Spór o futerkowe zwierzęta i ich hodowle rozpala dziś w Polsce emocje i podobnie jak konflikt o maseczki i pandemię przebiega w poprzek podziałów politycznych. Po prawej stronie jedni żądają całkowitego zakazu hodowli zwierząt na futra, inni uważają, że PiS proponując ustawę dba bardziej o zwierzaki, niż ludzi, a także działa na rzecz zagranicznych podmiotów działających w przemyśle futrzarskim. Do tego dochodzą informacje z jednej strony o straszliwych warunkach w fermach futerkowych, z drugiej o działaniach tzw. ekoterrorystów. Kto ma rację? WSZYSCY.
Po pierwsze – faktem jest, że przemysł futerkowy, podobnie jak wszelka hodowla o charakterze przemysłowym jest czymś, co w każdym normalnym człowieku o przeciętnej wrażliwości wywołuje emocje. To nie są czasy legendarnego Arpada Chowańczaka, który przed laty by zdobyć odpowiednie futra jeździł po całym świecie i na zwierzęta polował. Dziś hodowle są problemem – zarówno jeśli chodzi o warunki trzymania samych zwierzaków, jak i o sam wpływ owych hodowli na otoczenie. Dotyczy to nie tylko samych ferm, ale też ubojni, ferm kurzych, itd. Okoliczni mieszkańcy skarżą się często na smród, który hodowlom tym towarzyszy, jest niszczone okoliczne środowisko, a zwierzęta są w warunkach strasznych. Pozostaje pytanie – zakazywać, takiej hodowli, czy ją „cywilizować”, a więc wymuszać lepsze warunki na niej, czy może po prostu edukować ludzi do tego, by np. nie kupowali futer, a mięso, mleko czy jaja kupowali w gospodarstwach ekologicznych, co po latach sprawi, że w sposób naturalny hodowla tego typu stanie się nieopłacalna?
Po drugie – rzecz istotna – o ile mięso, skóry, jajka czy mleko są wbrew ideologom do życia konieczne, o tyle futra są naszą fanaberią, bez nich możemy sobie poradzić. Ale znów pytanie zasadnicze – czy konieczny jest socjalistyczny zakaz, czy starczy edukacja.
Po trzecie – rzecz najistotniejsza – prawica krytykująca zakaz (bądź, jak Tomasz Terlikowski nie tyle krytykująca zakaz, co fakt, że słuszna ochrona zwierząt przykrywa sprawy ochrony życia) ma rację mówiąc, że PiS bardziej niż o ludzi troszczy się o zwierzęta. I nie, nie uważamy, że o zwierzęta nie należy się troszczyć. Ale działanie partii rządzącej w sprawie ochrony życia jest w naszej ocenie delikatnie mówiąc obłudne. Należy chronić zwierzęta, ale też ludzkie życie. Szkoda, że rządzący o tym zapominają.
Po czwarte – i tu kolejny argument przeciwników zakazu – zakaz uderzy w polskich producentów, tymczasem będzie służyć ich konkurencji z na przykład Niemiec. I tak, jak niektórzy twardzi przeciwnicy zakazu działają w interesie hodowców, tak niektórzy twardzi zwolennicy występują w interesie podmiotów zagranicznych. Jeżeli tak, to może zwolennicy zakazu powinni być konsekwentni i walczyć, by zakaz ten był kompletny – to znaczy objął nie tylko Polskę, ale też całą Unię Europejską.
Po piąte – środowiska postbolszewickie w zielonych maskach (o tym napiszemy niebawem) chciałyby zakazu nie tylko uboju rytualnego, nie tylko hodowli na futra, ale wszelkiej hodowli przemysłowej, a docelowo w ogóle spożywania mięsa, mleka, jaj itd. Na takie coś godzić się nie wolno. Natomiast o samej kwestii futerkowych zwierząt można i trzeba dyskutować. Na łamach Nowego Telegrafu Warszawskiego będziemy zamieszczać argumenty obu stron tego sporu. Ale właśnie – argumenty, nie ideologiczny jazgot, czy jedynie emocjonalne reakcje, bo i z tym mamy w debacie do czynienia.
(NTW)