Nowy Telegraf Warszawski

wtorek, 3 grudnia, 2024

 Z ludźmi dzieje się coś bardzo niedobrego (KOMENTARZ)

Agresja wśród Polaków staje się coraz bardziej powszechna. I nie, nie chodzi o politykę. Kilka lat temu na Dolnym Śląsku świr zabił siekierą niewinne dziecko wychodzące z mamą z księgarni. Ponad rok temuw kościele św. Augustyna facet śmiertelnie pobił mężczyznę, który przyszedł do spowiedzi. Tydzień temu na Nowym Świecie młody mężczyzna zaczepiał ludzi, groził im, uderzył ciężko raniąc turystkę. Wszystko to jednak skłania do zastanowienia się nad tym, czy nie znaleźliśmy się na jakimś potwornym zakręcie, za którym jest już tylko przepaść. I, czy uda się jeszcze z niego zawrócić?

Atak na Nowym Świecie fot. policja

Tragedia na Nowym Świecie wstrząsnęła mieszkańcami Warszawy. Mężczyzna najpewniej po środkach odurzających zaczepiał przechodniów, był brutalny, w pewnym momencie zaatakował turystką, spacerującą z mężem i dzieckiem. Uderzenie było jedno, ale bardzo brzemienne w skutkach – 42-latka ma złamany oczodół. Przeraża to, że tragedia rozegrała się nie w ciemnych zaułkach, w nocy, ale w biały dzień, na elitarnej ulicy miasta. W niedzielne południe, w które pokrzywdzona kobieta spacerowała z mężem i synem. Miała pecha – spotkała szaleńca. I właśnie – o ile bójki, nawet śmiertelne zawsze się zdarzały, to jednak zazwyczaj było tak, że dwóch facetów biło się „o coś”. Czasem były to powody istotne, znacznie częściej idiotyczne. Ale było to jakoś uzasadnione. Tu mamy zło w czystej postaci – gość zaatakował osobę, która nic mu nie zrobiła, której nie znał, która po prostu spotkała go na swojej drodze. Podobnie było z mordem w kościele sprzed ponad roku, gdy mężczyzna zaatakował starszego pana, który przyszedł do wielkanocnej spowiedzi. Tu mamy jaskrawe przykłady agresji, ale przecież ona jest na co dzień. Nie zawsze przyjmuje tak drastyczne formy. Czasem jest to napis na murze, czasem wybita szyba. Innym razem uszkodzenie czyjegoś samochodu. Wszystko to jednak skłania do zastanowienia się nad tym, czy nie znaleźliśmy się na jakimś potwornym zakręcie, za którym jest już tylko przepaść. I, czy uda się jeszcze z niego zawrócić?