Część środków z reklam ma być przeznaczona na „wsparcie działalności kulturalnej w obszarze mediów”. Czyli media opozycyjne, bądź neutralne wobec obecnej władzy zapłacą podatek. I pieniądze te trafią na „promocję” projektów rządowych, czyli propagandę w mediach wobec rządu życzliwych. To trochę tak, jakby ktoś prowadził warzywniak, na wolnym rynku sprzedał dużą ilość produktów, i nagle ktoś dał mu domiar, a pieniądze z podatku poszłyby na konkurencję. Trudno, żeby nie protestował – mówi Andrzej Stankiewicz, zastępca redaktora naczelnego portalu Onet.pl.
Protestowaliście Państwo przeciwko „podatkowi od reklam”. Jednak jak mówią jego twórcy, podatek ten nie jest przecież uderzeniem w media. To podatek dla gigantów medialnych, raptem kilka procent?
Andrzej Stankiewicz: Oceniając ten podatek, należy zwrócić uwagę na kilka kwestii. Po pierwsze – jest tu ukryty moralny szantaż, próba nastawienia społeczeństwa przeciwko prywatnym mediom. Bo z tych 800 milionów, które ma przynieść podatek, 400 ma być przeznaczone na Narodowy Fundusz Zdrowia. 400 milionów to raptem pół procenta budżetu tej instytucji. Budżet NFZ rośnie co rok o kilka miliardów, i żadnej poprawy nie widać. Te 400 milionów nie zmienią nic. Więc nie chodzi o nic innego, jak o napuszczenie ludzi na media. Pokazanie, że media są niesolidarne. A to nieprawda. Media płacą podatki, prowadzą działalność społeczną, przy wydawnictwach i telewizjach są fundacje, które przekazują realną pomoc. Po drugie – dziś wydawcy przeżywają potężny kryzys związany z pandemią. Gazety drukowane notują ogromne spadki sprzedaży. Z kolei większość firm w całej gospodarce tnie wydatki na reklamy, a więc spadają też wpływy z reklam. Teraz jeszcze wpływy te rząd zamierza obłożyć podatkiem. Podatek ten nie jest od zysku, ale od przychodu. To ogromna różnica. Czasem koszty danego przedsiębiorstwa są na tyle duże, że po opodatkowaniu przychodu mogą przekroczyć kwotę zysku.
No dobrze, pada tu koronny argument – opłata reklamowa uderzy w zagraniczne wielkie koncerny. Tymczasem ci ogromni powinni płacić, o konieczności opodatkowania gigantów mówi się od lat, w całej Europie?
Tak, w wielu krajach wprowadza się opłatę cyfrową. Ale właśnie – to podatek nie od mediów, ale podatek cyfrowy, od zysku, który generują ci międzynarodowi giganci działający w sieci i unikający podatków. I właśnie kilka lat temu z pomysłu wprowadzenia takiego podatku rząd się wycofał! Wreszcie – jest rzecz chyba najbardziej oburzająca.
Jaka?
Część środków z reklam ma być przeznaczona na „wsparcie działalności kulturalnej w obszarze mediów”. Czyli media opozycyjne, bądź neutralne wobec obecnej władzy zapłacą podatek. I pieniądze te trafią na „promocję” projektów rządowych, czyli propagandę w mediach wobec rządu życzliwych. To trochę tak, jakby ktoś prowadził warzywniak, na wolnym rynku sprzedał dużą ilość produktów, i nagle ktoś dał mu domiar, a pieniądze z podatku poszłyby na konkurencję. Trudno, żeby nie protestował.