Józef Piłsudski w 1926 roku doprowadził do zamachu stanu a potem wprowadził ustrój autorytarny. Ale ulice, pomniki i place noszą jego imię nie jako upamiętnienie zamachu majowego, czy rządów sanacji, ale jako upamiętnienie wkładu w odzyskanie niepodległości przez Polskę, czy wygraną w wojnie polsko-bolszewickiej. Ignacy Daszyński, postać pomnikowa dla polskiej lewicy, ma w Warszawie swoje rondo za to, że zasiadał w parlamencie austriackim, ale za wkład w budowę niepodległego państwa polskiego, stanie na czele rządu lubelskiego i bycie marszałkiem Sejmu w wolnym kraju. Roman Dmowski jest postacią, której nie da się wymazać z historii, której wkład w odzyskanie niepodległości jest bezsporny, której podpis znajduje się na dokumencie z konferencji w Paryżu. I za to jest patronem ronda, a nie za to, co głosił w swojej publicystyce – mówi prof. Antoni Dudek, historyk i politolog, UKSW.
Jest pomysł, aby przemianować rondo Romana Dmowskiego na rondo Praw Kobiet. Jak ocenia Pan ten pomysł?
Prof. Antoni Dudek: Ten spór będzie trwał. Z prostej przyczyny – w sporze politycznym w Polsce często sięga się po argumenty historyczne. I tak samo spodziewam się powrotu do ostrej dyskusji na temat biskupa św. Stanisława i Bolesława Śmiałego. Wśród części komentatorów wróci narracja z PRL, że biskup reprezentował interesy niemieckie, a król Bolesław, który go zabił był polskim patriotą. Tak samo spór o Romana Dmowskiego będzie trwać.
Tyle, że spór o biskupa Stanisława dotyczy zamierzchłej historii. A spór o Dmowskiego jest żywy. Dla jednych to ojciec polskiej niepodległości, dla innych twórca ważnego nurtu ideowego, dla jeszcze innych antysemita?
Jego poglądy, szczególnie z ostatniego etapu życia, budzą szereg kontrowersji. Ale podobnie jest w przypadku szeregu innych postaci. Józef Piłsudski w 1926 roku doprowadził do zamachu stanu a potem wprowadził ustrój autorytarny. Ale przecież ulice, pomniki i place noszą jego imię nie jako upamiętnienie zamachu majowego, czy rządów sanacji, ale jako upamiętnienie wkładu Piłsudskiego w odzyskanie niepodległości przez Polskę, czy wygraną w wojnie polsko-bolszewickiej. Ignacy Daszyński, postać pomnikowa dla polskiej lewicy, ma w Warszawie swoje rondo. I bardzo dobrze. Ale nie ma go za to, że zasiadał w parlamencie austriackim, ale za wkład w budowę niepodległego państwa polskiego, stanie na czele rządu lubelskiego i bycie marszałkiem Sejmu w wolnym kraju. Roman Dmowski jest postacią, której nie da się wymazać z historii, której wkład w odzyskanie niepodległości jest bezsporny, której podpis znajduje się na dokumencie z konferencji w Paryżu. I za to jest patronem ronda, a nie za to, co pisał w swojej publicystyce, gdzie popadł już w antysemicką obsesję. To wszystko prawda, ale nie za to jest upamiętniony.
Tu jest też inna kwestia, czy Prawa Kobiet nie mogłoby być uczczone w innym miejscu, bez odbierania komukolwiek imienia, szczególnie, że to kon ma być i tak likwidowane?
Szczerze mówiąc dla samorządowej polityki dużo lepszą sytuacją byłoby, gdyby lokalni radni spierali się o to, czy to rondo jest potrzebne, czy je likwidować, czy nie, jak prowadzić ruch w tym miejscu, a nie o to, kto jest owego ronda patronem. Jednak gdyby Adrian Zandberg doszedł kiedyś do władzy, to nie ulega wątpliwości, że nie takie propozycje byłyby realizowane.