To, jak rząd walczył z pandemią na początku epidemii koronawirusa, można oceniać różnie, ale na obronę rządzących przemawia fakt, że sytuacja była nowa. Dziś nowa nie jest. Do jesiennego wzrostu zakażeń można było się przygotować. I co?
Mamy nakaz noszenia maseczek wszędzie, także na ulicy, gdy jesteśmy sami. Ale nie zadbano o odpowiednią podstawę prawną, by maseczki owe nosić. A przecież zmiana ustawy nie powinna stanowić problemu. To jednak drobiazg. Wracają kontrowersyjne godziny dla seniorów. To też pikuś. Prawdziwy hit to ograniczenia w teatrach i kinach. Okazuje się, że według rządzących mniej niebezpieczne są galerie handlowe gdzie jesteśmy w tłumie ludzi, komunikacja miejska, niż placówki kulturalne, gdzie trafialiśmy i tak do rejestru przekazywanego do SANEPIDU, gdzie siedzieliśmy w maskach bądź przyłbicach, gdzie nie odzywaliśmy się do siebie, więc ta transmisja jest mniejsza. Żeby było jasne – argumenty antycovidowców w większości są absurdalne, a twierdzenie, że choroby nie ma jest idiotyzmem. Ale działania władzy takie, jak kolejne restrykcje zamiast działań punktowych, czy właśnie zachowywania dystansu społecznego, są idiotyczne w porównywalnym stopniu. Rząd przespał czas. I teraz próbuje gasić pożar. Czasem niestety benzyną.