Legia Bogusława Leśnodorskiego to przede wszystkim zakończenie kretyńskiego konfliktu z kibicami. I zmiana trenera, którym został Henning Berg, uczeń samego sir Alexa Fergusona. Legia w eliminacjach Ligi Mistrzów była naprawdę blisko. W sezonie 2014/15 w dwumeczu rozniosła Celtik 6:1 (4:1 w Warszawie, 2:0 w Glasgow). Niestety, ktoś źle liczył kartki, w Szkocji wszedł na boisko nieuprawniony do gry Bereszyński. Wynik zweryfikowano na walkower. W Lidze Europy Legia zagrała kapitalnie, wyszła z grupy, na wiosnę odpadła, ale sama afera z kartkami przeszłą do historii. Berg po świetnym początku był krytykowany, zastąpił go Stanisław Czerczesow. Drużyna grała dobrze, zdobyła mistrzostwo. I na stulecie klubu wymyślono coś strasznie dziwnego zmienili trenera, który dał tytuł. Na Albańczyka Besnika Hasiego. On awansował do Ligi Mistrzów, ale po wyjątkowym szczęściu w losowaniu. I tam najpierw było 0:6 z Borussią, potem klęski w lidze polskiej. Trenerem został Jacek Magiera i nagle zaskoczyło. Była jeszcze porażka ze Sportingiem, wysoka porażka z Realem w Madrycie, ale u nas był już remis 3:3, a w dodatku Legia przez moment z „Królewskimi” prowadziła. Potem był niesamowity mecz w Dortmundzie (4:8), na koniec fazy grupowej wygrana ze Sportingiem, która dała trzecie miejsce w grupie i przejście do Ligi Europejskiej. W 1/16 z Ajaksem zabrakło niewiele, a Ajax doszedł do finału. Ale potem były dziwne ruchy władz klubu. Magiera, który uratował twarz w Lidze Mistrzów, uczynił zespół znów zespołem, został zwolniony przez nowego prezesa, po przejęciu klubu przez Mioduskiego. Potem były dziwne przygody z trenerami z Chorwacji, z trenerem Pinto. Teraz jest Vuković. I wydaje się, że wszystko jest na dobrej drodze. Legia ma potencjał, by budować kolejną legendę. By następna drużyna zasłużyła na miano „Wielkiej Legii”.
Na dobrej, ale wyboistej drodze
Poprzedni artykuł
Następny artykuł