Rozumiem, manifestowanie poglądów. Rozumiem emocje. Rozumiem sprzeciw wobec działań władz. Rozumiem, że ktoś nie chodzi do kościoła, nie lubi Kościoła, nie wierzy w Boga. Jego prawo. Ale tak, jak nie wolno atakować muzułmanów w meczetach (choć można nie być fanem tej religii), jak nie wolno obrażać żydów w synagogach (choć można całkowicie nie podzielać zasad judaizmu), tak samo NIE WOLNO atakować Kościoła poprzez łądowanie się na Msze Święte, zakłócanie obrzędów. Czym innym protest pod kurią, stanięcie z transparentem PRZED świątynią, a czym innym jest wdzieranie się na samą mszę, na uroczystości. Tu jest granica. Ale też działanie takie jest głupie jeśli idzie o interes samych protestujących. Bo do kościołów chodzą różni ludzie. I radykalni zwolennicy PiS i Konfederacji, i zwolennicy PO, i PSL, i ludzie niegłosujący. Atakując świątynie atakuje się także TYCH WŁAŚNIE LUDZI. Nie odbieram nikomu prawa do protestu, nawet gniewu. Jednak granicą powinien być WZAJEMNY SZACUNEK. I uszanowanie miejsc kultu i obrzędów.
MK