Osłabienie globalizacji spowolni rozwój światowej gospodarki, ale dla Polski może być szansą na rozwój. – Firmy na całym świecie będą szukały tanich miejsc produkcji, żeby obniżyć koszty działalności, ale będą rozsądnie wybierać lokalizacje – mówi Stefan Kawalec, prezes zarządu Capital Strategy. Dla wielu – przede wszystkim z Europy Zachodniej, lecz także z Azji – dobrą lokalizacją będzie właśnie Polska, ze względu na położenie w Europie Środkowej, przynależność do Unii Europejskiej i fakt, że wciąż mamy dużo niższe koszty pracy niż na Zachodzie.
Globalizacja była bardzo istotnym impulsem wzrostu gospodarek światowych w ciągu ostatnich trzech dekad. Jednak już przed kryzysem, który spowodowała pandemia koronawirusa, pojawiły się pewne problemy. Jednym z nich był konflikt handlowy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Z kolei w efekcie pandemii zamknięto granice i handel się załamał, a wraz z nim łańcuchy dostaw.
– Uważam, że nie dojdzie do zupełnego odejścia od globalizacji rozumianej jako dążenie firm do obniżania kosztów poprzez poszukiwanie tanich miejsc produkcji. Jednak prawdopodobnie „entuzjastyczną globalizację” zastąpi „globalizacja z ograniczonym zaufaniem”. Firmy będą w większym stopniu niż do tej pory brały pod uwagę ryzyka, z jakim wiążą się ich łańcuchy dostaw, ryzyka związane z katastrofami naturalnymi, epidemiami, konfliktami politycznymi i ekonomicznymi – mówi agencji Newseria Biznes Stefan Kawalec, prezes zarządu Capital Strategy.
Na skutek zamknięcia granic w I kwartale br. niektóre europejskie i polskie fabryki były zmuszone przerwać prace przez brak komponentów z Chin. W połowie lutego wykorzystywane moce produkcyjne w Państwie Środka szacowano na 40–50 proc. możliwości. To spowodowało poważne perturbacje w wielu sektorach, m.in. w motoryzacji, branży farmaceutycznej i elektronicznej. W konsekwencji może to prowadzić do tego, że wiele firm na świecie będzie starać się zmniejszyć swoje uzależnienie od dostaw z Chin.
– Ekonomiści obawiają się, że osłabienie globalizacji może spowolnić rozwój światowej gospodarki. Jednakże dążenie firm do ograniczenia ryzyka łańcuchów dostaw akurat dla Polski jest dużą szansą – mówi prezes Capital Strategy. – Nasz kraj z racji położenia w środku Europy i jednocześnie trzy razy niższych kosztów pracy niż w Niemczech może być miejscem, gdzie będzie następowała relokacja produkcji.
Na lokowanie produkcji w Polsce mogą się decydować firmy z Europy Zachodniej, które będą wycofywać się z zakładów w Azji, lecz również inwestorzy azjatyccy, którzy będą chcieli zyskać dostęp do rynków UE. Aby jednak Polska mogła skorzystać z tej możliwości, musi zachować równowagę makroekonomiczną.
– Musimy mieć firmy zdolne do działania i przewidywalne warunki prowadzenia działalności gospodarczej – mówi Stefan Kawalec.
Według prognoz Komisji Europejskiej polska gospodarka dobrze sobie poradzi z koronakryzysem w porównaniu do innych krajów członkowskich. Oczekiwany w tym roku spadek PKB w całej UE wynosi 8,3 proc., a w strefie euro – 8,7 proc. Na tym tle prognozy dla Polski (-4,6 proc.) przedstawiają się korzystnie.
Zdaniem KE odporność, którą polska gospodarka wykazała w ostatnich miesiącach, wynika głównie ze zróżnicowanej struktury ekonomicznej i relatywnie niskiego udziału sektorów najbardziej dotkniętych skutkami kryzysu. Odbudowa naszej gospodarki ma także następować szybciej niż innych krajów unijnych – w 2021 roku PKB może wzrosnąć o 4,3 proc.
W utrzymaniu stabilności na pewno pomogły pieniądze z tarcz antykryzysowych trafiające do przedsiębiorców – zarówno umorzenia płatności składek, jak i pożyczki czy dotacje. Wartość przyznanego do tej pory wsparcia to ponad 135 mld zł.
– Obecnie wchodzimy w trudny okres, skończyły się ulgi i firmy będą musiały opłacić również zaległe podatki. Działalność gospodarcza prawie powróciła do poziomu sprzed pandemii, ale nie wiadomo na jak długo. Dobrze zadziałałby wzrost inwestycji publicznych i umożliwienie samorządom ich prowadzenia. Barierą są jednak możliwości budżetowe. Trzeba się będzie też przygotować do wykorzystania pieniędzy, które zaoferuje nam Unia Europejska – mówi prezes zarządu Capital Strategy.
Jego zdaniem dzisiaj trzeba się liczyć z trzema czynnikami ryzyka. Jeden z nich to przebieg pandemii, w którym mogą się pojawić trudne do przewidzenia zwroty akcji, co może wymagać wprowadzenia zwiększonych restrykcji w różnych obszarach. To się może negatywnie odbić na działalności inwestycyjnej i konsumpcji w całej gospodarce.
– Drugie ryzyko to jest utrata stabilności makroekonomicznej, jeżeli rząd czy bank centralny podjąłby jakieś mało rozsądne posunięcia. Trzecie ryzyko jest związane z tym, co się będzie działo na rynkach europejskich, w gospodarce Europy Zachodniej, a przede wszystkim niemieckiej – mówi Stefan Kawalec.
Z ostatnich danych Eurostatu wynika, że PKB w całej UE w II kwartale br. spadło o 11,8 proc. Wyniki niemieckiej gospodarki są tylko nieco gorsze od polskiej, ale tamtejszy rząd ocenia, że powrót do stanu sprzed pandemii możliwy będzie dopiero w 2022 roku.
(Newseria)