz nad salą, to była prawdziwa pochwała.

Janek był niewątpliwie bohaterem i to, że był po innej stronie barykady, nie ma znaczenia, zwłaszcza teraz, kiedy już Go nie ma wśród żywych. Utonął w Narwi ratując psa. Nie wiem czy Janek będzie miał pogrzeb katolicki. Ja się dzisiaj za Niego pomodlę – to będzie Mu niewątpliwie najbardziej potrzebne.

Przemysław Miśkiewicz/Facebook.com (publikujemy za zgodą autora)